Niektórzy wymykają się na siermiężne połowy troci i łososia inni uganiają się za królową Podhala – głowacicą.
Większość z nas jednak kręci muchy, wspominając i czekając na wiosnę. Taka wędkarska przyducha. Jest takie porzekadło chińskie z epoki Czang:
„…chcesz być szczęśliwy godzinę – upij się, chcesz być szczęśliwy trzy dni – ożeń się,
chcesz być szczęśliwy całe życie – wędkuj…”
Więc koledzy! Wędki w dłoń!
Na przekór krajobrazom za oknem, przygotujmy się do lekkiej szarży. Na początek zostawmy te wszystkie neopreny, spodniobuty, wystarczy nam lekka wędka w klasie 5-6 AFTM, sznur zdecydowanie pływający przesmarowany chociażby gliceryną, ulubione pływające meszki, red tagi,
jakieś fantazyjne lekkie nimfki w odcieniach szarości i brązów wszystko to na hakach 16-20, dorzućmy do tego parę mokrych March Brown, Coachman-ów, no i parę puchowczyków w zdecydowanych kolorach.
Warto tu przypomnieć, że najrozsądniej te muszki wykonać na hakach bezzadziorowych, oszczędzi to i rybom i nam niepotrzebnych stresów. Koledzy, tu mały apel: pamiętajcie, ryba wyjęta z wody narażona jest na być może okrutną śmierć z powodu przymarznięcia skrzeli w ujemnej temperaturze. Rozgrzani holem i spacerem nawet niezauważymy jej zmian.
Wróćmy jednak do naszych przygotowań. Do kanonów należy zabranie termosu, okularów polaryzacyjnych…i aparatu fotograficznego. Świat, do którego chcę Was zaprosić jest wręcz zaczarowany, absolutnie fantastyczny. Jako poligon proponuję wyznaczyć coś nam bliskiego, niepozornego, wskazane są tu rzeczki te najmniej dostępne w okresie letnim, i proszę odpuście rzekom pstrągowym i lipieniowym.
Naszym celem będą klenie, okonie może zabłąkany jaż i płoć. Na pewno możemy się wyspać, nasza zwierzyna też drzemie. Możemy sobie odpuścić zadymki, zawieje i właściwie wszelkie gwałtowne zmiany ciśnienia. Najlepsze są dni słoneczne, z temperaturą w okolicach zera…i po nocy z padającym śniegiem. Pozwoli nam to uniknąć rozczarowania.
Ruszamy nad naszą rzekę, wkoło wszechogarniająca biel, puszystość ciszy. Wręcz zagubienie. Nasze znajome drzewa, krzewy roziskrzone promieniami słońca obudzą w niejednym z nas coś z nieśmiałości dziecka, jakąś tkliwość, ale uważajmy nasza rzeczka tuż, tuż. Ten świeży śnieg potrzebny nam jest do stwierdzenia samotności. Jeżeli stwierdzimy inne ślady, najlepiej iść w kierunku odwrotnym, nawet niezamierzenie nasz kolega po kiju spali nam łowisko.
Poruszanie się nad zimową rzeczką to podchody, wręcz stąpanie po polu minowym. Ołowiana, krystalicznie czysta i z reguły niska woda jest ideałem i kwintesencją tej wyprawy. Naszym sprzymierzeńcem jest lekkie zalodzenie przy brzegach.
Nie na darmo stwierdzono, że kleń ma oko w każdej łusce. Na pewno niejednokrotnie na tej wyprawie zobaczymy falujący majestatycznie czerwony ogon…i tylko ogon. To właśnie takie warunki połowu pozwalają nam ocenić siebie, okrutnie wykazują wszelkie błędy, uczą pokory i pozwalają lepiej zrozumieć wodny świat. Teraz też mamy niepowtarzalną okazję obserwacji pracy naszych przynęt. Na pewno odniesiecie wrażenie, że wszystko, czego używacie jest za duże. To złudzenie prowadzić może do absurdu minimalizacji a w konsekwencji do niepotrzebnego kaleczenia i męczenia ryb.
Zima to także pozorność uśpienia. Życie toczy się dalej. Uważny kolega na pewno zauważy pojawiające się zwłaszcza około południa tzw. „papierosowe jętki”, które potrafią pobudzić ospałe ryby do żerowania, uważajmy zwłaszcza na wypłacenia przy burtach brzegowych, częstym łupem może okazać się pięknie o tej porze roku wybarwiony jelec. Bardzo ciekawe są wszelkie wypłacenia, przedewszystkim z powodu przebywania w tej strefie aktywnych ryb. Ciekawą alternatywą są końcówki wstecznych prądów, bo chociaż brania tam rzadkie, to zdobycz może wzbudzić respekt, bo jeżeli dodamy do tego jakieś korzenie, zawaliska, to mamy bankówkę kleniowego matuzalema. Nie chce się połakomić na March Brown Spider? Trudno! Może okonie będą chętniejsze do współpracy. Tu sprawdza się dobrze falujący dociążony przy uszku puchowczyk. Rewelacja!
Dobór kolorów zostawiam inwencji kolegów. Lubię też mokrą muchę poprowadzić z głębokiej burty, tylko spokojnie, flegmatycznie by dopiero przy przejściu z otchłani mroku” strząsnąć” z niej strach. Ten nerwowy tik często kończy się zacięciem niezdecydowanego jazia – a on potrafi szybko zweryfikować nasz sprzęt i umiejętności.
Czasem niewiadomo, czemu zabójcze są imitacje larw ochotek i muchówek, opadające w toń niczym płatek śniegu, wirujące wśród podwodnych prądów, znikając nad samym dnem w pyszczkach płoci, jelców a … nawet kiełbi.
Zima ma swoje tajemnice, już parę razy obserwowałem aktywne żerowanie kleni… na płatkach
śniegu. Może przypominają im czas obfitości?
Często taka wyprawa kończy się jednym, dwoma, czasem paroma braniami. Nieraz także
przynosi okazy, o których istnienie nawet nie podejrzewaliśmy naszej rzeczki.
I może to magia śniegu, ciszy, tej ulotnej puszystości, sprawia, że taka wyprawa na długo
zapadnie nam w pamięci. Naładuje akumulator nową wiarą, nadzieją na nowy sezon.
Na ten Nowy Rok!
Autor: Kazimierz Żertka
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.