f l y f i s h i n g . p l 2024.04.24
home | artykuły | forum | komis | galerie | katalog much | baza | guestbook | inne | sklep | szukaj
Bieżące informacje
Pstrąg i Lipień nr 42
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.

Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.
Wiadomości z łowiska
Mała Wisła 1
2020-10-14
test
Wiadomości z łowiska
San Zwierzyń-Hoczewka
2013-07-12
Warunki bardzo dobre
Wiadomości z łowiska
OS Dunajec
2014-08-12
warunki dobre ale nie idealne
Wiadomości z łowiska
Łowisko Pstrągowe Raba
2020-10-31
Dobrze to już było...
Nasze wzory
March Brown Odyssey
Wzory much
W katalogu FF
IMGW
Stan wód
Niezbędny każdemu wędkarzowi "na rozjazdach"
 
Flyfishing.pl
Reportaże:
Powiew wiosny...

autor: Kazimierz Zertka, opublikowane 2008-04-12

U mnie. Wszechwładny zapach ziemi. Szum Olzy. Znam tu prawie każdy kamyk, płań, bystrzynę. W każdym miejscu inną muzykę wody. Ten zapach ziemi, nieśmiały aksamit zieleni. Pierwsze śnieżynki, zawilce i rzadkość nad rzadkościami: cieszynianki, kwiatki o zielonych płatkach.
 
