|
Zgadza się, z tymi zawodami rozgrywanymi na żywych organizmach. Widać, że spadkobierców myśli Feliksa
Chynowskiego jest więcej wśród nas. Całe zło wytworzone wokół idei wędkarstwa rekreacyjnego wzięło się z
wędkarstwa wyczynowego. Wystarczy wejść w jakąkolwiek witrynę internetową Okręgu, Koła lub Klubu, to
zawody poganiają zawody. Trudno powiedzieć, jakie proporcje panują między rzeszą wędkarzy rekreacyjnych, a
grupą o zacięciu zawodniczym. Jedno jest pewne. Związek dla przyciągnięcia członków wprowadził do
wędkarstwa rekreacyjnego elementy: walki, rywalizacji, konkurencji, splendoru i zysku. To wyzwoliło mroczne
cechy charakteru ludzkiego, jak: zawiść, zazdrość, nieuczciwość, snobizm, szpan, itp.
Zupełnie nie przejawia do mnie tłumaczenie, żeby wygrywać, to trzeba trenować. Czyli przewalać na treningach
tysiące ryb w sezonie. Dla jakiej chwały? Dla kolejnego dyplomu, pucharu i medalu z szajs metalu! Większość
wędkarzy w ogóle nie interesuje, kto zwyciężył w Grand Prix, kto jest w kadrze PZW, kto zwyciężył w
mistrzostwach Polski, Europy, czy Świata. To jest potrzebne działaczom związkowym oraz samym zawodnikom,
którzy puszą się między sobą.
Teraz puśćmy wodze wyobraźni. Co by się stało, gdyby wędkarstwo wróciło do formy pierwotnej. W doopę
dostaliby producenci zanęt. Mnóstwo ryb odpoczęłoby od nieustannych treningów. Producenci sprzętu
prześcigający się w wymyślaniu coraz to nowych materiałów sztucznych, wymyślnych technologicznie zestawów,
itp. wyrobów mających zintensyfikować połowy. Czyli wynikłyby same korzyści dla środowiska naturalnego.
|