|
Można tylko teoretyzować, ale dobrze, odpowiem przy okazji na pytanie z tematu
wiadomości.
No to taka sytuacja, mam bezodpływowe jezioro, jestem właścicielem gruntu pod wodami, a
więc i
właścicielem wody, nie prowadzę hodowli ryb, ale żyje tam mnóstwo ryb od tysięcy lat,
uznaję, że nie
chce mieć już jeziora, spuszczam wodę, wszystkie ryby wiozę do bakutilu, jaki przepis
konstytucji
naruszam?
Konstytucja chroni przede wszystkim własność, własność prywatna jest chroniona na równi
z
własnością państwową, więc nie ma tu różnicy. Własność co prawda można ograniczyć
ustawą z
uwagi na ochronę środowiska ale na zasadach proporcjonalności i ograniczenie to nie może
naruszać istoty własności. Istotą własności jest to co może właściciel w stosunku do swej
własności.
Wychodzi więc na to, że państwo sprywatyzowały dziko żyjące ryby i wszystkie inne
organizmy
wodne. Cześć przypadła państwu, ale część osobom prywatnym.
Nigdzie na świecie tak nie ma, aby ryby i inne dzikie organizmy wodne stanowiły własność
właściciela
wody. Nawet jak się ze zwierząt dzikich robi się pożytki (Węgry - czy zwierzyna łowna w
Polsce), to
są własnością narodu. a nie właściciela wody - czyli również osób prywatnych, a u nas jest
inaczej.
Nawet żuczek w ziemi, jest lepiej chroniony, niż ryby, ten nie stanowi własność właściciela
gruntu.
I jak tu chronić przyrodę, skoro jej właściciel może sobie tego nie życzyć src="imx/icons/smile.gif" border="0">
Pozdrawiam,
Maciej
Krótka piłka. Nie trzeba konstytucji.
Ustawa o ochronie zwierząt.
Inna sprawa to, to czy komukolwiek zależałoby na udowodnieniu ci złamania prawa.
Podejrzewam, że jedynie zawistny sąsiad mógłby się postarać.
Pozostaje tylko sumienie lub jego brak, co jest bez znaczenia.
|