| |
Niestety również uważam, że to nie bakteria jest winna. Natomiast problem leży w kilku miejscach.
1. 1 czerwiec- po 9 miesiącach wędkarze mogą łowić pstrągi a po 6 lipienie. Wszyscy rzucają się na wodę bo ryby nieprzekłute, nowe z zarybienia itd. W związku z zawodami w pierwszy weekend czerwca trenowali tu prawie wszyscy zawodnicy. I niestety jeśli jakiś "muszkarz" przyjechał kilkaset km np.ze Szczecina to myślicie że zadowolił się 3 sztukami? Może w 20%. Mówię tu oczywiście o odcinku poniżej zapory bo z nim miałem kontakt.
2.Brak kontroli- straż graniczna pilnowała tylko żeby ktoś nie pchał się na Słowację, inaczej nawet nie sprawdzali wędkarza, chyba że stanął na ich ścieżce patrolu. Straż rybacka- brak. Bo chyba nie nazwiemy tak uprzejmego staruszka który spisuje numery kart tych wędkarzy którzy akurat będą koło niego przechodzić. Poza tym tacy kontrolerzy to miejscowi. W Sromowcach Wyżnych mieszka może 500-1000. Zatem każdy zna każdego. Czy ktokolwiek z nas wysłałby do kolegium sąsiada czy kumpla z podstawówki albo doniósł na niego do prokuratury? I tu mam taką teorię, że miejscowi w okresie zimy masowo poławiali lipienie nie nękani przez konkurencję.
3.Brak zarybień-mimo powyższych czynników przez wiele lat ryba była, nagle nie ma. Rozważmy to logicznie:
wędkarze-byli, są i będą
kłusownictwo-podobnie, choć brak masowego na tamtym obszarze.
Dlatego jeśli kiedyś były zarybienia, a teraz nie ma to winowajca znajduje się sam. A co się dzieje z pieniędzmi na "zagospodarowanie i ochronę wód" to niech każdy rozważy to sam.
A wracając do kontroli- ostatni paragraf RAPR mówi o instytucjach mogących kontrolować wędkarzy. Łowiłem z pomostu Policji Wodnej w Niedzicy, a nigdy nie zwrócili na mnie większej uwagi mimo iż w wodzie była siatka z okoniami.
|