|
To że w tamtych "cudownych latach 80-tych" nie łowiło się dziesiątek
ryb za dniówkę wynikało głównie z faktu, że większość kaleczyła
łowienie na muchę, zwłaszcza nie potrafiąc łowić lipieni w czasie
dnia, które były w zdecydowanej przewadze w stosunku do pstrągów.
Większość chodziła i ciapała po wodzie mokrą muchą, jak ktoś
założył nimfę to była to pożałowania godna klucha, zachowująca się
w wodzie jak kamień, jedynie na suchą ludki potrafiły jako tako łowić.
Nie żebym się chwalił ale, po opanowaniu nimfy a zwłaszcza
odkryciu, że nimfa na haku 14 i mniejszym czyni cuda, wyniki na
Skawie w rej. Makowa w ilości ponad 50 szt. za dzień (z czego jak
jeden, dwa były miarowe to było święto) nie robiły wrażenia. Raz 11
listopada chyba w 88 lub 89 zszedłem z Ostrowska do Łopusznej z
czego miałem 22 miarowe lipienie w tym 8 sztuk 40+, z Czorsztyna w
zasadzie nie wychodziliśmy bez kompletu ryb ponad 35cm, w którym
średnio jedna ryba miała 40 i więcej, na Rudawie komplet 5 szt.
grubych, zdrowych i mocnych lipków często robiło się w jednym
dołku w ciągu 15 minut. Oprócz tego łowiło się przy okazji ileś
dziesiąt niewymiarków, większych, mniejszych, dość często trafiała
się mała główka, w prądach sromowieckich brały leszcze, dwa czy
trzy razy boleń, w Łopusznej płocie i szczupaki a na Popradzie potrafił
na streamera wziąć sandacz. No a San to osobna historia. Tak jak za
komuny to już potem nie połowilem.
|