|
Piotrze, chyba się zagalopowałeś. Czy to że nie zabieram ryb czyni ze mnie gorszego muszkarza, wędkarza w ogóle?! Absurd. Nie zabieram ryb z różnych powodów. Szkoda czasu i miejsca żeby tu o nich wszystkich pisać. Robię wszystko żeby w miarę możliwości czynić złowionym rybą jak najmniejszą szkodę. Staram się łowić „na upatrzonego” unikając podawania przynęt rybom wyraźnie małym. Używam bezzadziorowych haków, grubych żyłek maksymalnie skracając czas holu. O ile to możliwe nie dotykam ryb ręką, odpinając je w wodzie. Nie mam nawet zdjęcia swojego największego lipienia bo przechodząc na drugą stronę rzeki zostawiłem aparat koledze. Nie chciałem przetrzymywać zmęczonej holem ryby w podbieraku po to aby dać koledze czas na przeprawienie się przez rozdzielającą nas rynnę - nie żałuję, ze nie mogę pokazać wam jej zdjęcie...bo wiem że ryba wróciła do wody w tak dobrej kondycji jak to tylko możliwe. Po co w takim razie łowię ryby jeśli ich nie jem?!? Nie wiem choć, wiele razy się nad tym zastanawiałem...może po to żeby mieć pretekst do wyrwania się z miasta, po to, zobaczyć jak wygląda wschód słońca w lutym nad rzeką, żeby posiedzieć z kolegami przy ognisku, po to żeby poczuć na wędce wielka rybę, pokonać ją w walce i pozwolić jej odpłynąć... Nie czuję się z tego powodu ani lepszy ani gorszy. Nie mam pretensji o to, że zabiera się złowioną zgodnie z prawem (okres, limit, wymiar) rybę . Uważam jednak, że powinno powstać w Polsce więcej odcinków C&R. Taka jest tendencja w całym cywilizowanym świecie i nie jest tak, że wszyscy wokół się mylą a tylko my w Polsce mamy rację utrzymując nieracjonalne limity i dopuszczając nieograniczoną presję ... o czym najlepiej świadczy stan większości naszych wód. Pzdrw, KR
|