|
Zastanawiam się gdzie tkwi haczyk? Z tego co wiem rybacy także
kopią się obecnie z koniem w wielu aspektach; jeżdżą do Warszawy
na spotkania w ministerstwie z których jak twierdzą niewiele wynika
np. w niektórych portach morskich zaprzestano od kilku lat
corocznych zarybień smoltem.
Haczyk tkwi w tym, że w Polsce nie chroni się ryb, a próbuje się je hodować.
Polskie społeczeństwo chce aby ryby hodować w wodach otwartych. To jest XIX wieczna filozofia, która
zagnieździła się zarówno w umysłach decydentów, jak i wędkarzy. Jak w XIX Francji zarybieniami chce
się zapewnić rybne rzeki i wyżywienie narodu.
Na świecie natomiast przede wszystkim chroni się naturalne populacje, a zarybia się tylko wtedy gdzy
wymaga tego dana sytuacja i konieczność wsparcia ryb.
U nas jest inaczej zarybienie jest celem samym w sobie. Dla przeciętnego wędkarza przyczyną że nie
ma ryb w wodzie jest to, że PZW czy jakiś inny użytkownik nie zarybił. To, że znieszczono zasoby nie
ma znaczenie. U nas nawet wymiary i okresy ochronne czyli coś co jest najprostsze do zmiany w
zasadzie nie odbiegają od tych które ustalano w Galicji w XIXw. Kontrola presji którą zapisano w
ustawie z 1932 roku, a i w obecnej jest to niby zapisane - zapomnij - jedna opłata była by najlepsza.
Dopóki nie zmieni się podejście, a eksplantacja i wykorzystanie zasobów naturalnych nie zastąpi
ochrona ryb i rzek nic się nie zmieni.
Odpowiedź na pytanie dlaczego tam jest fajnie a u nas nie jest prosta. U nas i tam gdzie jest fajnie robi
się całkowicie inne rzeczy, a tylko wygląda podobnie.
Pozdr Maciej
|