Zszedłem na miejscówkę zwaną "Pod budka z piwem"(już jej dawno nie ma), zacząłem łowić na
nimfę. Trzeba zaznaczyć, że był to czas, gdy testowałem zestaw z
indykatorem. Na styku linki i przyponu przytwierdzony był mały krążek z
samoprzylepnej pianki w kolorze fluo - pomarańczowym. Na pierwsze brania
nie musiałem czekać długo, tęczaki waliły w żółtą złotogłówkę jak
opętane.
Mało tego - na dwa brania na nimfy przypadało jedno wyjście do
indykatora, jak do suchej! Coś tam wyholowałem, coś spiąłem, cała zabawa
trwała około kwadransa. A potem...nagle się zachmurzyło, pociemniało,
śnieżyca, grzmot...rzadka sprawa, burza z piorunami na przedwiośniu. To
chyba stąd to opętane żerowanie...
Przypomniałem sobie o muszce typu "bomber", którą do tej pory widywałem
tylko w angielskich czasopismach.
Jeden wieczór przy imadełku i oto
efekt: Na haczyku # 8 na przemian żółta i czarna sierść sarny, wszystko
przewinięte żółtym kogutem. Jak wychodziły do indykatora, to i do tego
też powinny... I rzeczywiście,następnym razem wychodziły. Mimo, że nie
grzmiało. I za to lubię tęczaki...
Październik, dosyć ciepło, bezwietrznie. Miejsce nazywa się "Pod
Murkiem", bywalcy Raby wiedzą dobrze, gdzie to jest. Na wodzie nie
głębszej niż do kolan wyrażnie widać oczka. Coś wychodzi do suchej.
Oczka takie subtelne jakieś, delikatne. Lipienie? A skad tu lipienie...
To muszą być tęczki. Nauczyły się , że nie samym granulatem ryba żyje i
trzeba się rozejrzeć za jakimś naturalny pokarmem. No to do roboty.
Przypon 0.14, sucha CDC na haczyku #16. Kilka przeprowadzeń i nic. No to
mucha numer niżej, przypon 0.12. I znowu nic.
Wszelkie inne zabiegi, głównie polegające już to na obniżaniu średnicy
przyponu, już to na zakładaniu coraz mniejszych muszek, spełzły na
niczym. Ba, w pewnym momencie ryby przestały wychodzić, chyba się
spłoszyły... Trzeba było chwilę odczekać, wypalić
papierosa (jeszcze wtedy paliłem i to sporo) i spróbować
inaczej...Obszedłem miejscówkę od dołu i podałem pod prąd, ostrożnie,
taką nimfkę, co to pływa półzanurzona, w linii wody.
I zadziałało - branie było pewne, wziął jak swoją. Ale w holu narobił takiego rabanu,
tak ubijał wodę ogonem, że skutecznie wypłoszył resztę żerującego
stadka. Więcej brań w tym miejscu już się nie doczekałem. Ale warto
było. I za to lubię tęczaki...
Tym razem łowię na "Bani niżej Topól".Wyrażnie widać, że ryby interesują
się małą jętką płynacą po powierzchni. Taka jakaś oliweczka , na oko
czternastka. Wyszukuję w pudełku stosowną imitację, wiążę do cienkiego
przyponu. Po kilku przeprowadzeniach bez brania zmieniam na jaśniejszą,
potem na ciemniejszą, na numer większą, potem znowu mniejszą, ciągle
nic. Co jest?...Szkolone jakieś, czy co? W akcie desperacji wiążę do
przyponu bogato ubranego chrusta na ósemce, podaję z przytrzymaniem, tak
żeby pobrużdził...
No i zaraz jest branie, i to takie głośne, efektowne,
z chlupotem. I potem ta jazda na ogonie.. I za to też lubię tęczaki...
"Działka", miejsce, którego już nie ma. Wchodzę z mokrą, fajnie się tu
łowi tą metodą, można kawałek rzucić pod drugi brzeg, tam są takie
resztki starej regulacji, kamienie, sterczą resztki drutów. Bez brania.
Schodzę cały prąd, tu już się wypłyca, taki typowy garb na końcu
głębszej wody. Ale ciągle bez brania. Wiem, że tu są, w końcu sam je
wpuściłem...Zmieniam linkę z tonącej na pływająca, muszki na trochę
mniejsze - moje ulubione "March Brown Spider.
Rzucam na całkiem już w tym miejscu płytką wodę. Mending, przypon się prostuje i widzę, jak do
muchy wychodzi- nie wiem skąd- całkiem spora ryba. Widzę wszystko jak w
akwarium. Podpływa, otwiera pysk, bierze, zawraca. Wtedy zacinam. I
widzę, jak do skoczka startuje drugi, ostro atakuje, trzask...i po
weselu. Tym razem nie miałem szans. Ale przynajmniej wiem, że dobrze
dobrałem muchy. I jak tu nie lubić tęczaków?
Tych kilka epizodów z tęczakami zdarzyło mi się na Rabie. Od paru lat
wpuszczam tam i łowię te wdzięczne wędkarsko ryby. Zdarzenia opisane i
wiele podobnych nauczyły mnie , że tęczak to ryba dość nieprzewidywalna,
potrafi zaskoczyć - łowienie dzięki temu w zasadzie nigdy nie staje się
nudne. A jakich atrakcji dostarcza półkilowy tęczak w dobrej kondycji,
zacięty na delikatny zestaw i walczący w bystrej wodzie, wiedzą ci o
probowali...
Dlatego lubię tęczaki...
Kuba Chruszczewski
fot. Roland Thräner
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.