|
Przemek, dziękuję za komplementy i jednocześnie zwrócenie uwagi, chyba już ponownie dzisiaj na tym forum, że łowisko wędkarskie jest znacznie łatwiej zorganizować nie tylko zresztą na najlepszych wodach i w ten sposób przejąć presję wędkarską muszkarzy, niż zachować autochtoniczne populacje dzikich ryb łososiowatych. No kill jest potrzebne rybom - dla przeżycia gatunku. No kill dla wędkarzy, to inny zakres problemów, w zasadzie nie daje szans na obniżenie kosztów, ale za to dokłada robocizny, podczas gdy oczekiwania wędkarzy idą raczej w kierunku obniżenia ceny dniówki za łowiska no kill w stosunku do zwykłych, limitowanych.
Problem polega więc też na tym, jakie cele ma i może spełnić łowisko muszkarskie, i w tym względzie wody, w których ryby mają szansę na samodzielne przetrwanie powinny być gospodarowane w kierunku no kill, a wody nie dające takiej szansy w kierunku put and take, który to kierunek jest bardziej ekonomiczny i znakomicie bardziej wydajny. A takich wód jest naprawdę wiele, podczas gdy wód dających szansę na skuteczny rozród jest bardzo mało.
Najlepszym jednak podejściem jest skombinowanie obydwu kierunków gospodarowania w łwiskach, w których można ewentualnie poszerzać bazę dla odpowiedniego bytowania ryb: jeden kierunek - no kill dla autochtonicznych i samodzielnie rozmnażających się (z ewentualną pomocą gospodarza) populacji, a drugi kierunnek - dla wędkarzy łowców, którym trzeba zapewnić określoną ilość jaknajtańszego przedmiotu połowów.
Jestem w pełni usatysfakcjonowny, że obydwa te kierunki są stosowane przez PZW z pełnym zrozumieniem możliwości i uwarunkowań w łowiskach takich jak San i Przemsza, a zrozumienie potrzeby różnorodności i zróżnicowanego podejścia do wód, ryb i wędkarzy ugruntowuje się coraz szerzej.
|