Na banał zakrawa próba opisania tego wszystkiego co dzieje się w świecie roślin i zwierząt w paru suchych zdaniach. Trwają rozrody, łączenia się w pary, ... poprostu wkoło kipi życie! Wręcz zachłyśnione słońcem, ciepłem, zielenią i śpiewem zwłaszcza kosa i drozda. W miłosnych uniesieniach jest między innymi lipień, później świnka, głowacica.
Nasze rzeki też już wracają do normalnych stanów po odprowadzeniu kry i śniegu. Woda przekracza magiczną granicę zimna która najlepiej przekłada sie na zachowanie pstrągów. Przestają być himeryczne, są teraz zawadiackie, zaczepliwe ... podkreślają swoją niepokorność i nieprzewidywalność. Kończy sie też czas naszego wylegiwania się.
Nasze ryby już wyraźnie przesuwają żerowanie na poranki i wieczory, no i pojawiają sie owady! To już nie cisza wita nas nad brzegiem rzeki. Wyłażą po zimie wszelkiej maści przedstawiciele świata owadów, mają miejsce pierwsze rójki jętek z rodzaju March Brown. Bardzo często ma miejsce w strefie przybrzeżnej, około południa, często wręcz jest niezauważana przez nas - a szkoda!
Ten okres jest ( moim zdaniem) najlepszy by jakąś technikę poznać, zgłębić, wypróbować. Wciąż naszym podstawowym wyposażeniem będą raczej wodery... ta MOBILNOŚĆ. Wędeczka stanowczo odchudzona, coś lekkiego w klasie 4/5 standartowo o dł 240 cm. Sznur raczej intermediale i mokre muszki na przyponach 0.16-018 mm.
To jest TO!
Technika napewno niesłusznie zaniedbana. Jest jednak w tym okresie bezkonkurencyjna. Ćwiczy oko, słuch i szybkość. Uczy dokładności, staranności, wprawia rękę i przywraca szacunek do muszkarstwa. Można by przekornie napisać,że to nie sztuka wejść z nimfą na głowe rybie i ją złowić. Nasza nonszalancja wzieła się poniekąd z połowu lipienia. Pstrąg został na tyłach, otoczony z racji nielicznego występowania, aurą tajemniczości. Ktoś kiedyś stwierdził że łatwiej złowić pstrąga niż lipienia, ale nauczyć się łowić pstrągi jest o wiele trudniej niż lipienia. Może dlatego cała sztuka związana z mokrą muszką a przypisana pstrągowi, też nosi w sobie tajemnice. Pokusiłem się kiedyś o wykonanie wzorów ze starych poradników i były naprawde skuteczne, świadczy to o perfekcjoniźmie starych mistrzów. Wciąż niedościgłym wzorem zostają Panowie: Węglarski, Lachur, Jeleński ich teksty, muchy, podejście do metody na długo będą jeszcze długo kanonem.
Zaczynamy! Nad naszą rzeką poranna mgiełka, i jeszcze długie złocisto-czerwone cienie świtu. Schodzimy do chłodnej mrowiejącej w kolanach wody wdychając jeszcze surowy i ostry zapach ziemi z nutkami kwiatów (czy może ktoś próbował wąchać zapach wczesnowiosennej trawy, jeszcze skąpanej szarosrebrną rosą? ) Najlepiej wystawić do wstającego słoneczka twarz, poczuć to jeszcze nieśmiałe ciepło, nie musimy głęboko brodzić, ot tyle żeby spokojnie pomachać...teraz pora na przynęte. Dobry jest stary klasyczny March Brown, Hofland's Fency, Greenwell's Glory, lub bezskrzydłe: Pheasant Tail, Żabi Duch itp. Standartowo wszystkie modele w rozmiarach 12-16 na skoczka można "wrzucić" jakąś niepozorną lekką nimfke ... może Red Tag na 14-tce?
Rzuty... hmmm...poezja pod drugi (lepszy!) brzeg, w poprzek nurtu, jeszcze tylko lekkie nadrzucenie - poprawka na środkowy nurt rzeki i ... obserwacja.
Warto się skupić. Samo zatopienie, gdy nasza muszka poddaje się podwodnym prądom, sprawia wręcz wrażenie strachu i bezradności poddanego na łaske żywiołu owada, często wtedy właśnie zaobserwować można ten niepowtarzalny fioletowozłoty błysk pstrąga. Zacięcie jest tylko formalnością. Jeżeli jednak ryba nie zainteresuje się imitacją pozostaje nam następna faza, którą charakteryzuje praktycznie swobodny spływ naszej przynęty, bardziej doświadczonym nie muszę chyba polecać wprowadzenia "odrobiny życia" w ten spływ. To pozwala przekonać wąchacza-oportunistę. Pstrąg jak chyba żadna inna ryba kojarzy się nam właśnie z radością , życiem, czystością, pięknem. Wielokrotnie obserwując pstrągi w ich naturalnym środowisku zawsze uderzała mnie wręcz inteligencja tej ryby, jej drapieżność ale i też zabawa. Tak! Naprawdę pstrągi potrafią się bawić!
