f l y f i s h i n g . p l 2024.11.26
home | artykuły | forum | komis | galerie | katalog much | baza | guestbook | inne | sklep | szukaj
Bieżące informacje
Pstrąg i Lipień nr 42
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.

Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.
Wiadomości z łowiska
Mała Wisła 1
2020-10-14
test
Wiadomości z łowiska
San Zwierzyń-Hoczewka
2013-07-12
Warunki bardzo dobre
Wiadomości z łowiska
OS Dunajec
2014-08-12
warunki dobre ale nie idealne
Wiadomości z łowiska
Łowisko Pstrągowe Raba
2020-10-31
Dobrze to już było...
Nasze wzory
Heavy stonefly nymph
Wzory much
W katalogu FF
IMGW
Stan wód
Niezbędny każdemu wędkarzowi "na rozjazdach"
 
Flyfishing.pl
Reportaże:
Swieta, swieta…(w Zelandii) – czesc 1-sza

autor: Jarek Jurasz, opublikowane 2005-03-01

Od czego zaczac, kiedy tyle wody w rzekach uplynelo…Moze po prostu od tego…Kolejne Swieta i kolejna okazja, aby wybrac sie na dluzszy wypad na ryby. Plany jak zwykle ambitne, ale elastyczne – pogoda zaskakuje tego lata.
 
Przy planowaniu wiec skromnie: odwiedzic rzeke Ruakituri, o ktorej tyle dobrego slyszalem i ktora ma kultowy wrecz status posrod muszkarzy wyspy polnocnej. Ma wyjatkowa doline, usiana ogromnymi glazami i glebokimi dolami, oraz slynie z wyjatkowo duzych teczakow (do 7 kg!) w swoim dziewiczym gornym odcinku powyzej 60-metrowego wodospadu Waitangi Falls. Nie planowalem co prawda lowienie tamze, ale bardzo chcialem zobaczyc rzeke 500 km od Wellington.

Do dyspozycji az 10 dni. Postanowilem wiec ze zaczne od odwiedzenia miejsca, do ktorego zawsze bedzie mnie ciagnac z powrotem – Mohaka. Po ostatniej wen wizycie niedosyt. Skoro jest wiec okazja do powtorki, nie waham sie dlugo. Niedosyt to tylko jedna strona medalu, z drugiej cale mnostwo wrazen i chec przezycia ich na nowo.

Jak to wszystko mozliwe? Otoz podczas ostatniego klubowego wypadu nad Mohake, okazalo sie ze nasz ulubiony odcinek prowadzi brudna wode. 40 minut jazdy szutrowa droga po to by zastac taki widok. Jeden moj dawny znajomy powiedzialby, ze gnije mu od czegos takiego watroba, my postanowilismy sprobowac. Pol-godzinne oblawianiu bankowej plani i jedno skubniecie streamera przy brzegu. Beznadzieja. Rozdzielilismy sie, chlopaki poszli w gore, ja postanowilem sie zapuscic na wczeniej nie odwiedzany doplyw (okazal sie wcale duze rzeka), o ktorym slyszalem wiele dobrego - Te Hoe.

Nie chce sie rozpisywac, ale po 2 godzinach lowienia w dolnej, jak sie okazalo jalowej czesci, trafiam wreszcie na ryby i to piekne. Kolejne 4 godziny lowienia w pieknej scenerii, wystawiony, na parzace slonce (to sie okazalo wieczorem…) i w stanowczo za cieplych woderach byly warte zachodu. Dzis chcialem Wam jednak opisac wyprawe nr 2 na Te Hoe …

Drugi dzien Swiat, okolo poludnia. Mimo solennych zapewnien moich godpodarzy, iz powinienem zostac takze i drugi dzien, jesc i pic, grzecznie odmawiam i wyruszam w 320 km trase na Mohaka, do ujscia Te Hoe. Od poludnia faktycznie nie moge juz usiedziec i mysle o sprawdzeniu miejscowek z ostatniego razu.

