|
Ja z czasów dzieciństwa i młodości pamiętam smaki i zapachy
związane z PZW.
Pierwszy to zapach herbatki z prądem i kłębów dymu tygodniowego
dochodzących z tzw. świetlicy, gdzie w piątki spotykali się liderzy
koła do którego z dumą należałem, by rozgrywać karciane partie.
No a potem smak żurku serwowanego na śniadanie na
weekendowym związkowym biwaku, na polu namiotowym w
Czorsztynie, jako leku a w zasadzie jednego z leków na kaca, po
wieczornej i nocnej libacji sponsorowanej przez.... mniejsza o to,
który Związek.
Po takim żurku i kilku ml pozostałych lekarstw myśl o wyjściu na
wodę za lipieniem, a lipki były tam wtedy jak kłody, już nie była taka
straszna jak zaraz po przebudzeniu.
Aż się chce zakrzyknąć "komuno wróć!".
|