| |
Odbywanie zawodów na bitej rybie jest najbardziej racjonalnym i zgodnym z przepisami odbywaniem zawodów.
Brrr... Pomimo tego, ze takie zawody są niewątpliwie łatwiejsze w organizacji i tańsze, znacznie tańsze, powiedziałbym raczej że najbardziej nieracjonalnym.... Cóż kwestia gustu...
Zabijanie trzech (a jak teraz widać i niekiedy sześciu) łososiowatych dziennie (1000 z ułamkiem rocznie) jest również zgodne z przepisami...
Dodatkowo poważnie utrudnia oszustwa na zawodach.
Dla chcącego nic trudnego...
Branie na zawodach kompletów ryb po turze jest również zgodne z regulaminem sportu wędkarskiego.
Takie przypadki mają ze sportem już niewiele wspólnego...
Ilość zabieranych ryb na zawodach nie jest takim znowu dużym problemem. Główne straty powstają w czasie przygotowywania się zawodników do zawodów, wtedy są brane komplety w majestacie prawa w łącznych ilościach większych aniżeli na zawodach.
Hipokryzją jest biadolenie nad złowionymi rybami na zawodach, gdy przed zawodami dopuszcza się zabijanie ryb.
Nikt nikomu nie każe zabijać ryb przed zawodami... A jeśli nawet, to czy muszą być zabijane i na zawodach ? Może i ilość zabieranych ryb na zawodach nie jest "takim dużym problemem" na Dunajcu czy Sanie, ale kilkadziesiąt zabitych ryb na pomniejszych rzekach to już prawdziwa masakra... A co z oddźwiękiem po takich zawodach... najbardziej racjonalnych... w pięknej jesiennnej scenerii zabito tyle i tyle ryb. Bardzo wychowawcze...
Jeżeli grupuje się dużo dobrych wędkarzy na niewielkim odcinku rzeki to nieuniknionym jest dewastacja ryb. Presja przewyższa możliwości łowiska i tu winno się to przewidzieć w zarybieniach.
To niestety prawda. Zawody w jakiejkolwiek postaci zawsze będą w jakimś stopniu negatywnie oddziaływać na środowisko. Oby w jak najmniejszym...
Przy łowieniu na rybach żywych natomiast obniża się wymiar poniżej dozwolonego, gdyż łowiska wyznaczone do zawodów są często w kiepskim stanie.
A pisanie donosów tego stanu nie poprawi... Dyskusja na temat obnizonych wymiarów, jak wiesz doskonale toczyła sie już nie raz. Nie bedę sie powtarzał, powiem jedynie że w moim okregu zawody od zawsze  odbywają sie na żywej rybie przy zachowaniu wymiarów ochronnych. Wg mnie jest to ideał formuły zawodów.
Szczególnie w lecie przy wysokich temperaturach powoduje się takimi zabawami dużą śmiertelność łowionych lipieni. Skoro i tak zginą to dlaczego od razu ich nie zabić.
Jasne, po co w ogóle wypuszczać ryby skoro następny je zabierze. To słyszę często...
Nie wiem skąd biorą sie dane na temat śmiertelności wypuszczanych ryb... Jeżeli jednak jakaś ryba na zawodach zginie, to jest to w 90 % wina zawodnika lub sędziego, a nie formuły zawodów. Dane mówiace o 15 % śmiertelności są wg mnie wyssane z palca. Nigdy jakoś nie widziałem na zawodach muchowych płynacych pokotem martwych ryb. Mój największy lipień został tydzień wczesniej największą rybą zawodów... Podobne przykłady mógłbym mnożyć. Cięzko mi może pisać jak to wygląda na południu, ale za nasze pomorskie kameralne imprezy moge ręczyć - tu nie do pomyślenia jest aby jakiś lipień czy pstrag miał nie przeżyć kontaktu z sędziowską miarką....
Zabite ryby można sprzedać i za te pieniądze.......................lub oddać zawodnikom jako częściowy zwrot kosztów zawodów.
Nie, dziekuję....
Zawody na żywej rybie mają też tę wadę że sprzyjają rozprzestrzenianiu się chorób wśród poławianych ryb.
... a stonkę to zrzucali Amerykanie.
Inną alternatywą jest pozostawienie tylko zawodów rzutowych.
Bardzo przyjemny sport.
O już po trzeciej..., czas na poszukiwanie białego motyla, jak piszą niżej jacyś konspiranci
Witek
|
