No i te sierpniowe błękity. Głębokie. Porażające. Najwspanialsze te na krawędzi nocy i dnia. Jedyne w swoim rodzaju, niemające odpowiednika w paletach czy łownikach. Tak cudowną fakturę podświetlonego nieba, już zza horyzontu, wzbogaconą rozbłyskiem przestrzenności powietrza odnaleść można tylko w pełnych delikatności kwiatach wrzosu.
W tym pozornie letnim rozleniwieniu wręcz kipi życie. Młode pokolenia wodnego towarzystwa bardzo intensywnie żerują. W ogóle nasze ryby szaleją, wszak zbliża się pora łowów wielkich ryb!
Sierpniowo-wrześniowy przełom to wręcz kwintesencja sezonu. To kropka nad "i". Apogeum sytości.
Zbliżają sie ostatki pstrągowe!
Dla niektórych to święto porównywalne z Sylwestrem.
Rozciskane ikrą samice bardziej przychylnie traktują nasze muszki. Podniecone, rozpychające się samce też nie odpuszczają dobrze podanej przynęcie.
Pamiętajmy, jednak by oszczędzać tą coraz rzadszą rybę. Humanitarnie stosujmy haki bezzadziorowe. Mniej krzywd.
Ale atrakcji związanych tak nierozerwalnie z kwiatem wrzosu, mamy więcej.
To również wspaniały okres połowu srebrnej troci, grubego okonia i coraz śmielszego i lepiej żerującego szczupaka.
Warto wysupłać pare dni ... bo to i urlopy się kończą i nad wodę powraca, nareszcie - święty spokój.
Jednak nie o tych wymienionych wcześniej wspaniałych rybach chciałbym pisać.
Chcę Was zaprosić na próbę sił, dosłowną, męską.
Proponuję zmierzenie się z brzaną, teraz gdy jest najsilniejsza, wypasiona.
To nie jest propozycja dla "strzelających śrutem" Tu nie ma miejsca dla lekkiej jazdy. Brzana to czołg, taran, ale i też spryt, płochliwość.
Najbardziej pospolitym miejscem pobytu są głazowiska i rumowiska żwirowych wlotów. Bardzo często żerują na końcówkach płani, ale tam są o wiele trudniejsze do złowienia. Najpewniej czują się w grubej, szybkiej wodzie, władczo podporządkowując sobie najlepsze kawałki.
Brzana pola ustępuje tylko żerującej głowacicy!
Miałem możliwość obserwacji żerującego stada pod wodą. Absolutnie fascynujące!
Brzana potrafi przesuwać nawet spore otoczaki, by wybrać co lepsze kawałki. Jest systematyczna, dokładna, wręcz pedantyczna. Posądzam ją także o silne więzi rodzinne. Brzany są hierarchiczne. Najsilniejsze i największe idą przodem. Zruszane dno jest idealnym żerowiskiem dla młodszych ryb.
Najciekawszym spostrzeżeniem była obserwacja naprawdę sporej brzany, która specjalizowała się w wyszukiwaniu kiełbi i slizów. Takiej metodyki i sprytu nie obserwowałem u żadnej innej ryby. Nie ścigała, nie goniła ... ona się poprostu "pasła" na tych nieszczęsnych rybkach.
Jeszcze jedno.
Brzana atakuje swoje ofiary do wysokości oczu, nie podnosi się do unoszonych nad nią nawet najsmaczniejszych kąsków. Jednym słowem brzana żeruje w przestrzeni góra 10-15 cm nad dnem!. W tzw strefie martwego przepływu ( minimalny przepływ przydenny)
To nie szybki lipień, napalony pstrąg czy wszędobylski kleń.
Trochę o sprzęcie.
Muchówka od 6-7 AFTMA w górę. Linka pływająca, ale koniecznie z podkładem.
Przypony grube, minimum 0.16-0.18 mm. Przynęty to przede wszystkim nimfy. Imitacje białego i czerwonego robaka, chruścika ( z domkiem czy bez), złotogłówki z bażancich piór itp (haki od 6 -8 do 12 - ich wielkość jest uzależniona od szybkości nurtu ).
