Nie postawiłem swemu przewodnikowi tego pytania, „Profesor Lipień” z Wrocławia znał ten odcinek jak własną kieszeń. W końcu miałem dość. „Pozostanę tu”, meldowałem nieśmiało, pokazując na obiecujące oczka. „Jak chcesz?” bąknał Andrzej i zniknął za krzakami. Odetchnąłem i ostrożnie weszłem do rzeki. Krystaliczna woda przyjemnie chłodzila nawet przez neopreny. Za warkoczami włosiennicy widziałem oczkujące lipienie. Wybór muchy o tej porze roku nie był trudny. Roiła sie Hydropsyche, suchy „Buck Caddis” nr. 14 z sierści sarny był w sam raz. Nie potrwało to długo i holowalem pierwszego lipienia. Wszędzie widziałem oczkujące lipienie, którym po kolei i bez pośpiechu, prezentowałem muchę.
Andrzej mnie wnet ominął, w swoistym dla niego tempie brodził w dół rzeki. Za zakrętem rzeki ukazała się głęboka płań przed pionową skałą. Tu zaczynal się malowniczy przełom Bobru przez Góry Kaczawskie. Na jej wlocie dostojnie machał wędziskiem Janek Błachuta. On jeszcze perfekcyjnie włada klasyczną mokrą muchą, czego mu bardzo zazdroszczę. Z imponująca brodą i finezyjnym kapeluszem wyglądał jak Liczyrzepa osobiście. Stosownie, bo do Karkonoszy nie było daleko. Wcisnąłem wędzisko pod pachę i wyjąłem aparat fotograficzny.
Wnet pozostałem sam. Moi przyjaciele wzięli górną ścieżkę leśną. Korzystając z niskiego stanu wody postanowiłem brodzić w dół przełomu. Na wylocie płani ładny lipień wziął mi ulubioną nimfę. Puściłem go wolno i brodziłem dalej. Otoczony wysokim lasem miałem wrażenie być w gotyckiej katedrze. Pod zwisającym nad wodą krzakiem wyszedł dobry lipień. Bez pośpiechu wymieniłem nimfę na niezawodnego „sierściucha”. Wysoko powyżej mnie, na ścieżce, zatrzymał się wędkarz i obserwował moje poczynania. Trzeci rzut trafił trudne miejsce. Cmokające „plop!” i błyskawiczne zacięcie. Niestety, kardynał pożegnał się z eleganckim salto. „Szkoda, ten był piękny” usłyszałem z góry komentaż. „Owszem piękny, ale poszedł” odparłem rozczarowany. Za zakrętem spotkałem spinningistę. „Tylko małe potokowce” streścił swój wynik. W tych warunkach, z muchówką, miałem jednoznaczną przewagę.
Wnet woda była za głęboka do brodzenia. Wspiąłem się na początek kolejowego nasypu. Leciwy pociąg obsługiwała tu linię Lwówek Śląski – Jelenia Góra. Czasami dzieci machały w naszym kierunku z okien. Z lasu wyłonił się bród. Tam czekali moi przyjaciele. Podziwiali rzuty Hansa, który, jak zwykle pociagając fajkę, demonstrował swoją klasę. Zachęcali mnie do przeprawy. W tym miejscu się już raz w lutym prawie utopiłem. Ostrożnie, krok po kroku, brodziłem na drugą stronę.
Ten piękny dzień jeszcze się nie skończył. Po odpowiednim pikniku, w który zaopatrzył nas Zbyszek Czarny, był przed nami jeszcze cały wieczór.
Epilog
Od tego dnia minęło zaledwie kilka lat. Mimo tego, sytuacja Bobru dramatycznie się pogorszyła. Wybryki pogody w następnych latach utrudniały pozyskanie tarlaków pstrąga i lipienia. Regulacje hydroteczniczne w ujściu potoku przegradzały lipieniom drogę na tarło. Bez intensywnych zarybień rybostan nawet takiej rzeki się nie utrzyma. Presja wędkarska jest znaczna, reguła „catch & relies” tylko wolno rozprzestrzenia się wśród miejscowych. Nadal królują „koszykarze”. Ryby było co roku mniej. Podczas ostatniej wizyty stwierdziliśmy nielegalne ścieki. Piękne ślizy bezsilnie drgały w przybrzeżnych płyciznach. Dobiła rzekę susza w 2003 roku. Jak miecz Demoklesa wisi nad Bobrem następne niebezpieczeństwo, konieczne płukanie zbiornika Pilchowice. Jakie to może mieć skutki, wszyscy wiemy. Nie wróci też do pracy Zbyszek Czarny, dobry duch Bobru.
Zanim Bóbr wróci do świetności przełomu stulecia, o ile wogóle, będzie to trwało dobrych kilka lat. Życzę to tej rzece z całego serca. Wtedy wrócę do płani i przelewów Bobru.
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.