Jest czwartek wieczorem i mimo, ze do konca dnia jeszcze sporo czasu, a i spraw do zalatwienia, myslami jestem juz nad rzeka nad ktora wybieram sie w nadchodzacy weekend. Kazdej wyprawie, jak sami wiecie towarzyszy podniecenie, ale kiedy jedzie sie nad wode, nad ktora przezylo sie magiczne chwile, zaledwie i az miesiac temu, wtedy.... – sami rozumiecie.
Manganui A Teao jest jedna z najpiekniejszych rzek typowo gorskich polnocnej wyspy Nowej Zelandii. Z glownych jej cech wymienic nalezy duzy spadek, co wiaze sie z bardzo szybko plynaca woda. Woda jest bardzo zimna, nawet latem - rzeka odwadnia najwyzszy szczyt Wyspy Polnocnej Mount Ruapehu (ok. 2800 mnpm), a wiec topniejacy snieg ma wplyw na rzeke. Gora ta jest aktywnym wulkanem i jej ostatnia erupcja, ktora miala miejsce w 1997, bardzo sie odbila na kondycji i wielkosci stada ryb. Po pieciu latach sytuacja jednak wraca do normy – stado teczakow sie odbudowalo i mowia ze jest juz niezle. Ciagle, jak mowia, trzeba jeszcze czekac na duze potokowce, z ktorych rzeka slynela przed erupcja, ale i te juz z wolna zaczely wracac. Dla uscislenia dodam, ze po 30 czerwca, przez 3 nastepne miesiace lowic nie wolno.
Warunki geograficzne, jakie rzeka oferuje wedrujacym na tarlo rybom powoduja, ze slyna one z niesamowitej walecznosci. Rzeka jest jednak trudna technicznie i malo przyjazna brodzeniu – ogromne glazy zalegajace cale lozysko; znowu bardziej przypomina to canyoning, czy wspinaczke skalkowa. Niewielu wedkarzy, a takze znanych mi klubowiczow decyduje, sie na wyjazd daleki od relaksu. Ja jednak musialem sprobowac, bo jak dla mnie bezludna woda ma raczej wiecej zalet niz wad.
Tym razem pojechala nas 6-ka. Zaopatrzeni w namioty i cieple ciuchy trafilismy w bardzo malownicza doline. Jedna z jej ciekawostek jest endemiczny gatunek kaczki – blue duck lub whio (po maorysku); mnie ciekawilo dlaczego spotkane przeze mnie osobniki przebywaly na wodzie w trojkach – okazuje sie, ze jako jedne z nielicznych kaczek opiekuja sie jednym piskleciem przez okres do trzech lat. Poza tym sa bardzo ladne i tylko zalowac, ze nie udalo mi sie zadnej sfotografowac, moze nastepnym razem. Pogoda dopisala. Przesliczne sloneczne dni, ale przy bezchmurnym niebie i na stosunkowo duzej wysokosci bylismy rankami niezle przemarznieci. Za to wieczory przy ognisku i opowiadane historie (tu musze przyznac, ze kiedy chlopaki zaczeli o Rugby to sie wylaczylem) nie tylko wedkarskie to bylo to.
Rzeka. Niska woda przelewajaca sie przez metrowej i wiekszej srednicy glazy, ktore miejscami tworzyly kieszenie wody (tu mowia: pocket water) o glebokosci do 1,5 m. Mniejsze, wieksze – to wlasnie one stanowily glowne, oblawiane przez nas miejscowki. Dluzsza chwile nie umialem wpasc we wlasciwy rytm, ale jak juz wpadlem to szlo niezle.
