|
Ja kiedyś miałem inaczej... Zgoła inaczej. Stałem sobie powyżej muru oporowego w Kłodnem. Są tam takie domki letniskowe. Łowiłem. Lipienie zbierały ochoczo. Widziałem je jak siępodnosiły-było kilka ładnych ryb. Ja jednak łowiłem same krótkie. Nagle przyszedł starszy pan. Łowiłem-jak to zwykle bywa "tyłem do mojego brzegu". Pan wszedł powyżej mnie i łowiąc mniej więcej w tej samej strudze wody co ja schodził sobie sukcesywnie, dość szybko. Gdy doszedł na moją wysokość- i teraz uwaga- przeszedł PRZEDE MNĄ! Czyli między mną a "nie moim brzegiem". Ja przez chwilę nie wiedziałem co zrobić. Wyglądało to mniej więcej tak: Lewy (mój) brzeg rzeki, ja, on, struga w której łowiliśmy (około 7m ode mnie i około 6m od tego pana) i prawy (nie mój) brzeg rzeki. Staliśmy przez chwilę na jednej wysokości, z tym, że on stanął przede mną tak, że NIE WIDZIAŁEM STRUGI WODY W KTÓREJ ŁOWIŁEM KILKA CHWIL WCZEŚNIEJ!!! Pan oczywiście bez słowa, robiąc falę, przeszedł poniżej mnie i zaczął łowić jakieś 15m poniżej. Bez słowa, bez "dzieńdobry", nawet bez "pocałuj mnie w d..ę" :( Z ciekawostek dodam jeszcze, że Pan złowił po kolei 4 miarowe lipienie, zabił je wszystkie. Potem podniosła się woda (zrzut z zapory) i ryby przestały zbierać. Pan poszedł do domku. Łowił jakieś 70-100m od swojej daczy.
To tak tytułem kultury i etyki nad wodą. Ja wówczas nie powiedziałem ani słowa, bo zatkało mnie zachowanie tego człowieka. Ja zawsze podchodzę i pytam zanim zajmę stanowisko.
POZDRAWIAM!!!
mateusz grygoruk
|