Malše. Pierwszy raz widzimy rzekę w miasteczku Kaplice. Jej dolina tu jest wąska, rzeka rwie z niesamowitą prędkością po grubym rumoszu skalnym, jest niezwykle urozmaicona, ale też trudna technicznie. Po opłaceniu zezwoleń w jedziemy nad rzekę,
Przystajemy na moście drogowym i tam ogarnia nas szok. Mimo górskiego charakteru okolicy, rzeka w ogóle nie przypomina tego, co zastaliśmy kilkanaście kilometrów niżej. Nawet rzeka to chyba przesadzone stwierdzenie, bo tu mamy do czynienia z leniwym, niosącym burą wodę, kanałem. Od razu nasuwają się pytania. Czy dobrze spojrzeliśmy na mapę? Czy nie trzeba było skręcić wcześniej? Czy „to” jest tą rzeką? W takiej niepewności trwamy jednak krótko. Schludna tablica tuż obok mostu, z bardzo dokładnymi informacjami nie dopuszcza do jakichkolwiek wątpliwości. Malše. Tak, to naprawdę Malše.
Stawiamy samochód w szczerym polu, nieopodal samotnego gospodarstwa. Rzeka tuż obok. Cichutko meandruje pośród wierzbowych kęp. Wpisujemy do świeżo otrzymanych rejestrów jej nazwę wraz z numerem rewiru. Następnie z niepewnością montujemy sprzęt. Ja przewlekam tylko linkę przez przelotki, Andrzej Zawada bardziej pewny wyciąga pudełko ze streamerami. Widzę jak uśmiechnięty wyciąga z niego imitację solidnej pijawy. Zawiązuje ją.
Dochodzimy do rzeki, która w miejscu, gdzie jesteśmy nie różni się wiele wyglądem od przeczyckiego odcinka Czarnej Przemszy, może ma nieco większą szerokość. Nie jest brzydka, ale podczas kilkusetkilometrowej podróży wyobrażałem sobie coś innego. Nie narzekam jednak, wiem że rzeka na pewno w dole musi się zmienić, a sama okolica jest przecudna. Cisza, śpiew ptaków i ani żywej duszy.
Andrzej zaczyna łowić, a ja idę w dół biegu rzeki, licząc na spotkanie bardziej czytelnych miejscówek. Pierwsze bystrze wygląda obiecująco. Majestatyczna woda napotyka tu na żwirowy garb, wypłyca się nieco, rozszerza i przyspiesza. Decyduję się spenetrować miejscówkę mokrą muszką. Kilkunastominutowe biczowanie nie przynosi skutku.
Dalej znowu to samo. Kolejny odcinek bardzo wolnej i zakrytej szpalerem wierzb i innych drzew rzeki. Ale tu już „coś” daje o sobie wyraźnie znać. To coś wywołuje we mnie napływ emocji. Po raz pierwszy słyszę szum dobiegający z oddali. Charakter tego dźwięku wskazuje na dużą ilość przelewającej się wody. Pojawiam się tam za dosłownie kilka minut i już wiem z czym mam do czynienia. Przede mną coś co przed laty mogło być jazem, obecnie jest tylko bezkształtną bryłą połączonych spoiwem otoczaków. W miejscu tym spokojna woda łamie się a następnie z ogromną prędkością żłobi w żwirowym dnie długą i głęboką rynnę. Idealne miejsce do nimfki. Tutaj wchodzę do lodowatej wody i podnoszę z dna obrośnięty mchem kamień. Od razu mam dowód żyzności tej rzeki, bowiem kamień aż rusza się od licznych bezkręgowców. Są piękne, duże hydropsyche i mnóstwo kiełża. Wzorując się na tej obserwacji, zakładam hydropsychopodobną złotogówkę i dwa niewielkie kiełżyki na skoczkach. Tym zestawem obławiam ciemną rynnę. Dosłownie w kilka sekund zapinam pierwszą rybę. Jest silna i walcząc bardzo agresywnie nie pozwala się doprowadzić z nurtu w obszar spokojnej wody. Wyraźnie wykorzystuje silny prąd. Robi to dzielnie ale przegrywa. To jelec, ale jaki!!! Prawie trzydziestocentymetrowa, tłusta ryba ma zupełnie inny wygląd od jelców, które dotychczas łowiłem w naszych rzekach. Jego ubarwienie jest równie ciemne i tajemnicze, jak sceneria w której rybie tej przyszło żyć.
Kolejne kilka rzutów w to samo miejsce i sytuacja podobna. Nieco dalej biorą niemal co rzut. Przemieszczam się kilka kroków niżej, gdzie woda ma już sporą głębokość. Łowię stojąc po pierś w napierającej wodzie. W niej zapinam kolejnego „jelca”, który pod samymi nogami nagle staje się trzydziestopięciocentymetrowym lipieniem. Na moje szczęście do mojego stanowiska podchodzi Andrzej. Szybko pstryka kilka fotek i żegnam się z moim pierwszym thymallusem z Malše.
