| |
Panie Stanisławie, martwe kilkunastocentymetrowe ryby, których po zawodach widzi się w rzece znacznie więcej niż w normalne dni to chyba wystarczający dowód. Nie "zwalczam zawodów z urzędu", uważam tylko, że ich organizowanie nie służy ograniczeniu i tak dużej (za dużej) presji na górskie rzeki. To samo dotyczy organizowania kilka razy w roku zawodów na tym samym odcinku tej samej rzeki. Naprawdę mialbym więcej szacunku dla zwycięzcy zawodów, które odbyły się na na Pilicy, Warcie czy innej Wkrze, ktory wygrał je łowiąc trzy 40 cm klenie i jelca zamiast piętnastu lipeników i pstrążków pomiędzy 20-22 cm. Świadome nastawianie się podczas zawodów na łowienie ryb niemiarowych jest dla mnie taki sam sens jak jesienne łowienie lipieni na Pomorzu dwuręczną muchówką z puchowcem na końcu zestawu. Tego nasze prawo też zasadniczo nie zabrania...Pozdrawiam.
|