Jednak tym żądnym sporej dawki adrenaliny, polecam imitacje raczków. To spora, selektywna przynęta. Na koniec prośba. Ogromna. Nie zabijajcie brzan!
Może sie zdarzyć, że brzanie podczas holu pęknie serce... trudno.
Pamiętajmy, że najpiękniejsze są te ryby, którym zwracamy wolność!
W zamian zapewniam wrażenia porównywalne łowcom troci czy głowacicy.
Dzwonek budzika. Za oknem fiolet przetkany łuną błękitniejących wzgórz. Jaśniejąca bezwstydnie Wenus budzi słońce. Po trawach ściele się mleczna mgiełka snu. Rzeźko.
Nawet surowo. Trawa gęsta od rosy, przyjemnie chłodzi stopy. Rzeka odmawiająca szepty po wyglancowanych otoczakach, jeszcze pełna ołowiu, spowita mgłą, tajemnicą. Wsuwam się do wody. Ciepła. Przyjemna. Jakże odmienna od tej surowości dnia. Ten zapach świtu z nutkami ziemi, grzybów , jabłek.... sielsko.
Cicho zmierzam w głazowisko. Wlot płani. Woda po pachy. Obca, niecierpliwa natarczywa... groźna. Jeszcze niema. Czekam. Sprawdzam przypon. Dobry.
18-stka. Nowy. Na końcu raczek. Tłuściutki, purpurowo-brązowy, na bezzadziorowej 6-stce. Świeży. Dziewiczy. Wczorajszy zabrała królowa... szach-mat w pierwszym posunięciu. Ostra krawędź płetwy rozwiązała sprawę ostatecznie.
Świt tężeje. Na górach jasność. Nad rzeką jeszcze sen ulatujący wstęgami mgły... Są!
Błysk niczym błyskawica rozjaśnia ołowianą wode. Wiem, że za chwilę będę musiał wtopić się w głazy, otoczenie, gdy studzienna toń zatraci nocny mrok. Teraz jednak
przepuszczam raczka, uważnie, ostukując kamienie. Badam znane (policzone!) uskoki dna. Przytrzymuję. Nurt wyrywa raczka. Uderzenie?... Młynkujacy pstrążek jest chyba równie zaskoczony jak ja. Znika w toni. Następny rzut. Dłuższy. To przez tego pstrążka. Dołek. Kamyk. Dołek. Zatrzymanie. Przycięcie. Pałąk z kija. Grający kołowrotek. Jest! Idzie pod prąd. Jest! Ten pierwszy odjazd nieskończenie długi... nawrót. Czuję jak tarmosi kamienie. Jest zła. Jeszcze wierzy. Przy dnie. Gdy porwie ją nurt, zacznie walczyć nie tylko ze mną. To za chwilę. Teraz rozeźlona, czuję mocne uderzenia ogona. Odjazd. Porwał ją nurt. Kołowrotek wyje. Podkład prześlizguje się pomiędzy palcami. Schodzę. Ostrożnie. Nurt silny, powalający. Skracam linkę. Podchodzę pod brzeg. Płytko do kolan. Już jest, czuje postronek. Ucieczka. Jest blisko, choć jeszcze nie nadaję się do wyjęcia.
Rezygnacja? Luz. Brzana ogłupiała, zmęczona. Bez wiary. Samica złotobrązowa jak ten poranek. Łyka nerwowo wodę. Raka wypinam lekko peanami z miękkich warg.
Podpływa metr. Ustawia się pod prąd. Odpoczywa. Daje się pogłaskać. Po chwili spokojnie, majestatycznie odpływa. Bez strachu. Do siebie...
Ranek przeszyły pierwsze promienie słońca. Łaskoczą w kark.
Niosą blask... wielkich ryb końca lata.
Może jeszcze spokój, dym ognisk, sytość barw, szlachetność półcieni odbitych w płetwach kardynała ... ale to już zupełnie inne kwiaty i inna historia.
Autor: Kazimierz Żertka
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.