| |
Namaste!
A ja sie "pochwale". Kiedys na majowce stracilem 12 z 12 zapetych ryb... I wieci do jakiego wniosku doszedlem? Po prostu staralem sie za blisko podejsc do zerujacej ryby i adrenalinka powodowala, ze zacinalem za wczesnie, tylko drasnawszy rybke, lub tracilem ja w pierwszym wscieklym odjezdzie na krotkiej lince. Nie powiem, pare wieczorow nad rzeka na skraju zawalu serca po kolejnych spier... pstragalach i doszedlem do rozwiazania. Dluzsza linka zalatwila sprawe. To inny czynnik, o ktorym czasami zapominamy. A moze to indywidualne uwarunkowanie? Nie wiem.
Pozdro.
Przemek
|