Docieram do zamierzonego ocinka na 17:30, wiele czasu mi wiec nie zostaje. Postanawiam rzucic pare razy w nasza stara bankowke, ale jakos bez przekonania. Zwijam sie szybko ale tu wkracza do akcji pracownik Department of Conservation, ktory okazuje sie takze straznikiem. (Facet nie moze sie nadziwic ze przyjechalem po rybe 400 km; nie prostuje jego punktu widzenia, jakos nie wypada…)
Po krotkiej przechadzce dochodze do Te Hoe. Omijam caly dolny odcinek, bo juz wiem, ze nie warto nan tracic czasu. Pierwszy dolek i plosze sredniej wielkosci pstraga. Nic to przede mna jeszcze kilkanascie miejscowek. Nastepna, ktora obfitowala w ryby w listopadzie cichutka. Coz to juz pelni lata, wiele ryb cofnelo sie do glownej rzeki. W kolejnej jednak musi cos byc, wszak to tam dostalem 4 piekne ryby ostatnio (o jednej bylem prawie pewien ze wziela dwa razy, za kazdym razem inna nimfe, o ile to mozliwe…) Rzeczywiscie podchodzac cichutko (juz wiem) widze wyrazne podniesienie sie dziwnie kolorowego pstraga do srodka toni. Hmm…mam zawiazana srednia zlotoglowke; zaraz po rzucie, przytrzymujac prowadze ja srodkiem wody - przytrzymanie. Zacinam z wyczuciem i…to wspaniale uczucie kiedy duza ryba miot sie na krotkiej lince. Nie szarzuje, bo konioecznie chce sie jej przyjrzec. Potok! I to piekny, ponad 2kg i jakies 57 cm. Caluje go w gruby nochal (tak na wlasny uzytek nazywam koniec gornej szczeki) i delikatnie wpuszczam do dolka. Dopiero teraz widze tanczacego na wodzie chruscika, jeden, i drugi. Jest ich z pewnoscia wiecej. Oblawiam dolek jeszcze dluzsza chwile ale dzien sie wyraznie juz chyli. Mialem sie nie spieszyc, a tu przede mna tyle jeszcze miejscowek. Nastepny bystry odcinek wita mnie mniejszym, ale za to bardzo sportowym teczakiem. Dochodze do glownego glazowo-dziurowego odcinka i postanawiam go “ugryzc” od glebszej strony. Kolejne glebokie miejsce i znowu serce wypelnia nadzieja na solidne przytrzymanie. Jest ale trwa tylko jakies dwie sekundy, rybe sie odpina i widze ze byla solidna. Nie ma jednak czego zalowac, przeciez to pierwszy wieczor! Oblawiam jeszcze ze dwa dolki, jednak zmierzcha sie juz solidnie, a przede mna jeszcze namiot do rozbicia i jakas kolacja. Wracam, pod drodze atakuje jeszcze raz miejsce ktore oblowilem poprzednio, ale z drugiej strony. Dluzsze przepuszczenie nimfy…i jest! Na takiego wlasnie wyskokowego teczaka czekalem, odjezdza bardzo szybko i znowy wyskok. Walczy niesamowicie, czyzby zahaczonu-inaczej? W koncu delikatnie go przyciskam za kark i rzeczywiscie muche ma w…nosie (konkretnie w otworze nosowym). Za to nie jest zahaczony w ogole wiec bez problemow uwalniem go od nimfy i czym predzej udaje sie w powrotna droge ku bardzo czerwonemu juz sloncu. Zajadajac zupe z puszki i wsluchujac sie w rytm nocnej rzeki, celebruje drugi dzien swiat inaczej… nie zaluje.

Ranek, slonce mocno juz przygrzewa kiedy wygramolam sie z namiotu. Tym raziem sie jednak nie spiesze; wiem ze odcinek na ktorym bede lowil lubi mocno operujace slonce – ryby sa wtedy znacznie bardziej aktywne. Zaczynam w miejscowce, w ktorej podczas pierwszej tu wizyty zlowilem najwiekszego mojego wtedy pstraga – teczaka 62 cm. Fajne wyciszenie po ostrym wlewie sasiadujace z duzymi glazami. Rzut i poprawa, nimfa prowadzona gleboko (3 m) na srednio-dlugiej lince. Zwalnia w okolicach glazu, ale jakos sie zatrzymuje. Na wszelki wypadek z wyczuciem podnasze nimfe. Luuup, duzy teczak w doskonalej kondycji wyskakuje na metr w gore by zaraz pojechac z pradem, pod prad, w srodek nurtu i nawet pozwalajac przyciagnac sie do mnie z wyczuciem na jakies 2 m. Absolutnie nie jest gotowy do blizszego mnie poznania. Odjezdza znowu w srodek rzeki i widze po lince ze znowu wyskok i…powietrze uchodzi ze mnie jak z dziurawej opony. Nie cierpie tego uczucia, ale jeszcze bardziej gorzkiego smaku winy. Przeciez lowilem na ten przypon wczoraj wieczorem miedzy glazami i myslalem o jego zmianie na nowy. Nie chodzi o 3 m zylki tylko o zwykle “nie chce mi sie”. 0.22 pekla jak nitka przy kolejnym zwaleniu sie sporego (pod 3 kg) tlustego teczaka w wode. Moze zwalil sie na przypon (w takich razam prawie nigdy nie wytrzymuje impetu). Blad pozostaje jednak bledem, choc i doswiadczeniem na przyszlosc.

