|
Witam
Trzeba chyba na to spojrzeć z jeszcze jednego punktu widzenia. Tradycjonalizm w dzisiejszych czasach to chyba nie tylko snobizm. Sucha pod prąd praktykowana jako jedyna na ekskluzywnych angielskich kredowych potokach oprócz swej "tradycyjności" ;) powoduje jeszcze jedno. Ryby, które akurat nie mają ochoty na "suchą" są poza zasięgiem. Tam są poza zasięgiem. U nas można napisać - przeżyłyby spotkanie z wędkarzem. Gdyż uniknęły spotkania ;) Niestety taka jest nasza rzeczywistość. Tradycjonalizm często powoduje po prostu, że pewne ryby w pewnych miejscach są "poza zasięgiem". I może o to chodzi ??
Na muchę łowię od niedawna. Przez ponad 20 lat spiningowałem. I teraz bezskutecznie usiłując nad sanowym wlewem odpowiednio poprowadzić mokrą muchę czy nimfę zdaję sobie sprawę z tego, że dobrym "deep runnerem" obłowiłbym taki wlewik do cna w przeciągu kilkunastu minut. Zapewniam, że skutecznie. W ciągu 20 lat nawet małpa nauczyłaby się robić to skutecznie ;) Ale ... sprzedałem już prawie wszystkie kije spiningowe :) Bo łowienie na muchę ma w sobie to "coś". Może po prostu trzeba zacząć "muchować" po wypróbowaniu innych metod ??? Często skuteczniejszych ??? I wtedy nawet do głowy nie przychodzą niektóre "pomysły" ułatwiające łowienie. Bo gdybyśmy chcieli łatwo to spining czeka w szafie :)
A poza tym wszystkim tradycyjne pojmowanie muchowania powoduje, że w rzece zawsze pozostaną "mateczniki" - nie do obłowienia poza nielicznymi przypadkami. I to jest dobre :) Przynajmniej dla mnie. Bo gdy nikt nie jest w stanie w takiej bańce "obstukać dna" wolframowym mucho-jigiem z twisterowym ogonkiem na "nieograniczonej" długości przyponie to jest szansa, z może kiedyś wyjdzie mi tam do suchej przepięknie wybarwiony pięćdziesiątak. Bo będzie miał szansę dożyć takich rozmiarów. Ja mogę poczekać :)
|