| |
Własciwie zgadzam się z Michałem, że na nizinach sezon muchowy jest duz okrótszy niż w górach (tylko najcieplejsze miesiace) i sukces (szczególnie na duzych rzekach) mozna osiągnac tylko w specyficznych miejscach w odpowiedniej porze dnia (patrz: przelewy, rafy i inne dośc płytkie miejsca z kamienistym dnem i dosc szybkim przepływem. Ja np. znam na Narwi tylko jedno take miejsce, na odcinku 10 km, gdzie klenie i jazie zerują na suchej przez prawie wszystkie ciepłe dni i to oczywiście przy odpowiednim poziomie wody).
W zeszłoroczna nizówkę odsłoniły się inne podobne miejsca, więc dobrze sobie połowiłem, ale to tez tylko "miejsca": regularnie łowiłem 40 cm jazie za jednym jedynym duzum kamieniem na zwirowej rafce 10x10m, podczas, gdy po 2 km w góre i w dół od tego miejsca mogłem liczyc tylko na ukleje.
Troche lepiej jest na płytszych i czytelniejszych mniejszych rzekach, gdzie ryby przez dłuższy czas są w zasięgu muchówki bo po prostu nie mają się gdzie schować. Tutaj rzeczywicie Wkra jako rzeka szeroka, szybka, płytka, o zwirowato-piaszczystym dnie jest swietnym muchowym łowiskiem. Ale z drugiej strony czym miejsza rzeka tym mniejsze ryby: we wrześniu łowiłem trochę na Świdrze: woda przepiekna, ale rybostan (przynajmniej na odcinku Otwockim) to glównie 15 cm jelce i niewiele większe kleniki.
Ja sam łowię na nizinach przede wszystkim dlatego, że kocham łowienie na muchę, a w góry mam szanse pojechac raz na dwa lata, a "północne" pstrągi ciagle z przyzwyczjenia chyba i z niewiary we własne umiejetnosci muchowe łowię na spining...
|