Wiosna. Wszystko pięknie, bo jest woda. Przychodzi jednak lato. Zaczynają się kłopoty. Rzeki mające progi, w naturze były węższe i głębsze. To już historia. Ale gdzie jest wszystko, co jeszcze w marcu tak ładnie brało nam na płaniach i przelewach? Teraz tu milimetry wody. Pozostały progi. Dla nas płytkie, ledwie po pas. Dla Nich to jednak wszystko. Tam są pstrągi. Nie dlatego że chcą. Ale dla tego, że muszą. Potrafią się przystosować, nawet do najtrudniejszych warunków. Są godne podziwu...
Na progach łowię trochę inaczej.
Naszym sprzymierzeńcem jest dystans. Zwłaszcza w czystej wodzie.
Ustawiam się na dole, za progiem. Trudniej będzie podać. Trudniej poprowadzić. Ale jest to wykonalne. Pomyślmy gdzie w bani może On stać. Spójrzmy na spływającą wodę i powstającą pianę na dole. Właśnie tam gdzie są ryby. Progi wyglądają monotonnie. Ale rzeczywistości nie musi tak być, zwłaszcza gdy konstrukcja ma już trochę lat. Na „moich” rzekach progi znam. W nowych miejscach przyglądam się dokładnie łowisku. Interesują mnie wszelkie nierówności, gdzie na górze woda spływa mocniej. Tam przeważnie betonowe dno jest nieco głębsze. Dzieje się tak za sprawą erozyjnego działania wody. Mimo tego, że jest tam niewiele głębiej, dla ryb ma to ogromne znaczenie. Na Wiśle jest kilkadziesiąt takich miejsc. Podobnie na innych rzekach gdzie są progi. A im one starsze, tym takich dziur więcej. Czasem dochodzi do sytuacji, że woda przebije betonowe dno. Wymywa ona następnie żwir zalegający niżej. Powstają istne podwodne bunkry. Duże pstrągi je uwielbiają. Mniejsze też, ale muszą ustąpić. Twarde zasady.
A muchy? To już odrębny i bardzo szeroki temat. Ale odnośnie doboru imitacji na tak nietypowych łowiskach, mogę także przedstawić kilka własnych obserwacji. Łowię przeważnie na mokre muszki, są one tu bardzo operatywne. Podaję na krawędź piany, sprowadzając je w stroną wylotu. To bardzo emocjonujące wędkowanie. Gdy woda w rzece jest niska i czysta, nawet niewielka przesada w wielkości i kolorystyce muchy może na progu zrobić niemałe zamieszanie. Tylko na naszą niekorzyść.
Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja podczas przyborów. Oczywiście gdy woda podniesiona jest w stopniu umiarkowanym. Wtedy ryby często bywają wypchnięte z piany na końcówki progów, gdzie intensywnie żerują. Tu jednak taktyka też nie zaszkodzi. Nawet w mętnej wodzie. Duży pstrąg na progu widzi potrójnie. Więc gdy woda jest zmącona, łowię często z góry. Łatwiej podać i poprowadzić muchy. Tu lubię streamerka. Pstrągi też. Podczas takiego łowienia wielu moim zdaniem popełnia nieświadomie błąd. Myśląc, że w mętnej wodzie są niewidoczni, podchodzą za blisko spadu. To miejsce, gdzie woda się załamuje i spływa po progu do bani. Zachowajcie przynajmniej kilka metrów odstępu. Na własnym przykładzie wiem, jak duże ma to znaczenie. Na pewno trudniej się łowi, konieczne dłuższe rzuty. Ale tak już musi być.
W mętnej wodzie próg można „zrobić” także na krótko. W tym przypadku zresztą najłatwiej tak łowić. Gdy banie nie są za głębokie, możemy wejść do wody. Podajemy muchy w pianę i przeprowadzamy w kierunku wypłycenia. Na mniejszych rzekach, możliwe jest to bez konieczności wejścia do wody...
Te kilka uwag dotyczy jednak najbardziej klasycznych przykładów. Są oczywiście progi o różnych konstrukcjach, czasem mocno odbiegających od standardu. Pewne zasady jednak są uniwersalne. Sprawdziłem to.
Mam świadomość, że przedstawiłem zaledwie garść informacji. Zachęcam więc do szerszej dyskusji na ten temat.
Tekst i fot. Mikołaj Hassa
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.