Ale aby to mnie była opowieść o złośliwości rzeczy martwych, powrócę do sedna czyli do wyjazdu, oczywiście na ryby.
Zawsze wyobrażałem sobie Italię jako kraj, w którym raczej można spodziewać się dobrej pizzy niż wędkowania. W tym podejściu do tamtejszych salmonidów upewniał mnie widok Włochów łowiących na Słowenii. Sądziłem, że u nich podobnie jak I u nas coś w wodzie pływa ale nie koniecznie są to ryby dla których warto by przejechać 1200 km.
Prowodyrem tego wyjazdu był Bogdan, kolega z którym już parę razy na rybach tu I tam byliśmy. Plan był prosty, jedziemy z rodzinami, my na ryby, a reszta na narty.
Uatrakcyjnieniem naszego wyjazdu było to że raz mieliśmy spróbować złapać carpione endemicznego salmonida żyjącego tylko w jeziorze Garda, dwa jechaliśmy tam na otwarcie tamtejszego sezonu wędkarskiego.
Wyruszyliśmy w sobotę I po dość męczącej podróży do miejsca naszego zakwaterownia dotarliśmy około północy. Po krótkim przywitaniu z naszymi gospodarzami szybka poszliśmy spać nazajutrz przecież rozpoczęcie sezonu nad Adige. Noc minęła mi bardzo szybko, tak szybko że poranne pukanie w drzwi wiozłem za jakiś nocny koszmar, ale to nie był koszmar pod drzwiami stał Bogdan, I mówił szybko, szybko zaraz się zacznie. Wskoczyłem w ubranie przełożyłem sprzęt to drugiego samochodu I zaczęło się. Do łowiska czyli Adige mieliśmy jakieś 150 km, a żeby było ciekawiej to jeszcze trochę pobłądziliśmy, a raczej nie mogliśmy odnaleźć miejsca zbiórki Klubu muchowego z Werony Silver Salmon na którego zaproszenie przyjechaliśmy.
Nasze perypetie z odnalezieniem właściwego miejsca w żaden sposób nie wpłynęły na naszą punktualność, przybyliśmy na czas. Na miejscu było już parę osób, rozkrajano bułki, krojono ser I salami, Wytoczono gąsior z winem, czysta sielanka nad wodą. My też, a raczej Bogdan dołożyliśmy się do składkowego posiłku, Bogdan wyciągnął łososia złapanego niedawno na Łotwie. Atmosfera była doskonała, Pomyślałem no cóż jak nie ma ryb to przynajmniej otoczka jest OK.Po otrzymaniu licencji uzbroiliśmy wędki I dawaj nad rzekę. Adige w tym miejscu przypominała rozmiarami Dunajec poniżej Nowego Targu. Jak nowy targ no to krótka nimfa. Pozakładaliśmy nasze robaczki a na efekty długo nie trzeba było czekać już po paru minutach coś wisiało na wędce. Ile tego dnia złapałem ryb nie pamiętam ale sami rozumiecie gdy na brzegu stoi gąsior z winem a w nozdrza wkrada się zapach gotowanego rizzotta trudno do wędkowanie mieć matematyczne podejście.
Ten dzień spędziliśmy bardzo w bardzo przyjacielskiej atmosferze klubowiczów z Silver Salmona. Ja do dziś jestem pod wrażeniem tego spotkania wędkarzy, nie miało ono nic wspólnego z rywalizacją w złym słowa tego znaczeniu. Nie widziałem wędkarzy którzy biegli by nad wodę, rozpychali by się I z nienawistną miną spoglądali na zbliżających się do nich kolegów. Ten pierwszy dzień nad Adige naładował nas na tyle że już w drodze powrotnej obmyślaliśmy powrót. Następnego dnia już jako członkowie klubu Silwer Salmon o 7 rano zameldowaliśmy się w pobliskim barze aby wykupić licencję dzienną. I po chwili byliśmy gotowi do zmierzenia się po raz drugi z Adige. Tym razem nasze wędkowanie miało całkiem inny charakter. Otaczała nas cisza I spokój, ani żywej duszy w około tylko my I woda. Staliśmy na brzegu w skupieniu a Adige ofiarowała nam to co miała najpiękniejszego, czyli swe salmonidy I nie jakieś takie pod wymiar jak to zwykle u nas bywa w zasadzie wszystkie pstrągi, lipienie nie były mniejsze niż 40 cm co jakiś czas na haku wisiało coś około 50 cm, raz dwa razy dziennie potwory wysnuwały sznur I podkład aby po chwili zerwać się I wielkość ich mogła ocenić nasza wyobraźnia.
Pomimo dość surowego regulaminu tego dnia złapaliśmy po około 15-20 ryb. Wszystkie piękne I warte tego aby po nie jechać 1200 km.
tekst Maciej Wilk
Foto Bogdan Dresler, Maciej Wilk
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.