Na początku sierpnia pojechałem z rodzicami na weekend nad Bóbr w okolice Wlenia. Upał, niżówka jak w całej Polsce... W piątkowy wieczór stajemy na moście i humor nam się poprawia. Taflę czyściutkiej wody co jakiś czas mąci delikatne oczko... Szybka decyzja i za pół godziny obok żywych jęteczek spływają też dwie z mąłą niespodzianką... Są pierwsze krótkie, kilka podwymiarków, te większe nie dają się oszukać na leniwie płynącej i głębszej wodzie. Jutro też jest dzień...
Spędziliśmy nad Bobrem jeszcze trzy poranki i dwa wieczory. Nakłuliśmy sporo drobnych lipków, kilka pstrążków, a także trochę miarowców. Wypatrzyliśmy piękne kardynały, których złowienie to odrębna sprawa. W głębokich dołach siedzą też na pewno grube potoki, a może i Pani Głowatka. Można się Bobrem nacieszyć i sobie połowić, ale już chyba niedługo...
Rozważaliśmy wypad nad Kwisę, ale spotkany muszkarz stwierdza, iż zupełnie mija się to z celem. Opróżnienie zbiornika Czocha zmieniło piękną rzekę w zamulony osadnik. Przypominają się publikacje prasowe. Któregoś popołudnia docieramy nad zabytkową zaporę zbiornika... Serce każe chwycić za broń... Kwisa wciąż pięknie przedziera się przez wzgórza, wśród głazów musiały kiedyś siedzieć piękne kropkowańce, musiały... Kolor wody przypomina bardzo zgniłą zieleń kożucha sinic z jakiejś zaporówki wymieszaną z ciemnokawowym mułem. Razem tworzy „śliczną” warstewkę ochronną na kamieniach. Nie sprawdzałem, ale brodzenie grozi zapewne zanurzeniem się po pachy w mule. Ryby nie mogły tu przeżyć, chyba nawet by nie chciały (a może jakaś hybryda potoka i krąpia z trzema nogami i płucami na głowie?!)...
Kolejna klęska. Nas wędkarzy, ekologów, wszystkich ludzi, którym choć trochę zależy na harmonii człowiek – natura, pięknych krajobrazach, zwierzętach. Po co zarybiać, po co chronić, po co wypuszczać, po co... Jedna decyzja, jeden ruch ręką i wszystko umiera. Kogo interesują jakieś głupie ryby, ptaki, gryzonie, owady; można przecież pojechać na karpie, zasiąść na stołku pod parasolem, dzieci wrzucają butelki do wody, a dno zbiornika mam już czyste!
W światku wędkarskim wieści niosą się szybko – w przyszłym roku lub za dwa lata, zabieg podobnego „oczyszczania” zbiornika mają przeprowadzić Pilchowice. W głowie już mam wizję, a może déja vu?! Lipki, które teraz ładnie wychodziły, nie zdążą podrosnąć przed śmiercią w błotnej powodzi, grube lipasy i potoki nigdy nie dadzą się już podziwiać i przechytrzyć – zadławią się mułem, jeśli jakieś przeżyją będą walczyć o dwa ostatnie kiełże ze stadkiem leszczy... „Symfonia destrukcji”.
Wyobraźnia pracuje. Solina, Czorsztyn, Klimkówka, etc. Złorzeczymy za Kwisę, klniemy za Rabę i Wisłę, będziemy płakać nad Bobrem, co dalej... Wiemy o zagrożeniu, czy jesteśmy w stanie coś zrobić, żeby później z czystym sumieniem powiedzieć: „walczyłem do końca, nie udało się...” albo lepiej „udało nam się!” Muszkarze to prężne środowisko, na pewno dołączą się spinningiści, spławikowcy, ekologowie, naukowcy... Ci, którym zależy. Ktoś musi zacząć, jeśli ktoś ma większe rozeznanie w tej sprawie niech da znać na forum. Nie pozostańmy bierni, nie poddajmy się fali głupoty, kłamstw, bezsensu. Oby nie było za późno...
Zdjęcie M.Hassa
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.