Pora w gore. Przekraczam plytki (do kolan) ale szybki przemial. Troche mi drza kolana, na wspomnienie mojego ostatniego przekraczania Mohaki – pol uda dosc szybkiej wody w zupelnosci wystarzcza na zwalenie z nog kazdego (szczegoly dla zainteresowanych.) Jestem przy odcinku ktory zawsze byl laskawy i szczodrze obdarzal rybami. Poczatek obiecujacy, maly, ale bardzo sportowy teczak. Woda piekna, pora dobra (okolo 10-ej), slonce piekne, wszystko gra. Niestety, nie dopisuja ryby. Kolejny rzut za rzutem nie wnosza niczego. Hmm, czyzby fakt ze Strato, mimo dosc metnej wody, nie zlowil nic przez pol dnia ostatnio byl az tak znamienny? Wedruje w gore. Miejsce ktore lubie, bo oczywiscie mialem w nim rybe, daje mi iskre falszywej nadziei – trzy luski na haku (czulem ja.) Kolejne miejscowki, nic. Pora rozejrzec sie naokolo i jednak stwierdzic ze jest pieknie. W koncu jestem na krotkim, przelomowym i bardzo malowniczym odcinku. Mozna lowic krocej. Przepuszczenie, ale co to? Sredni teczak wychodzi do indykatora! Zdarza mi sie po raz pierwszy? Zalozona jednak sucha much w jaskrawym kolorze nie robi na nim najmniejszego wrazenia.Co ciekawe, wyzej mam dokladnie taka sama sytuacje. Oblawiam dolek po dolku, wierzac, ze jednak. W koncu upragnione przytrzymanie i sliczny okolo 1,5 kg teczak laduje na przegu, po co tu duzo mowic krotkiej walce (nie lubie przeciagac w sasiedztwie bystrych pradow.) Dochodze do miejsca ktore jest juz domena wylacznie kajakarzy i postanawiam cos przekasic, ciagle napawajac oczy widokiem. Lubie schodzic w dol obrzucajac ciekawe odcinki streamerem, kopniecie teczaka na ciezkiej lince to jest to. Pierwszy z tych odcinkow daje mi wlasnie to, co tygrysy lubia najbardziej. Ryba jest duza, choc 0.25 dodaje mi pewnosci siebie. Pozwalam jej zejsc kiladziesiat metrow z pradem, i na kilka ladnych odejsc, ale w koncu pozwala sie dotknac. Piekna 2,5 kg samica w doskonalej kondycji. Nie wynosze jej nawet na brzeg, lecz po delikatnym wyczepieniu muchu z powrotem spycham na wode. Na taka rybe czekalem, poranny niesmak odchodzi, jest dobrze. I nic to ze przez nastepne 2 h ani brania. Wracam do “bazy” na zasluzona sieste, jest 16-a.

Leniuchowanie sluzy mi, jednak po kolejnych 2 h decyduje sie na powrot do wody. Zostaly dobre 3 h do zmroku. Postanawiam oblowic bankowke uwazniej. Okazuje sie ze jak sie don uwazniej przylozyc to mozna jednak cos dostac. Miejsca sa zmienione, w koncu wybudowano nad nim duzy most. Nizej widac tez skutki ostatnich powodzi i sporo naniesionego materialu (pstragi tego nie lubia). Na mojego Wolly Buggera jednak dostaje 40 cm potoka i ok 35 cm teczaka (nizej skusi nan jeszcze jeden, tym razem naprawde maly jak na Mohaka teczaczek (20+ cm). Robie krotkie podsumowanie: 8 ryb na kiju, 6 wyholowanych, 8 h wedkowania, wrazen - mnostwo. Nawet gdybym nie mial zdjec, ktore widzicie obok, to chyba wystarczylo by mi zmruzyc oczy…Zawsze tam chetnie wroce.

<< PowrótOceń artykuł >>

Autor Komentarz
M.M
jak dla mnie tekst super!!!
Aleksandra
Świetny tekst, na zimowe wieczory jak znalazł .Ciekawe jak będziesz celebrował przyszłe święta ;-)Domyślam się :-) Czekam z niecierpliwością na kolejną taką część .
Przemek Lisowski
Te, Jaroslaw Wielki Nowozelandzki. Napisz cos do mnie na priva /przemek1@bol.net.in/, bo mi wcielo Twoj adres. Cos mi sie tam replay z naszego wspolnego wedkowania pod "kopolka" zaczyna ksztaltowac. Jak jeszcze nie masz mnie dosc.
A ogolnie to cool text i mile wspomnienie z pieknego lowienia...

Galeria zdjęć
Słowenia 2024
Email:
Haslo:
Zaloguj automatycznie
przy kazdej wizycie:
Zaloz konto
Gorące dyskusje
Na Forum
...Czy są jakieś
materiały?

Według mnie 2-gim,
niewątpliwie
ciekawym punktem
mogło by być
zapytanie : A jak
było na terenach
wschodnich, w...
Propozycje na naszywkę Forum FF

 [tally] 7

 [tally] 5

 [tally] 10

 [tally] 12

 [tally] 81

 [tally] 10

 [tally] 1

 [tally] 4

 [tally] 19

 [tally] 8

 [tally] 19

 [tally] 93

 [tally] 24

 [tally] 6

 [tally] 7
głosów: 306 więcej >>
Copyright © flyfishing.pl 2002
wykonanie focus