|
Ja juz podziękuje za pomoc. ... a tu spotkalem sie z jakims fanatyzmem. Jak można było
powiedziec, ze stawia sie wyzej kłusownictwo niż metodę żyłkowa. W takim razie zabijać ryby
prądem jest bardziej akceptowalne niż złowić metoda żyłkowa i wypuścić. Za duzo filozofii, za mało
logiki.
Kłusownik, to człek wyjęty spod prawa do szacunku, obdarty z godności przez samego siebie.
Przeważnie z nizin społecznych, degenerat. Jednak na swój sposób uczciwy, ma jasny cel i jest
szczęśliwy gdy go zrealizuje. Żyje w równoległej rzeczywistości gdzie brak zasad jest zasadą.
Gdy poranny kur zapieje,
Gdy znad wody mgłę wywieje
Wiatr a słońce światło rzuci
Kłusol śpiewkę swą zanuci:
"Hej ho, hej ho
Do domu by się szło"
Wędkarze często gardząc kłusownikiem, i słusznie, stawiają się jednak niżej jego oceny stosując
absurdalne metody dozwolone wprawdzie przez prawo jednak odległe od zwykłej przyzwoitości.
Taki strzał w stopę.
A hierarchia jest oczywista.
Asem na łowisku jest ten kto łowi na mokrą muchę, królem ten na suchą. Pozostali, to blotki w tali,
przez pomyłkę nazywani muszkarzami. Powinni nazywać się gruntowcami na prawach muszkarzy,
heheheh.
Wzeszło słonce, mgła opadła
Srebrna w nocy ryba zbladła
Urok prysł, czar uleciał...
Głodny wędkarz dalej siedział.
Bo pazerny!
|