Widelnica jest gatunkiem bardzo wrażliwym na zanieczyszczenia. Generalnie granicą przeżycia jest woda klasy 2. Przez muszkarzy widelnica kojarzona jest jako duży czarny owad, bądź duża pełzająca nimfa. W rzeczywistości nimfy widelnic osiągają od 4-5mm (rodzina Chloroperlidae) do ponad 30mm (Perlidae). Najbardziej charakterystyczne cechy tej drapieżnej nimfy to: dwie pary nie wykształdzonych skrzydeł, jedna para długich różek i ogonek składający się z dwóch wąsów.
Latająca widelnica postrzegana jest najczęściej jako "przerośnięty" chruścik.
Samce giną zaraz po kopulacji. Samice żyją parę dni dłużej, trzymając jaja pod końcówką odwłoka. Cały cykl rozwoju owada trwa przeważnie trzy lata.
Moje pierwsze spotkanie z widelnicą miało miejsce na górnej Olzie.
Generalnie całe dorzecze górnej Odry jest jeszcze pod "panowaniem" widelnicy, dotyczy to samej Odry, Olzy, ale również Morawicy, Ostravicy. Granica występowania maleje jednak z każdym rokiem. Wiąże się to również z ekspansją tych gatunków owadów, które są bardziej odporne na zanieczyszczenia, np. chruścików.
Szkoda, że ten jakże ważny owad dla pstrągów staje się powoli legendą. Tak charakterystyczne stanowiska widelnic na górnej Wiśle, Sole zostały niemal całkowicie zniszczone. Szczątkowo widelnice (po polskiej stronie) występują już tylko na Brennicy.
Dlaczego więc piszę o widelnicy?
Opiszę to na przykładzie rozwiązań wprowadzanych u naszych południowych sąsiadów. Tworzą je zasady wynikające z analizy dotychczasowych badań biotopu ekosystemów.
1. Należy dążyć do zachowania ciągłości biologicznej pomiędzy głównym ciekiem wodnym a jego dopływami oraz zachowania minimalnych przepływów
2. Koryto cieku wodnego powinno wykazywać naturalną różnorodność struktur (mielizny, wyboje/rozmycia, wyspy), którą należy zachować i chronić poprzez odpowiednie działania wspierające. Liczne struktury stworzone przez człowieka (umocnienia, ostrogi), poprzez ich kształtowanie, powinny tę naturalną różnorodność uzupełniać.
3. Wszędzie tam gdzie to jest możliwe należy dążyć do przywrócenia brzegów do stanu bliskiego naturalnemu.
4. Przy planowaniu przedsięwzięć technicznych (wykorzystanie do celów energetycznych, tamy, jazy) należy się w pierwszym rzędzie kierować wymogami ekologicznymi. Dotyczy to zwłaszcza budowy stopni wodnych, ponieważ ich budowa pociąga za sobą zazwyczaj poważne skutki ekologiczne. Istniejące już obiekty techniczne należy tak przebudować, aby przywrócone zostały funkcje ekologiczne np.: migracja ryb
5. Należy przeciwdziałać erozji dennej poprzez realizację przedsięwzięć ukierunkowanych na ochronę środowiska.
Dlatego uważam, że widelnica ma szansę wrócić jeszcze na właściwe sobie stanowiska.
Połów
Właściwie już od wczesnej wiosny łowię na imitację larw widelnicy. W zimnej, krystalicznie czystej wodzie ta stosunkowo duża imitacja łatwiej przekonuje ospałego pstrąga do brania niż inne imitacje. Ktoś powie - że łatwiej stosować streamera.
Z praktyki wiem jednak, że nie zawsze- nawet dobrze dobrany streamer - jest równie skuteczny jak imitacja larwy widelnicy.
Co do metody połowu... Jest to właściwie klasyczny połów na długą nimfę pod prąd. Stosuje się z reguły pływający sznur. Swobodny spływ powinien być kontrolowany przez odpowiednie napięcie linki. W głębokich miejscach można próbować łowić na krótko, ale nie jest to najlepszy sposób.
Trochę inaczej wygląda połów na suchą widelnicę.