Generalnie bylo fantastycznie i Ci ktorzy wiedzieli jak lowic polowili wspaniale. Strato zacial 24 piekne ryby (w tym 2 potokowce), ale jak to na takiej wodzie - sporo spada po kilku efektownych wyskokach. Ryba dnia byl okolo 1,7 kg potokowiec, ktorego Strato dostal w sobie tylko znanej dziurze, twierdzac, ze w zeszlym roku dokladnie tam dostal nieco mniejszego potokowca (ten sam???). Ja mialem swoje 20 minut, wieczorem, na krotko przed zmierzchem, kiedy to z jednego fragmentu bardzo obiecujaco wygladajacej wody pomiedzy grupa zatopionych glazow tworzacych wyciszenie o dlugosci okolo 5m, z dosc lagodnie oplywajaca je woda dostalem 7 ryb. Wyholowalem az 6! - tylko jedna wystrzelila jak z procy w dol rzeki, prostujac linke i wedke, czego niestety zylka 0.22 nie wytrzymala. Dwie ryby, jestem pewien, braly ponownie i w koncu pozwolilem lowiacemu w dole koledze na sprobowanie szczescia z jeszcze jedna ryba, ktorej branie mialem zaledwie przed chwila. Ku mojej i jego uciesze wyholowal ja w nastepnym rzucie. W tym krotkiem i jakze euforycznym czasie, wiekszosc z moich prowadzen nimfy konczylo sie walka z pieknym teczakem - najwiekszy 1,8 kg. Ryby walczyly przecudnie na szybkiej wodzie spedzajac w pierwszej fazie walki wiekszosc czasu w powietrzu. Bajka, a w okolo jetki...pewnie dlatego ryby byly takie kooperatywne. To zadziwiejace, ale wlasnie takie chwile pozwalaja nam dostrzec ile w wodzie ktora jeszcze godzine temu uwazalismy za martwa mieszka ryb. Wieczor zapadajacy w pamiec.
K’woli kronikarskiej dokladnosci dodam, ze nastepnego dnia Strato trafil na dwa piekne (do 5lb, lub 2.25 kg) teczaki w glebokiej dziurze na gornym odcinku, ale jak juz napisalem na tej wodzie wystarczy, ze duza ryba zdecyduje sie na ucieczke w dol rzeki, a wtedy...to koniec. Zabawna strona calej sprawy byla taka, ze lowilismy na prywatnej ziemi, za pozwoleniem przyjaznego farmera, ktory mowiac no problem dorzucil, ze chcialby pstraga. Jego zachwyt nad ryba, ktora Strato mu sprezentowal byl wart obejrzenia – zbiegla sie cala rodzina.
Na koniec chcialbym jeszcze wrocic do zagadnienia polowu ryb w czasie tarla. Nie chce abyscie mnie zrozumieli zle. Tu nie chodzi o bezsensowne polowanie na agresywne w tym czasie ryby. Przeciwnie, na wielu wodach w NZ zamyka sie gorne odcinki koncem kwietnia czyli mniej wiecej w pazdzierniku naszego czasu na okres do 5 niesiecy. To glownie wody gdzie obecne sa potokowce. Teczaki lowi sie nieco dluzej (do 30 czerwca,) gdyz tra sie pozniej. Jednak wlasnie zima i czas tarla to lowienie na rzekach w rodzaju Tongariro (odsylam do moich zeszlorocznych relacji). Lowi sie agresywne i rzeczywiscie pelne dojrzalej ikry ryby wedrujace na tarliska przez wiele dni i miesiecy - najnowsze badania mowia o 30 – 80 dni wedrowki tarlowej do gornych doplywow i samej rzeki w gornym biegu. Jednak zasobnosc oryginalnego zbiornika, z ktorego te Steelheady migruja i limit 3 sztuk, powyzej 45 cm, a takze doskonala orientacja w obecnym stanie populacji pozwalaja na sensowna gospodarke wedkarska. Hmmm....
A juz na sam koniec tak, jak juz zapoczatkowalem wczesniej, krotkie instrukcie dojazdowe – wierze, ze jednak znajda sie osoby, ktore, mimo wielu przeszkod obiektywnej natury, zechca Nowa Zelandie odwiedzic. Managanui A Teao river nie jest latwo znalezc na mapach, ale latwo jest trafic. Z glownej autostrady nr 1 nalezy skrecic w lewo w Waiouru w strone Ohakune i po dojechaniu do skrzyzowania glownych drog w lewo w strone Wanganui, za chwile zas, na klasycznym, poczwornym skrzyzowaniu w prawo 27 km w doline. To dla podazajacych z poludnia np. Wellington. Od strony Taupo (z polnocy np. Auckland), w prawo za Turangi w strone Wanganui i za wspomnianym wyzej skrzyzowaniem z droga z Waiouru w prawo w doline. Dokladniejsze instrukcje z numerami drog – na zyczenie: jjurasz@yahoo.com
Jarek Jurasz
Maj 2003
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.