|
Z całą wypowiedzią Pana Stanisława zgadzam się w całej rozciągłości ale poniższe to już w zasadzie czysta esencja:
Niestety duża część wędkarzy, w pogoni za łowieniem maksymalnej liczby ryb,
nie powinna w ogóle wziąć wędki do ręki (podobnie jak wielu kierowców w ogóle nie powinno
prowadzić samochodu).
Co do wypowiedzi Mart 123:
Jeżeli jest to nagminny proceder nic nie stoi na przeszkodzie by w
miesiącach okresu ochronnego troci wprowadzić ograniczenie
całkowitej długości muchy do np. 20 mm tak by można było łowić
normalnie lipienie a w znanych miejscach koncentracji troci
wprowadzić odcinki ochronne. Myślę że to pół dnia roboty, potrzeba
tylko chęci.
Na wodach PZW nic nie jest proste i nic nie trwa pół dnia... Z pozoru banalnie prosta rzecz jaką wydaje się być modyfikacja przepisów na konkretnej rzece z uwagi na jesienną muszkarską patologię okazała się przeprawą trwającą ok. 2 lata, a i tak uzyskany sukces okazał się tylko szczątkowy.
Modyfikowanie przepisów na zasadzie opisywania wielkości muchy, lub klasy sprzętu muchowego nic nie da bo po pierwsze strażnicy SSR to większości spinningiści bez pojęcia o metodzie muchowej, a dwa, że cwaniaki zaraz zamalowaliby na kijach klasy np. #8 opis i dopisali, że to kij #5. Strażnik nad rzeką nie udowodni kombinatorowi, że kłamie.
Mając na uwadze powyższe lobbowaliśmy nad wprowadzeniem całkowitego zakazu połowu ryb w okresie ochronnym troci na odcinku kilkunastu km od pierwszej zapory gdzie kumulują się ryby aż do ujścia. Tak jak napisałem sukces jest niewielki bo udało się przepchnać jedynie zakaz na odcinku 500 m od zapory do pierwszego mostu poniżej, a to i tak w ciężkich bólach (całkowita niemoc sprawcza w lokalnym okręgu PZW). Dopiero gdy tupnął nogą pewien znany niegdyś trociarz i były prezes okręgu nagle okazało się, że można cokolwiek zrobić. Gdyby nie to prawdopodobnie sytuacja nadal wyglądałaby tak jak wcześniej... W tym roku jesienią jak tylko zobaczę jakiegoś muszkarza na tym krótkim odcinku od razu biorę w dłoń telefon i dzwonię na SSR.
|