|
Łowiłem w Czorsztynie!, a jakże w 83r. - pierwszy raz na Dunajcu., kiedy razem z kolegą (kolega nie łowił),
po zdaniu matury, a następnie egzaminów na Polibudę (na +3, nie byłem zbyt silny ze ścisłych), udaliśmy
się pociągiem, a następnie PKS - od "Sząca do Corstyna". Namiot był rozstawiony na lewym brzegu Vis a
"Vis czorsztyńskiego zamku. Namiot, prymus, materac, wędka (plecak był ciężki jak diabli), a w zanadrzu 5
szt. nimf Hydropsyche, jakieś podstawowe suche i tyle. Lipienie brały jak szalone na prądach - cały czas
widziałem ruiny czorsztyńskiego zamku, na Hydropsyche nr 10, z tym, że nie byłem zadowolony i tak,
ponieważ ten zielony kolor nie był zbyt dobrze dobrany...Udałem się po jakimś czasie jakieś 1,5 km w górę
rzeki, w kierunku na Maniowy. Na wlewie przed prądami łowiło 3 starszych wędkarzy (jak jeden mąż
wszyscy trzymali w lewej ręce kijek narciarski, trochę mnie to zdziwiło, bo na Sanie tego nie widziałem), na
mokrą, co jakiś czas wyciągali piękne lipienie, a na zapytanie, czy mogę poniż ich połowić powiedzieli
mniej więcej równocześnie :'"a niech sobie kolega łowi". Długo nie połowiłem wówczas, bo większość nimf
ściąłem dosyć szybko, bo w tym czasie miałem za sztywną wędkę. Goście mieli klejonki na pewno bo
widziałem jak to wszystko "pracowało" w czasie wymachów, tudzież w trakcie holowania. Później jeszcze,
w tym samym dniu przypałętał się do nas miejscowy, młody góral z owcami i wycyganił od nas trochę
grosiwa, za to, że rozbiliśmy namiot na jego posesji. Trzeba było dać, bo by puścił te owce na namiot, i by
bieda była. Z trudem jakoś na drugi dzień odbiliśmy na Łącko, gdzie pare lipieni siadło, tyle, że na suchą.
Na trzeci dzień był powrót , głównie z braku kasy....(m.inn. z powodu tego młodego górala).
|