Ta zieleń. To jeszcze nie zwariowany, dumny, rozpasany maj. To czas obietnicy. Lek na samotność. Dramat wyobraźni. Pierwsza aksamitna zieleń. Desperacja zieleni. Potrzeba wiary. Ogromnej.
................................................
Olza rwie pośniegową wodą.
..............................................
W najgłębszym zakamarku serca wierzę, że będę miał ten swój kolejny promyk słońca, wiosnę. Ranek...uwielbiam nasączone fioletem poranki. Ten dysonans barw. Burzliwość. Ptaki... ich zaborczą paplaninę, trzpiotowatość, płochliwość, pozorne roztargnienie. Świat płochliwych rzęs. Siła wyższa. Dociec źródeł zainteresowania. Zrozumieć. Przeciwdziałać oziębłości. Wyrzuty sumienia gryzą jak bezdomne myśli. Dlaczego!?! Ileż to już razy zastanawiałem się jak przetrwać, choć na chwilę, męczącą drętwotę, sztuczność, niepewność, za którą - zupełnie nie wiem, czemu - czuję się odpowiedzialny. Trwoga faktów. Kłamać?!
Pamiętasz sztandarowe hasło wściekłego poety - nie otwierać pąków łapami!
Już dawno odrzuciłem zaproszenie na bal wodzirejów. Nie ma nic bardziej smutniejszego niż bal wodzirejów etatowych. Popatrz wokół. Pokolenie. Nowy transport cudownych dzieci propagandy, cwanych, zimniutkich jak dobre piwo. A ja? My? Pokolenie liberałów, osobników z molami w mózgach, czyż nie pragną renesansu wartości skompromitowanych? Moja konstrukcja jest prosta - żyć w zgodzie ze samym sobą. Pożerać dzień zachłannie jak arbuza. Jakoś nie chcę dotrwać dnia, gdy usłyszę słowa... jak stada martwych ptaków.
Samotność. Dar i zguba. Miłość i nienawiść. Kac - moralniak, że nie chciało nam się chcieć. Piszę androny... wiem... przepraszam, ale są czasem takie dni, gdy budzimy się z ręką w nocniku. Ileż to już razy. Czarne parasole. Krople deszczu w rozkopanej ziemi. Czarna jama w brzuchu ziemi. Tylko tyle. Tylko... tyle...
Muszę w tej chwili mieć minę durnia. Ciężko jednak o tą kroplę nadziei w sercu. Ciężko tak z dnia na dzień. Dorastanie boli. Demokracja też.
..................................................................................................
Smaruję sznur muchowy. W imadełku kolejnej muszce urosły skrzydełka
..................................................................................................
Za oknem mrok. To już nie noc. To mrok. Wydaje mi się, że za ścianą płacze Polska. Zawodzenie słychać nawet w rurach kanalizacyjnych. Wiem, że to głupie, pompatyczne i ideowo utożsamiane z okresami błędów i wypaczeń.
Kolejna noc. Rano dzieci wyfruną do szkoły. Pusty dom. Właściwie, co to jest dom. Samotność dorastania. Smutek kropli żalu w zamkniętej pętli czasu. Muszę zwolnić.
Wyhamować...
Za oknem Olza odmawia poranne paciorki mgliście. Omszałe przymrozkiem nabrzmiałe pąki nastroszyły srebrem aksamitne włoski. Rześko. Ostre powietrze niemal rani płuca. Zapach ziemi. Szczery. Ma swoją niepowtarzalność, z której promienieje rzecz dla mnie najważniejsza - spokój.
Ziemia jest pewna siebie, żyje jak gdyby na orbicie około ludzkiej, do której nasze problemy dochodzą w postaci echa. Groźnego... ale tylko echa.
Zawsze bałem się powrotów. Instynktownie. Te wszystkie zjazdy koleżeńskie, pierwsze miłości to trupy. Rzeczywistość nie oszczędza żyjących. Uczymy się tego do końca życia.( polecam "Analfabeci muszą dyktować" St. J. Leca)
Sypnęło jesienią na początku wiosny???
To alergia doświadczenia. Banał sentymentalnych podróży do przeszłości, desperacka próba odtworzenia średniowiecza własnego życia. Egzaltacja i paranoja. Boleść świadka z wiedzą o upadku.
................................................
Olza... Olza za oknem.
....................................
Mam za nic jeźdźców apokalipsy. Witam z rozrzewnieniem skowronka, stado saren skubiące świeżą oziminę. Idę nad rzekę. Muchówka. Wędkarski optymizm. Ten luksus duchowej i moralnej niepodległości. To nie akt izolacji bynajmniej. To droga. Harmonia ciągłości i zmienność stabilizacji.
Przypominają się stare czasy zaufania do ludzi. To jeszcze parę dni i nastąpi eksplozja życia, za ten sen zimowy. Szaleństwo. Piekło w przyrodzie. Jutro rusza lawina ciepła, zieleni, ptasie koncerty wpędzą nas w kompleksy. Dzieci podrosły. Jak ptaki wymykają się spod skrzydeł okaleczonej samotności. To jutro!
Teraz świt. Jeszcze zaspany, ciężki od rosy. Słońce wschodzi z gałązki świerku. Słucham ciszy i na przemian szeptu - co on znaczy? Starodrzewny zapach. Chłonę go, wącham. Pełny zaszłości, zapomnienia. Niepowtórna jedyność chwili gdy wstaje dzień. Prawie gubię oddech, jakbym echo łapał i odpukał je kukułką w żywym drzewie.
Wokół, jeszcze w mroku - odludnieję. Obok brzoza, milionolistna chwieje niebem nade mną - może abym zaistniał - po połowie drzewem i sobą? Może wogóle drzewa - kołyski przestrzeni - przychylają nieba kwiecistej łące?
Wiesz... nie lubię przewlekłych deszczy, zakatarzonych chmur, smędzących się mgieł - kocham słońce! U mnie góry wysadziło w powietrze, zapadły się doliny po łzy potoków. Uwielbiam te pocięte na pasy, kwadraty, romby zbocza, z iskrami pojedyńczych drzew.
Świt w odcieniach lazuru, kobaltu...surowy jak skała... nie wydaje mi się mniej czuły niż człowiek
Kiedyś zamarzyło mi się powrócić... i idąc tą samą aleją (w głębszym niż kiedyś cieniu), zastanowiła mnie wszechogarniajaca pustka, jak gdyby w niej czas ustał, świat zanikł. Tam gdzie zagajnik dorastał, zaległ las ścięty jak długi. Tylko potok szumi jak dawniej wśród bławatków. Odczucia uwięzienia? Być może...
Zapętleni codziennością w czeluściach pracy - zgłodniali - zapominamy wszystkich i wszystko. Obok, gdzieś istnieje świat, trwa... istnieje odwieczną walką i śmiercią. Umieranie warunkiem istnienia - nie płaczesz przecież jak zabijają świnkę na schabowe?
Nasze - byle do jutra! Brakuje nam spokoju. Zwykłej życzliwości zatrzymania samochodu przed przejściem dla pieszych. Rozmów, których ton budzi zaufanie a nie despotyzm i kołtuństwo. Zauważ - wkoło sami krzykacze! W domu, w pracy, na ulicy...
Wiesz, że Pawlikowska-Jasnorzewska stwierdziła, że dzięki wędce, tropieniu ryby... "...nie stracisz zmysłów i nie wpadniesz w niebo..."? Przecież gdybyśmy pojeli prawdę natury - pewno sfikował by nam umysł. Nierozumnie pchamy wózek człowieczeństwa do samozagłady. Nasze lenistwo. Przeklęta łatwizna.
Wstaje świt. Nowy dzień. Przysiadam na brzegu rzeki odmawiającej swoje paciorki po wyglancowanych otoczakach. Szum wody przerywa tylko gwałtowny atak pstrąga. Montuje muchówkę. Zakładam "marcówkę" i rzucam w spieniony nurt - pełny wiary i nadziei. Bo już za chwilę... za moment... poczuję ten pulsujący ciężar ryby. Pewno zwrócę jej wolność, pewno będzie się zastanawiać jak mogła tak się pomylić... ale to za chwilę.
Kolejny rzut kończy się uderzeniem ryby. Mocnym, pełnym zaciętości... hol ostrożny, pewny, zdziwione oczy pstrąga. Próba ucieczki do wolności kończy się w moim podbieraku. Ostrożnie wypinam muszkę z groźnej, uzębionej paszczy. Kładę go na płytkiej wodzie, jeszcze zmęczony, oszołomiony walką, ciężko oddycha. Po chwili jednak powoli, pełen majestatu wraca do głębiny za głazem. Napewno znów zaatakuje, znów zgniecie w paszczy kolejna muchę... żywą muchę...
Jak to w życiu!

Pozdrawiam!
Kazimierz Żertka
Cieszyn

<< Powrót

Galeria zdjęć
Jesienny wschód słońca.
Email:
Haslo:
Zaloguj automatycznie
przy kazdej wizycie:
Zaloz konto
Gorące dyskusje
Na Forum
Ustawa o ochronie
zwierząt

Nie trzeba być
jakimś wielkim
prorokiem, żeby
stwierdzić, że
wcześniej lub
później ktoś uzna,
że C&R/No Kill, nie
Propozycje na naszywkę Forum FF

 [tally] 7

 [tally] 5

 [tally] 10

 [tally] 12

 [tally] 81

 [tally] 10

 [tally] 1

 [tally] 4

 [tally] 19

 [tally] 8

 [tally] 19

 [tally] 93

 [tally] 24

 [tally] 6

 [tally] 7
głosów: 306 więcej >>
Copyright © flyfishing.pl 2002
wykonanie focus