Teraz Andrzej zajmuje rynnę. Z wysokiego brzegu obserwuję, jak podaje rool castem streamerka pod drugi brzeg, a następnie prowokującymi skokami sprowadza go do siebie. Po chwili, jak w zwolnionym filmie widzę wyjście pstrąga spod korzenia. Ryba jednak w muchę nie trafia. Chwila przerwy i kolega podobnie lokuje muchę, dokładnie tam gdzie chce. Głośne „prask” i siedzi. Podobnie jak moje jelce, pstrąg Andrzeja jest równie ciemny i „umięśniony”. Nie ma z tymi malszeckimi rybami żartów.
Następne kilkaset metrów prawie stojącej, głębokiej wody mijamy aby poznać jak największy obszar rzeki. Kolejne bystrza zaskakują mnie totalnie, bo tu czuję się jak nad zupełnie inną rzeką – teraz huczy ona po kamieniach i żwirze, pośród iglastego lasu. Miejscówki te zostawiam Andrzejowi, sam postanawiam trochę pofotografować upstrzone tysiącami żółtych mniszków, położone na skraju lasu łąki, góry i przede wszystkim samą rzekę. Andrzej nie daje za wygraną, zapamiętale streameruje, czesząc rzekę metr po metrze. W efekcie łowi kilka pstrągów, ma też nie zacięte wyjścia. W jednym z dołków łowię pięknego lipienia, jednak tak się składa, że jest to już ostatnia moja ryba z Malši tego dnia. Gdy ukazuje się przed nami kolejny odcinek monotonnej wody, postanawiamy zakończyć penetrację tutejszej rzeki. Wszak jeszcze dzisiaj planujemy odwiedzenie innych odcinków Malše i ...jeszcze czegoś.
Wychodzimy z rzeki i przedzieramy się przez gęstą smreczynę. Na jej skraju ukazuje nam się „nasze” gospodarstwo i czerwony bus Andrzeja. Ten widok cieszy, spodziewaliśmy się dłuższego powrotu...
Malše (Malsza) jest prawobrzeżnym dopływem Vltavy (Wełtawy). Źródła Malše znajdują się na terenie Austrii, w Nowochradzkich Górach. Początkowo rzeka ta płynie w kierunku zachodnim, jest rzeką graniczną. W okolicy miejscowości Dolni Dvořiště dwoma silnymi meandrami ustala ostatecznie swój kierunek – płynie na północ. Jej charakter jest bardzo urozmaicony. Okolica przez którą płynie pstrągowa Malše przypomina nasze obszary przedsudeckie.
Nawet w górnych partiach rzeki wyraźnie dominują białe ryby, głównie klenie i jelce, których jest tu zatrzęsienie. Dopiero drugą pozycję zajmują pstrągi i lipienie, jednak te mają tu dobre przyrosty. Trafić się może tu także tęczak i źródlak, a w niższych patrtiach rzeki (poniżej Kaplic) rybostan wzbogacą jeszcze inne gatunki. Istotna wiadomość: Pod koniec maja Czesi ogłosili zakaz połowu lipienia na kilku revirach południowoczeskiego Kraju. Dotyczy to również Malše. Szczegóły: www.muskareni.cz.
Pstruchove reviry rzeki Malše (patrząc od góry)
1. Malše 5p (20 km rzeki) - od jazu w Cetvinach do jazu „na Trkačich” w kaplicach (od jazu na Trkačich odchodzi młynówka do ośrodka hodowlanego w Kaplicach, młynówka nie należy do reviru.
2. Malše 4p (7km) – od dolnej granicy reviru 5p, do jazu przy byłym młynie o nazwie „Machovy”
3. Malše 3p (4km) – od dolnej granicy Malše 4p, do jazu z larsenowych szyn przy nieczynnym „Caisovym” młynie w Vycheňu.
4. Malše 6p – Květoňov – siedmiohektarowy zbiornik wodny, zarybiony rybami łososiowatymi. Zbiornik ten piętrzy wody prawobrzeżnego dopływu Malše.
Rzeka płynie na terenie Kraju Południowoczeskiego (Jihočeský Kraj) zasady nabywania zezwoleń są podobne, jak w przypadku morawskich rzek, które przedstawiłem na naszej stronie. Zezwolenia na wędkowanie w rzekach południowych Czech nabędziemy m.in. w Budziejowicach (sklep wędkarski przy uliczce Hradební) oraz w Kaplicach (siedziba Mistni Organizace).
W imieniu swoim a także kolegi Andrzeja Zawady dziękuję Panu K. Křivancovi za rady i pomoc w poznawaniu rzek południowych Czech.
Tekst i fot. Mikołaj Hassa
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.