f l y f i s h i n g . p l 2024.11.26
home | artykuły | forum | komis | galerie | katalog much | baza | guestbook | inne | sklep | szukaj
Bieżące informacje
Pstrąg i Lipień nr 42
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.

Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.
Wiadomości z łowiska
Mała Wisła 1
2020-10-14
test
Wiadomości z łowiska
San Zwierzyń-Hoczewka
2013-07-12
Warunki bardzo dobre
Wiadomości z łowiska
OS Dunajec
2014-08-12
warunki dobre ale nie idealne
Wiadomości z łowiska
Łowisko Pstrągowe Raba
2020-10-31
Dobrze to już było...
Nasze wzory
Woodpecker from Mars
Wzory much
W katalogu FF
IMGW
Stan wód
Niezbędny każdemu wędkarzowi "na rozjazdach"
 
Flyfishing.pl
Reportaże:
Tongariro River 2003

autor: Jarek Jurasz, opublikowane 2003-12-24

O lowieniu w tej swiatowej slawy mekce wedkarstwa muchowego przeczytaliscie niedawno w artykule Przemka Lisowskiego. Zainteresowanie tematem bylo spore, pozwolilem wiec sobie na podeslanie “naszemu edytorowi” dwuczesciowego tekstu dotyczacego tego samego tematu, choc troche juz odlezanego – sierpien. Tak sie jednak sklada, ze z przyczyn obiektywnych nie bylo dane Przemkowi posmakowac Tongariro, a takze innej wody o ktorej pisze – wiec tytulem uzupelnienia…
 
Na 4-ta w tym roku wyprawe na Tongariro river - pojechałem z jednym tylko kumplem. On zresztą nic na temat łowienia tamże nie wiedział. Po raz pierwszy wiec robiłem za przewodnika. Inne to uczucie kiedy jest się zdanym tylko na siebie, ale żeby być obiektywnym łowiłem już na tej rzece z niejednym doświadczonym kolegą, niejeden raz wcześniej. Jedyne co tak naprawdę mnie niepokoiło to fakt, że rzeka była niziutka, czyściutka i nie padało od wielu dni. Nie można się było spodziewać dobrych brań z prostego powodu, ryby do rzeki w takich warunkach nie wchodzą, albo też wchodzi ich stosunkowo niewiele. Życie uczy: oczekuj niewiele, aby doznać miłej niespodzianki…ale po kolei.

Przyjechaliśmy zmęczeni, ksieżyc w pełni, zrezygnowaliśmy więc z łowienia w nocy na korzyść wczesnej pobudki i pełni sił następnego ranka (sorry Przemek – ale widzisz, ze czasem potrafie byc milosierny).