Oprócz jętki majowej tylko właśnie rojąca widelnica potrafi wywabić z głębokich dołów, spod kamieni największe pstrągale. Okres rójki widelnicy na szybkich prądach u progu lata (końcówka maja – początek czerwca) stanowi wspaniałą okazję złowienia okazałego lorbasa. Jako substytutu dorosłego owada można użyć większego ciemnego chruścika. Polecam jednak „przyłożyć” się nad imadełkiem, zapewniam, że warto!
Odwłok najczęściej jest koloru beżowego z żółtą końcówką imitującą jaja, skrzydła natomiast są mocno użyłkowane, choć przeźroczyste. Położone wzdłuż tułowia stają się prawie czarne.
Bardzo często muszkarze mylą widelnicę z żylenicą czy po prostu chruścikiem. Ponieważ wszystkie te owady właśnie mają położone wzdłuż tułowia skrzydełka
Okresu przeobrażenia widelnicy w owada doskonałego wbrew obiegowej opinii nie należy lekceważyć.
Właśnie pewna przygoda na Ostravicy pozwoliła mi uwierzyć w wyjątkowość tego owada.
Świt budził się rześki, gęsty od rosy. Uwielbiam te nasycone fioletem poranki. Niebo było czyste. Za to zalesione szczyty Beskidów dymiły w promieniach wschodzącego słońca. Cierpki smak świtu. Żywiczny zapach świerków. Tylko szum Ostravicy, niczym wypuszczony rój pszczeli natarczywie, coraz mocniej z każdym krokiem, wdzierał się dreszczem jak ten chłód poranka.
Nad wodą był jeszcze półmrok. Zmontowałem muchówkę, wiążąc tak skuteczną wczoraj popielatkę z rudym brzuszkiem. Moją uwagę w tak rozbrykanych rzekach przykuwają tylko duże głazy, gdzie między ogonami spienionego nurtu, kręci się prawie szmaragdowa toń, chciwie skrywająca swoje skarby. Wiem, że tam są, nie raz widziałem błysk szerokiego cętkowanego opalizującego boku. Dziś jednak, mimo zmian muszek, mimo wyraźnego żerowania pstrągów, efekty były zerowe.
Na frasunek najlepszy…. pomysł. Przestałem łowić. Słońce już wydrapało się na szczyty. Rosa nikła jak za dotknięciem różdżki czarodzieja. Coś było nie tak a narastający skwar nie wróżył za to niczego dobrego. Wychodząc na brzeg, potrząsnąłem krzakiem wikliny… i posypało się! W pierwszej chwili myślałem, że to chruściki… ale były dłuższe, bardziej niezdarne, ciemno brązowe, prawie czarne i „przerastały” wszystko to, co miałem w pudełku z muchami.
Uwiązałem największego chrusta i niby brania były, ale stanowczo nie był to ten owad.
Miałem za to plan. Dorwałem jednego delikwenta i uwięziłem go chwilowo w pudełku po zapałkach (uprzedzając wszelkie insynuacje – owad przeżył!!!)
Potrzebowałem mu się przyjrzeć. Za to już wczesnym popołudniem moje pudełko przypominało… żałobne patyczaki. Przełknąłem śmiechy – chichy kolegów i buńczucznie zapowiedziałem powrót na tarczy! Nie będę dłużej trzymał w niepewności!
Sucha widelnica tego popołudnia rozgromiła pstrągowy ród Ostravicy!
Jeszcze jeden szczegół… największe pstrągi brały wtedy, gdy mucha lądowała na głazie, a dopiero porwana naprężającym się przyponem wpadała do wody, a właściwie do paszczy pstrąga.
Nie będę przybiedzał. Wracałem zmęczony, ale bardzo szczęśliwy. Już nawet nie w koszyku, ale w ręce niosłem pstrąga! Jednego! Nie zmieścił się w koszyku?
Idąc z nim wzdłuż rzeki, nie ukrywam, chciałem spotkać muszkarza. Potrzebne mi ciepło zaskoczenia, widok wielkich oczu, nerwowo dobytego papierosa. Niewiarygodne spiętrzenie nagromadzonej emocji. Tylko 54cm. Salmo trutta morpha fario. To brzmi!
Dlatego nigdy. Już nigdy nie zlekceważę widelnicy!
Na zawsze jej imitacja znalazła swoje miejsce nie tylko w moim pudełku.
Pozdrawiam!
Kazimierz Żertka
Cieszyn
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.