Pół godziny autostradą i jesteśmy na miejscu. Kluczymy drogami polnymi które znają tylko muszkarze i miejscowi. Wreszcie mostek, nasz parking. Pierwszy rzut okiem na rzeczkę Planę (Plane). Za drzewami wyłania się wschodzące, pomarańczowe słońce. Wzdłuż rzeki zieleni się pierwsza trawka. Nikogo jeszcze nie ma, dobrze tak. Pstrągi w maleńkiej, przeciętnie 4 metry szerokiej i widnej Planie szybko się peszą. To taka „one man river”. Na szczęście ten odcinek „fly only” jest mało znany. Montujemy muchówki, umawiamy się na piknik oraz zmianę odcinków o godz. 11. Już tradycyjnie Michał rusza w górę a ja w dół rzeczki. Zatrzymuję się przy miniaturowym progu, faktycznie belce. Tu zeszłego sezonu straciłem najlepszego pstrąga, ponad kilogram, to dużo na ten ciurek. Przy lądowaniu ryby szczytówka mojego 9-stopowego SAGE zaplątała się w gałęziach olch. Następnym razem wyciąłem (mea culpa, w rezerwacie) przeskadzające gałęzie. Dzisiaj mam krótką, 6´6”-stopową St. Croix AVID, specjalnie do tego celu ściągniętą zza oceanu. Do przyponu wiąże niezawodnego, czarnego streamerka. Niestety żadny pstrąg interesuje się moją ofertą. Nie tracę czasu i idę dalej do następnego progu. Woda jest dość wysoka, trącona. Zaczynam od pochylni progu. Zbudowano ją, zwaną też szorstką rampą, by umożliwić wolną migrację ryb. W wartkiej wodzie mam pierwsze branie. Dorodny tęczak pokazuje co umie. Delikatna „czwórka” gnie sie w pałąk, ale nie poddaje. Wbrew pozorom filigranowe cudeńko szybko męczy rybę. Problem przy lądowaniu, łowię na długie, za długie na ten kij, kręcone przypony. Mimo tego tęczak ląduje w podbieraku. Robię zdjęcie, podziękowanie dla ciotki w USA która zrealizowała moje zamówienie. Zrobiła to chętnie, jej mąż był także muszkarzem.
Schodzę kilka kroków w kierunku „bani” i ponawiam podchody. Rzut, zbieranie linki, szarpnięcie, zacięcie i następny widowiskowy hol. Coraz bardziej podoba mi się krótki zestaw klasy 4, w sam raz na małe rzeczki. Niestety rozochocony tracę skupienie i spinam kilka ryb. W bani jest cisza. Speszone pstrągi pokryły się widocznie po kątach. Może coś „głębinowego”? Zmieniam muchę na „strażackiego” Mickey Finn kręconego w stylu Closers Deep Minnow. Daję streamerowi czas zatonąć i skokami zrywam go z dna. Od razu branie i następny tęczak w podbieraku. Więc miałem rację. Następne sztuki tracę, co do diabła? Przyglądam się streamerowi, faktycznie, ogon przepisowy, ale na ostrożne ryby zbyt długi. Może czerwoną nimfę „złotogłówkę”? Tak, to traf w dziesiątke. Wystarczy, cztery pstrągi w dwie godziny to nieźle. Niemiłosiernie hałasując zatrzymuje się przy mnie starszy miejscowy na „przedpotopowym” NRD-owskim motocyklu. Pyta o wyniki. Zanim łapię aparat znika w dół rzeki. Szkoda, był prawie tak rasowy jak pomorski „gumofilc”. Tyle, że muszkarz.
Po drodze powrotnej spina mi się pstrąg przy pierwszym progu. Może jeden z rodzimych potokowców? Widocznie speszone inwazją tęczaków z narybienia, potokowce pokryły się po dziurach. Spotykam Michała przy moście. Jeden potokowiec i jeden spięty tęczak. Słabo jak na mojego towarzysza, z reguły przegrywam z nim w pojedynku. Kawa i kanapki, wymiana doświadczeń w cieniu krzaka na brzegu cudownej Plany (Plane). Na to czekałem pół roku. Rozglądam się za Perlodes dispar, unikalnymi widelnicami które tu występują. Nic, może im tego roku jest za ciepło. Następny kubek kawy. Polecam Michałowi moją bankówkę. Mija nas, uprzejmie pozdrawiając, pierwszy samochód muszkarza. Oby nie zajął znanego miejsca. Zajął i Michal musi się zadowolić obrzeżem miejscówki. Pokazuje swą klasę, wybiera spod krzaków trzy tęczaki, przyjezdny z bani tylko jednego. Michał łowi na mokrą, Western Coachman, mojej roboty. Poniżej spotykam owego tubylca. Właśnie się zbiera, ale przekonuję go do portretu z motocyklem, rocznik 1953 jak opowiada.
Jedziemy w górę rzeczki Plany. Jej środkowy odcinek jest dzierżawiony przez właściciela hodowli pstrągów. Pozytywnym efektem dzierżawy jest fakt, że właściciel zarybia rzekę tęczakami i źródlakami. Te migrują na klubowe odcinki, przeszkód brak, i cieszą nas, członków DAV-u swą żarłocznością. Chodowla już nie zanieczyszcza rzeki jak w czasach NRD. Od lat wracają widelnice, jętki majówki i chruściki. Baza pokarmowa miejscowych potokowców. Deficytów wodnych też nie ma. Niestety górny, klubowy odcinek Plany co roku bardziej zarasta. Po stracie kilku much daję tam za wygraną. Południowy upał jak w lecie, 27°C w środku kwietnia!?
Jest jeszcze nieco czasu i decydujemy się odwiedzić rzekę Nuthe. Nuthe to wprawdzie zmeliorowany kanał (Plana to rezerwat) ale ryby są. Samochody na rzeka nie wróżą nic dobrego. Dzisiaj na otwarciu to prawdziwy deptak, jak w Bydlinie na początku sezonu. Berlińscy muszkarze i miejscowi spinningiści stoją jak różaniec. Woda też jakaś kiepska, mętna. Ryby są, potokowce i tęczaki, ale aura nie nasza. Na złość wyjmuję im pod nosem piątego tęczaka dnia. Nie chcąc sobie popsuć wrażeń poranka, wracamy z Michałem do samochodu.
Czy początek sezonu był udany? Jak na podberlińskie, nizinne warunku jak najbardziej.
Powodzenia
Georg Moskwa
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.