|
To nie jest wcale głupie pytnie, powiedziałbym nawet szerzej, że przychodzi taki moment, że to co się lubiło zanika: czysta woda w ulubionej rzece, owady w historycznie ogromnej ilości, takie miejsca z przed regulacji, które śniły się po nocach - a wtedy trudno się uchronić przed frustracją inaczej niż przez ucieczkę od wspomnień. Na Białce Tatrzańskiej nie łowię, bo na niej spędziłem zbyt wiele chwil w latach siedemdziesiątych, i nie chcę się frustrować, a nie umiem jej pomagać w jej braku miejsca, żwiru i wody w zimie. Stąd też pewnie bierze się poszukiwanie nowych przeżyć zagranicą - tam można zapomnieć, że dwa kroki od domu woda jest taka pusta.
Tak, lubię łowić, ale staram się uważać, żeby moja chęć i umiłowanie nie napotkało rozczarowania: to chyba zrozumiałe, w każdej dziedzinie tak się staram postępować, żeby oprócz chęci mieć duże szanse na sukces. Wolę więc łowić w okolicach Edynburga kilka przystanków czerwonym autobusem od centrum, niż na rzekach mojej młodości, które zresztą i tak zatopione są pod zbiornikami dobczyckimi czy czorsztyńsko sromowskimi. No tak, czasem też łowię na "kulawej" Rabie, ale tylko wtedy, gdy mam przekonanie, że mnie tym razem nie rozczaruje.
|