|
w ubiegłym roku będąc nad Sanem, miałem okazję podpatrzyć naszych muszkarzy, zresztą nie
tylko nad Sanem , ale i na innych wodach łososiowatych, Dunajec etc. .... zauważyłem, że
ewolucja jest, bo teraz muszkarz, to ktoś "wmurowany" przy jakiejś rynnie , wlewie, czy dołku,
który dokładnie sonduje te miejsca "polską nimfą" .... czyli rzut w górę , powolny spływ, na
końcu zacięcie i tak w kółko, oczywiście na prowadzącej jakiś "nimfa ciężarek" .... wydawało
się to nudniejsze , niż zwykła przepływanka na spławik... ja gdy zaczynałem przygodę z
muszką, to najbardziej podobała mi się jej prezentacja za pomocą sznura i na szczęście łowię na
takich rzekach, że ta prezentacja jest najwazniejsza : krzaki, korzenie , drzewa itd :)
Taki wmurowany muszkaz to nie muszkaz tylko spiningista, uzywajacy muchowki.
Muszkarz nie rzuca zbyt wiele razy w ten sam rejon wody, bo wie ze rybe latwo sploszyc, a sciagniecie sznura z powrotem lowiac z pradem z pewnoscia wyploszy ryby, ktore mimo ze maja krotka pamiec, to beda ostrozniejsze przez najblizsze 2-3godziny, jesli w ogole wroca w tym czasie na poprzednie stanowisko.
Wlasnie z tego i paru innych powodow, Muszkarze lowia "z marszu", a jesli zatrzymuja sie to po to aby odpoczac i ponowic po odpowiednim czasie rzuty do sploszonej wczesniej ryby.
Spacerujac w gore rzeki i wykonujac rzuty pod prad ma ciagle przed soba nowe miejsca i wiele niewyploszonych ryb, ktore latwiej podejsc.
W moim klubie jest to glowna zasada i kolejny Muszkarz robi tak samo, zacyna w dole odcinka, i konczy w gorze. Choc ma przed soba ryby wczesniej wyploszone, to wystarczy dac im nieco czasu i caly odcinek wraca wczesniejszego stanu, zwlaszcza ze poprzednik rozpoczynal na dole kilka godzin wczesniej.
|