Byłem świadkiem jak dwa pstrągi po ok. 20 cm łapały na wpół żywego kiełbika tylko po to by za chwilę go wypuścić i łapać na nowo! Lekcja zabijania? Czasami jest to też dla niego zgubą.
Wracając do naszych połowów, to cały urok tej metody polega na przeświadczeniu łowiącego o podjęciu prawidłowej decyzji o zacięciu... choć przyznają mi rację "starzy wyjadacze", że w tej metodzie łowiąc w poprzek nurtu w 95% ryba zacina się sama, ależ ile frajdy w przeświadczeniu że wszystko nam wychodzi!
Dla bardziej wymagających polecam wersję na "upatrzonego pod prąd".
Skradamy się pod brzegiem, mając przegląd sytuacyjny w polaroidach, wykonujemy TYLKO planowe rzuty pojedyńczą muchą przed żerującego pstrąga zakładając poprawkę na spłoszenie, zatopienie muchy, swobodny spływ- bez brużdzenia!... czyli wyższa szkoła jazdy. Zaletą tej metody jest 100 % skuteczność.
Większość naszych pstrągów będzie się mieścić w przedziale 20-30 cm. Poprostu i pstrągi ponosi ułańska fantazja! Są wszędzie, należy dać im co prawda jeszcze trochę czasu do namysłu ale mimo wszystko są, biorą, walczą, a i w nas jest jakaś tajemna siła, ta lekkość i prawie dziecięca beztroska w rzutach sznurem, w podaniu muchy na "milimetry między kamykiem a bródką za czwartą falką " itp ... itd ... To coś co jeszcze nie przekłada się na łapczywość mięsa a raczej na bytności nad wodą, w otoczeniu budzącej się wiosny. Teraz jak nigdy przykładamy się do rzutów, jeszcze nierozwinięte zielsko pozwala na pewną bezkarność a znawet zawieszona na wiotkich i miękkich jeszcze listkach mucha, łatwa jest do odzyskania.
Przechodzimy, przerzucając sobie znane miejsca ładując ten wyczerpany zimą i mrokiem akumulator. Ta niepowtarzalność świtu w akompaniameńcie drozda, kosa, skowronka z figlującymi na lustrzanej błękitnobiałej rzece błyskami złota, srebra... nawet może chłodu księżyca. W tym wszystkim niczym grom, błyskawica... wygięte w łuk złociste nakrapiane starym srebrem z czerwonym akcentem ciało pstrąga. POEZJA!
Może poprostu wiosna. Tego się nigdy nie zapomina. Kto tego nie czuje, nie rozumie ...nigdy nie zrozumie sztucznej muchy.
Może więc zrzućmy tę postawę łowcy i przyjmijmy myśliwego!?
Czyż potrzeba nam tylko mięsa?
Celowo tu pomijam łowienie okoni które teraz w amoku przedłużenia gatunku jakże często wisieć będą na naszej muszce, wypuśćmy i jego i pstrąga, za rok pstrąg pogrąży okoniowy ród do defensywy ... a my spotkamy może PSTRĄGA
Gdy wieczorem syci wrażeń z wypiekami na twarzy (jak dzieci!) zawiesimy "na kołku" muchówkę, wyjdźmy przed dom, by w tych gasnących iskrach dnia poczuć ten jedyny w swoim rodzaju wczesnowiosenny chłód, drżącą niepewność w lepkich mackach gasnącego mrozu.
W tej jedynej chwili gdy zdycha wiatr a nawet burza... słońce kładzie się do snu, pod naszymi powiekami znów pstrągi skaczą do słonecznych promieni świtu.
Jeszcze jedno. Nosi nas! Chcemy poznać rzekę o której tyle pisali w zimowych numerach, niczym harcerze odkurzamy tajną sztabówkę i busole, gna nas w ostępy, puszcze. Swiat nad rzeką jeszcze nie zarosły pokrzywo-komaro-kleszcze. Jednak poczekajmy na dłuższe dni i cieplejsze kwiaty ... ale to już inna historia i inne kwiaty.
Autor: Kazimierz Żertka
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.