|
Sprawa jest prosta - wędkarstwo muchowe a przynajmniej to "górskie" nazwijmy to pstrągowo-lipieniowe do czegoś zobowiązuje. "Gumiaki" jak sobie wyłowią swojego zarybieniowego karpika to się przerzucą na leszcze, płocie, krąpiki czy co tam podejdzie, podobnie jak sezonowi "pstrągarze" - spinningiści wypełniający wiosenną lukę w maju opuszczają rzeki i mają w dupie pstrąga do kolejnego sezonu. Muchowi niestety jak zasrają swoje gniazdo beretując ryby z rzek, które niemało już dostały po dupie to zjedzą własny ogon i pozostanie im kupić gumofilce, pudełko z robakami i próbować szczęścia jesienią zamiast na lipieniach to na wpuszczanym karpiu przed świętami a zamiast kręcić muchy mogą strugać woblery
Konkluzja muszkarstwa jest przynajmniej dla mnie prosta i zrozumiała - wędkarz muchowy zabierający z rzeki ryby jest zwyczajną mendą i frajerem srającym do własnego gniazda. Takiego frajera środowisko powinno tępić i piętnować... tyle w temacie a dywagacje czy wypuszczać czy może lepiej zabierać i mądrości na temat tego co wypuszczać a co zabierać pozostawiam dla tych którzy jeszcze się wahają pomiędzy muchą a czerwonym robakiem i karpiem na święta.
pozdrawiam
p.s. artykuł Hrabiego w końcu jakiś sensowny i obiektywny, bez niepotrzebnych podtekstów i złośliwości choć zawodnikom jak zawsze się trochę dostało haha ;)
|