Pod koniec listopada udało nam się jednak znaleźć nad tą piękną rzeką. Było nas trzech. Ja i Andrzej, zapaleni muszkarze, oraz Ladislav - miejscowy znawca tej rzeki, który pomógł nam bardzo poznać to piękne łowisko, pokazując wiele tajnych, zarazem "bankowych miejsc". Pogoda zrobiła nam wielką niespodziankę. Z nocnego prawie 10 stopni poniżej zera, niespodziewanie zrobiło się naprawdę gorąco. Nie spodziewałem się tego.
Znaleźliśmy się nad bardzo ciekawym miejscem, gdzie bystry nurt tworzy bardzo głęboką płań. Jesteśmy na słynnym dołem, przez czeskich wędkarzy zwanym "Pod Skalou", w miejscowości Karpetná. Postanawiamy wszyscy łowić na nimfy, ale Ladislav zapewnia nas, że wyjścia lipieni do suchych much lada chwila się zaczną.
Zakładam na prowadzącą ciężką plecionkę na skoczki dwa mniejsze kiełże - bardzo skuteczne muchy, nie tylko na Olzie. Zaczynamy.
Andrzej ustawia się nieco niżej, na następnym dołku, ja z Ladislavem idziemy wyżej.
Obławiam kolejno bystre przelewy za kamieniami. Przy kolejnym rzucie pobicie i wyciągam z bystrzyny pierwszego lipienia. Nieduży, ale bardzo waleczny. Parę rzutów niżej i mam następną rybę. Widać, że trafiłem na stadko. Nagle usłyszałem:
- Mikulasz, podivej, lipan !
Spojrzałem w górę rzeki i zobaczyłem, że Ladislav zaciął coś konkretnego. Za chwilę miałem możliwość sfotografowania ładnego kardynała, który po pamiątkowym zdjęciu wrócił do rzeki. Postanowiliśmy iść w dół rzeki. Tam są dopiero piękne miejsca. Na jednym dołku spotkaliśmy Andrzeja. Słysząc nasze kroki odwraca i uśmiecha się. Trafił na dobre miejsce. Złowił kilka tęczaków i lipieni.
Nagle zobaczyłem pierwsze wyjścia na końcu płani. Dochodziła godzina dwunasta.
- No panowie. Zaczyna się rójka - krzyknął Ladislav - zobaczycie co zaraz będzie. Niech tylko słońce wyjdzie nad drzewa.
Gdy doszedłem do następnej płani, tam już się gotowało. Lipienie zaciekle wychodziły do małych, czarnych muszek.
Było to piękne wędkowanie, choć nie wyciągnęliśmy okazów, zdumiewająca była dla nas ich ilość, a także otoczenie rzeki.
Pod koniec, gdy zmierzchało i odczuwalny był chłód bijący z wyniosłych Morawskich gór, zatrzymałem się na ostatniej, atrakcyjnej płani. Pomyślałem, że rzucę tu jeszcze kilka razy i wrócę. Po kolejnym podaniu muchy, mam branie i od razu silny odjazd z nurtem. Czyżby duży lipień?
Okazało się jednak, że to inna ryba. Był to piękny pstrąg potokowy. Samiec, już po tarle. Gdy wypuszczałem rybę, znaleźli się przy mnie koledzy. Obaj zadowoleni. Wyciągnęli kilka zgrabnych ryb.
Tak oto pożegnała nas ta rzeka. Teraz, jej najlepsze odcinki, do 15 kwietnia, objęte są ochroną. Jednak już nie mogę się doczekać kolejnej wyprawy, nad to rybne i piękne łowisko. Jak więc traficie kiedyś w te strony zapamiętajcie o tej pięknej rzece, która choć jest niewielka, zachowała jeszcze dziki charakter Mimo to, że płynie przez najbardziej przemysłowy obszar Beskidu Morawskiego, będąc nad rzeką nie odczuwa się tego.
A po łowieniu? Proponuję udać się do malowniczego Jablunkova, to piękne , górskie miasteczko. W tamtejszej restauracji "Silesia" polecam miejscowy specyfik, mianowicie "grilovane koleno". Nazwa mówi chyba sama za siebie. Pokazał mi to właśnie Andrzej, który chyba nad każdą rzeką potrafi znaleźć tego typu smakowite ciekawostki. I dobrze, bo po całym dniu łowienia grilowane koleno smakowało wybornie. Tylko jeszcze jedna rzecz. Jeśli postanowicie iść na to cudo. Nie jedzcie nic wcześniej. Przynajmiej parę godzin. Dlaczego..? jedno koleno waży chyba ze dwa kilo.
Tekst: Mikołaj Hassa
Photo: Mikołaj Hassa, Jarek Jurksza
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.