Pomimo tych misternych zabiegów na miejscu I tak się okazuje, że połowy rzeczy niezbędnych nie wzięliśmy, a połowy nie wykorzystaliśmy.
Również ja mam tego typu problem za każdym razem, gdy wyjeżdżam na wyjazd w nieznane. Jednak myślę, że zarówno moje dotychczasowe doświadczenia jak I doświadczenia moich przyjaciół, z którymi podróżowałem pozwalają mi na danie paru rad, które pozwolą na uniknięcie błędów które popełniłem.
Planując wyjazd człowiek za wszelką cenę chce tak się spakować, aby nie płacić nadbagażu, raz że przekroczenie dozwolonej masy podraża koszt naszej podróży, a dwa bagaże to trzeba nieść a z pewnością nikt nie lubi nosić woreczków.
Tak też było za pierwszym moim wyjazdem do Mongolii uparłem się, aby nie zapłacić tym zdziercom z linii lotniczych ani centa więcej niż to konieczne. Posłużyłem się takim oto kluczem - wziąłem wszystko co najlżejsze. Wziąłem jak najmniejszą ilość ubrań (przecież muszę wziąć z 15 kilo sprzętu) i śpiwór 1 kg.
Wszystko było by w porządku gdyby nie to że w Mongolii temperatura spadła poniżej 0. Wtedy dopiero doczytałem, że te - 5 to temperatura w której nie dochodzi do odmrożeń a nie temperatura w której można w miarę wygodnie spać. Tak zimno jak pod Mongolskim niebem nie było mi nigdy w życiu, a ubranie wszystkich ubrań z mojej kolekcji nie pomagało zbytnio. Wtedy już wiedziałem, ze oszczędności na nadbagażu nie opłacają się do końca. Wiedziałem ale ten błąd powtórzyłem za rok jadąc na Sachalin. Co prawda tym razem przekroczyłem już lekko dopuszczalną masę ale dolej wierzyłem w to co najlżejsze. Co prawda śpiwór już był inny do -28 stopni ale skusił mnie leciutki namiot i to za jakieś śmieszne pieniądze zakupiony w jednym z supermarketów. Namiot wydawał się solidny a przy tym niezwykle lekki bo ważył tylko 1,9 kg. Wydawał się idealny na taką eskapadę. Dopiero na miejscu okazało się ze siatka przeciwko komarom na o drobinę zbyt duże oczka.
Ta odrobina pozwalała małym komarom i wszystkim meszkom wtargnąć do mej noclegowni. Efekt był jeden te wampirze stworzenia ucztowały do woli podczas mego snu . Z komarami wiąże się jaszcze jedna przygoda. Jadąc na Bajkał czy Sachalin wiedziałem, że będzie ich sporo. Jednak ja jestem osobą, która twierdzi, że kogo jak kogo ale mnie komary nie czepiają się. Zabrałem moskitierę, ba nawet trzy moskitiery, jednak nie pomyślałem o specyfiku odstraszającym te bestie. Na łowiskiem okazało się ze tamte konary są chyba dalecy kuzyni naszych bo wręcz przepadały za moją RH 0+. Już pierwszego dnia byłem pogryzione a po jakimś tygodniu pomimo, że ubrałem na siebie wszystko co miałem do ubrania, krwawiłem. A trzeba dodać, że temperatura przekraczała + 30 stopni. Wtedy pojąłem sens indiańskich tortur polegających na zakopaniu wroga do mrowiska. Czułem się tak samo. I pewnie czół bym się tak do końca mego pobytu gdyby nie mój wybawca Steen Larsen reporter wędkarski, przewodnik, autor książek, prawdziwy podróżnik (rocznie spędza na tego typu wyjazdach łącznie 5 miesięcy).
Otóż ten Profi miał w zapasie dwie tubki smaru przeciwko komarom, jedną mi dał. Poczułem się wolny. Po nasmarowaniu rąk, a w zasadzie ran na rękach tym kremem komary przez jakieś 2-3 h dawały mi spokój.
Pełen szczęścia wracałem do swego namiotu, który pomimo swych wad nie wydawał się już taki najgorszy, komary przed zaśnięciem rozgniatałem nogą po brezencie a meszki nie są aż takie straszne. Jednak po raz kolejny musiałem się przekonać o niedoskonałości mego wyboru 1,9 Kg za kilka dni. Ostatniego dnia a w zasadzie nocy pobytu na wyspie nieoczekiwanie spadł deszcz. Wiem nawet około której to było. A miało to miejsce o jakiejś 4 rano, bo o 4,15 pływałem już w swym namiocie. Pocieszające w tym wszystkim było to, że nauka z roku poprzedniego nie poszła całkowicie w las. W tym roku miałem ze sobą śpiwór, który ważył już blisko 3 kilo a nie 1 kg. Śpiwór ten pomimo tego że był mokry nie tracił całkowicie izolacji więc jakoś przekimałem do rana. Morał z tego jest taki nie należy aż przejmować się nadbagażem, Wyjazd taki kosztuje zwykle znacznie więcej niż te parę dolarów, które przyjdzie nam zapłacić za nadbagaż. Moim wzorem do naśladowania w kwestii ekwipunku od pobytu na Sachalinie pozostaje Steen, jego bagaże były perfekcyjnie dopracowane. Ale o tym w następnym odcinku.
Tekst Maciej Wilk, Foto: r, Maciej Wilk
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.