| |
Szanowni Koledzy,
Zajęcia ostatniego tygodnia nie pozwoliły mi na dokończenie rozpoczętych dyskusji na ważne tematy. Dlatego przepraszam za powracanie do wcześniejszych dyskusji, które niestety nie doczekały się konkluzji. Nie przeczytałem w żadnym z komentarzy alternatywnych sposobów przedstawienia sygnalizowanych przeze mnie problemów, ani ze strony fachowców ani ze strony entuzjastów wędkarstwa muchowego (jak rozumiem ton licznych komentarzy, taką alternatywą nie jest obecny sposób gospodarowania, powszechnie krytykowany za nieefektywność). Muszę zatem stwierdzić, że moje wnioski są słuszne, a wszelkie napastliwe, nierzadko personalnie kierowane, aczkolwiek anonimowe (to traktuję jako „folklor” tej strony i już ignoruję), są wyrazem bezsilności wobec siły argumentów i logicznej analizy problemu.
Nie mogę odnieść się do wszystkich komentarzy, napisanych w odniesieniu zarówno do kwestii zarybień jak i długości sezonu w naszych wodach. Chciałbym natomiast przedstawić kilka słów uzupełnienia.
Celowo nie pisałem o wodach i regulacjach w innych, bardziej (bez obrazy) zamożnych i "cywilizowanych" krajach. Napisałem o Słowacji czy Czechach, gdzie wędkarze z Polski jeżdżą, co by o tym nie mówić, dość chętnie i stosunkowo licznie, wnosząc opłaty, które w Polsce wydają się im wygórowane. Głosują nogami zresztą nie bez powodu. Jednym z czynników sprzyjających stosunkowo dobrej jakości tych wód jest dbałość wędkarzy o swoje wody (przy czym trzeba porównywać rzeczy porównywalne, czyli „przeciętną” wędkarską, a nie przeciwstawiać naszych najbardziej przyzwoitych, acz niezbyt licznych muszkarzy najgorszym po tamtej stronie granicy). Przykłady na różne postawy można znaleźć wszędzie, a trzeba mieć na względzie ich powszechność, unikając idealizowania w którąkolwiek stronę. I uznać, że „lepiej” nie oznacza „doskonale” czy „wzorcowo” ale tylko porównanie z istniejącego stanu rzeczy. I zastanowić się, co prowadzi do istnienia tego „lepiej” po drugiej stronie granicy.
Do jednej wypowiedzi chciałbym się odnieść, a mianowicie do komentarzy Pana Przemka z Delhi, który zarzucił mojej wypowiedzi antagonizowanie wędkarzy z różnych części Polski.
Otóż wyraźnie napisałem, że o okresach ochronnych nie tak dawno obowiązujących przypominam tym, którzy nie mogą lub nie chcą pamiętać. Sądzę, że wielu z tu obecnych pamiętać po prostu nie może, że do 1983r. sezon na pstrągi zaczynał się 1 kwietnia, a wymiar ochronny wynosił 25 cm. W całej Polsce. Znane różnice między szybkością wzrostu i rozmiarami pstrągów „północnych” i „południowych” sprawiły, że zaczęto się zastanawiać nad „właściwym” wymiarem, który chroniłby ryby przystępujące do tarła (temu służy wymiar minimalny, przy założeniu, że tarło naturalne jest skuteczne). Uznano, że 30 cm będzie bardziej właściwe, równiez na południu Polski (znalazłem artykuł M.Kowalewskiego z Łopusznej, który cytował badania z rzek Polski południowej, potwierdzające większą długość ryb przystępujących do tarła niż poprzednio sądzono). Jednocześnie okazało się, że pstrągi w rzekach „północnych” wcześniej nabierają kondycji po tarle (wbrew pozorom te rzeki płyną w zimie np. Łeba, Słupia, Drawa, Korytnica, Gwda, Brda i inne) bo już w styczniu i lutym. Tu pisałem o wędkarzach „łowiących na północy”, a nie o wędkarzach z północy (dla mnie to różnica), jak mylnie Pan Przemek odczytał moje słowa. I głównie o spinningistach, a nie muszkarzach (to ostatnie też nie zostało napisane z myślą o antagonizowaniu spinningistów i muszkarzy, po prostu sezon muchowy często rozpoczyna się nieco później, podczas gdy sezon pstrągowy, właśnie za sprawą spinningistów - wcześniej)
Zwyciężył populizm – skoro „zabrano” możliwość zjedzenia pstrąga od 25 cm to „dołożono” dwa miesiące sezonu konsumowania pstrągów.
Przeciw temu zezwoleniu na wyławianie pilnujących tarlisk „keltów” pstrąga potokowego ostro protestował Wojtek Węglarski i inni świadomi wędkarze łowiący w rzekach południa. Nie muszę przypominać, że bezskutecznie.
Sądzę, że dla ochrony resztek tego bogactwa, które wymyka nam się z rąk konieczne jest nałożenie na nasze środowisko większych ograniczeń w eksploatacji wód.
Powrót do okresu ochronnego sprzed lat, dostosowanie limitów do możliwości wód i liczebności wędkarzy, może również ograniczenie liczby dni wędkowania za wpłacone składki, większa dbałość o skuteczne tarło ryb (choćby takie jak w Czechach lub na Słowacji) i danie wodom „odpoczynku” przez część roku jest jedną z dróg do tego. Pora uznać po dwudziestu latach, że skrócenie okresu ochronnego pstrąga potokowego to był nietrafiony eksperyment, przynajmniej w wodach południa Polski.
Zdaję sobie sprawę z tego, że moje propozycje zostaną potraktowane jako „zamach” na „prawa nabyte” ale w obecnej sytuacji alternatywy nie widzę, chyba że zdecydujemy się na wysoko opłacane łowiska intensywnie zarybiane, które jednak mają więcej wspólnego z hodowlą ryb, a nie z wędkarstwem muchowym uprawianym w kontakcie z dziką przyrodą.
Przyczynkiem do tych wypowiedzi, pozornie słabo związanym, niech będzie całkowity brak komentarzy i niskie notowania świetnego artykułu tutaj obecnych Kazimierza Żertki i Wacława Santariusa o działalności wędkarzy cieszyńskich, opublikowanego na Rybim Oku. To obrazuje niskie zainteresowanie wędkarzy–klientów problemami, które ich bezpośrednio dotyczą oraz rozwiązaniami, które są w zasięgu ich rąk.
Opisana przez Panów – Kazimierza i Wacława ciągłość działalności środowiska wędkarzy kapitalnie obrazuje drogę do poprawy sytuacji. Trzeba sobie uzmysłowić, że nasze regulacje wędkarstwa są zakrojone na wspólnotowy model funkcjonowania społeczności. Tymczasem mamy zachłanny indywidualizm, który prowadzi do nadużywania tego systemu. Nie obrażając się na rzeczywistość powinniśmy dostosować model uprawiania wędkarstwa do mentalności uprawiających je ludzi. Krokiem w tę stronę jest łowisko na Sanie, gdzie „każdy sobie” w ramach tego, co zapłacił. To uświadamia, mam nadzieję, ile kosztuje wędkarstwo takie, jakiego chcielibyśmy w naszych wodach. Może wcze3śniej zrozumiemy, że wspólnotowy model jest możliwy. Mam taką nadzieję, choć zmiany mentalności zachodzą długo. Jak to w przyrodzie. Po więcej odsyłam do ostatnich publikacji na NaMuche.pl
Serdecznie pozdrawiam
Jerzy Kowalski
|