|
Krzysiek
Dobry przykład. Naoglądawszy się zachodnich reklam trudno przełknąć, ze nasz hardware to atari, nasz soft wgrywamy na kasecie..
Właśnie sporo czytam i rozmawiam ze znajomymi, jak to było w II RP i jeszcze wcześniej. I wniosek jest podobny - jakbyś tekst Rozwadowskiego przeredagował do dzisiejszego języka, może uaktualnił trochę nazwy rzek, to nikt by nie miał wrażenia, ze to napisano ponad 100lat temu. 100 lat i nadal te same, wręcz identyczne problemy. Pardon, doszła jeszcze niska woda, wycinka drzew, , rabunkowa kradzież żwiru i mega zapory, mordujące rzeki na amen. Ta sama mentalność ludności nadwodnej, pazerna i głupia do granic umożliwiających podtrzymanie funkcji życiowych i prokreację, te same problemy z kłusownictwem, kradzieżami. Zaściankowy chłop pańszczyźniany miał i ma się dobrze.
Co by było gdyby kilku pasjonatów zabrakło? Nie było by tych kilku enklaw, jakoś tam pojętej normalności w morzu syfu który nas otacza.
Tu nie ma co wychodzić na spacer i spoglądać w niebo (szczególnie gdy mieszkasz w Krakowie i nad Tobą zamiast nieba bura chmura pyłu i smogu wisi) tylko trzeba chyba czasem się otrząsnąć i zacząć rozróbę. Ile lat minie, lub nawet dekad, nim powiemy w końcu "DOŚĆ" w sposób zrozumiały i nie negocjowalny?
Ja się chyba wyleczyłem z optymizmu na siłę, radości że gdzieś tam woda płynie, pod murem oporowym z betonu, po otoczakach z butelkami i puszkami, że za workiem z flakami ze świni w zastoisku stoi pstrążek na 30cm, a tam, trochę dalej, za wrakiem lodówki to nawet i na 35 się trafi. Wystarczy minąc rurę z szambem, dojść tam przed 3 innymi muszkarzami sprasowanymi na tym odcinku by sobie "połowić", zakładając że na glonach jak srajtaśma oblepiających długimi wstęgami kamienie sobie kulasów nie wyłamię do końca :)
|