|
Nigdy nie jarałem fajek. W mieszkaniu rodzinnym już zajad palenia u mnie w pokoju. Zakaz
wstępu z fajką. Do dnia dzisiejszego nie toleruje tych co palą, to śmierdzi, jebie na kilometr.
Nakazałbym zwiększoną składkę zdrowotną dla tych, ktorzy palą. Koszt leczenia
gigantyczny który ze składek, który ma się nijak do leczenia. Koszty społeczne gigantyczne.
I te pety wszędzie chodź tera trochę mniej wyrzucane. Smród wyjaśnia z knajpy czy galerii,
szpitala przy wyjściu ohydny.
Z rozumienia tych co palą jest tyko to, że nikotyna jako narkotyk daje im poczucie szczęścia
i odprężenia w danym momencie.
Generalnie obłożyłbym podatkiem wielkim i obostrzeniami wszedzie. Moja wolność jest
zabijana przez tych śmierdziuchów.
Palacze sami płacą na swoje przyszłe leczenie, 80-90% kasy z fajek idzie do skarbu państwa. Problemem jest, jak zawsze, dysponowanie środkami.
Sam nie palę, bo wiem, że z tych pieniędzy opłacani są urzędnicy, a to mi bardzo psuje humor. Nie mam jednak tak radykalnego podejścia, jak Ty. Ktoś przecież musi, świadomie lub nie, utrzymywać resztę społeczeństwa, a nałogi wciąż są istotnym wkładem w gospodarkę.
Dlaczego państwa promują nałogi? No cóż, jest to znana od wieków metoda cichego i bardzo skutecznego wyciągania kasy od poddanych. To jednak nie jest temat na to forum.
|