Piątek rano.
Do miejsca gdzie ledwie dwa tygodnie temu były ryby - woda jeszcze niższa (jeszcze tak niskiej nie widziałem). No cóż przynajmniej przetestuję nową wędkę, którą niedawno zamówilem i otrzymałem wkrótce po od Maćka Wilka z firmy Taimen (chciałem kijek dłuższy w klasie 7-8, czego w NZ po prostu nie ma - za ra radą Maćka zdecydowałem się na czarnego Loopa, 10’ - czyli 3.05 m). Na pierwszy ogień shooting head i coś mokrego - chyba zielony Woolly Bugger - pierwsze kilka rzutów wychodzi super, kijek jaki chciałem. Jakiś zgrabniejszy przerzut linki pod drugi brzeg,... wokoło cisza, szarówka, choć dzień już wyraźnie się obudził i … to upragnione targnięcie na drugim końcu . Ryba jest ładna i dzika - w końcu wylądowana wyślizgiem na płaskim brzegu - Raibow Jack w godowych barwach, gruby - ok. 4.5 lb. (2 kg) i sporo ponad 50 cm. Pierwszy na nową wędkę, delikatnie wyczepiam muchę ze szczęki i popycham go do rzeki - mus wypuścić - bo jeszcze przyniesie pecha (nie wiem jak Wy, ale ja jestem przesądny); Cztery dni powinny mnie obdarzyć jeszcze kilkoma rybami. Dobrze, że to nie śliczna srebrna ryba, która co tu dużo mowić jest najsmaczniejsza, i którą mam zamiar uraczyć się z przyjaciólmi w najbliższą sobotę. Pora na koronną, zimową metodę na Tongariro - Glo-bug (imitacja ikry - dla przypomnienia) na ciężkiej ołowianej nimfie prowadzona po dnie. Nowa wędka sprawuje się dobrze, wreszcie mam trochę kontroli nad rzutami. Moim celem jest poprowadzenie zestawu pod przeciwleglym brzegiem, gdzie, dobrze o tym wiem, pod wierzbami na glębokości ok 3 m powinno być małe stadko tęczaków. Chwila i wpadam we właściwy rytm - w końcu sygnalizator (łowić bez niego na głebokości 3m praktycznie się nie da) odjeżdża, zacięcie i …jaki wspanialy jest zryw złego tęczaka, kiedy poczuje ukłucie. Ryba szybko podpływa pod mój brzeg i niestety luz. Co zrobić, taki los. Znowu kolejne branie nieco niżej i na płytszej wodzie i tym razem udaje mi się ją wylądować, jest to jednak ryba mniejsza ok 50 cm i w dość mizernej kondycji - choć srebrna. Trafia do wody. Łowię dalej - kolejne branie, ryba ładna - wyskakuje nad wodę pokazując się w całej krasie - niestety znowu luz. Uparcie pracuję dalej, przerzucając ciężką nimfę w coraz to nowe miejsca. Znowu kolejna mniejsza ryba, która trafia do wody. Decyduję się na zmianę miejsca. Pokazuję też mojemu koledze o co chodzi w nadziei, że i jemu się poszczęści. Jestem totalnie zrelaksowany, bo wyniki przechodzą moje oczekiwania. Piękne słońce i ciepła, wiosenna wręcz, pogoda dodają nastroju. Widzę, że mój towarzysz się chyba nudzi, postawnawiam więc rzucić jeszcze kilka razy i zabrać go w nowe miejsce. Chyba bardziej z doświadczenia, niż z koncetracji zacinam kolejne przesunięcie sygnalizatora i piękna walka. Chyba mam na twarzy szczery uśmiech, bo widzę jak i kumpel się śmieje. Ląduję rybę i nareszcie mam piekną srebrną samicę (tu analogie do wedkarstwa trociowego są jak najbardziej na miejscu). Zabijam rybę i reasumuję - jest 10:15 - w 3 godziny osiągnąłem to samo co przez cały weekend 2 tygodnie temu, a muszę przyznać że nie wypadłem najgorzej podczas ostatniego klubowego wypadu. Zastanawiam się nad pytaniem: czy to jest owe wędkarskie szczęście którego właśnie doświadczam?

W nowym miejscu, gdzie woda jest ślicznie rozświetlona pełnym słońcem całkiem już zatapiam się w błogim relaksie. Staram się jednak przynajmniej prowadzić nimfy poprawnie (to bardzo ważne) i możliwie blisko podciętego, przeciwległego brzegu. Kolejny odjazd, kolejne zacięcie i kolejny kontakt z ryba - krótki, ale nie żałuje, ja dziś już swoje złowiłem.

Po lunchu decyduję się na bardziej widokowy środkowy odcinek rzeki, gdzie ostatnio odpiąłem ładną rybę w obiecującym dołku - to ciekawe, jak wielka jest magia miejsc gdzie tracimy rybę. Niestety nic się nie dzieje - przez resztę wyprawy decyduję się na skoncentrowaniu na odcinku dolnym. Jak się okaże była to dobra decyzja.

Sobota.
Próbuję wymyślec gdzie by mojego kumpla postawić, aby coś złowił. Przypominam sobie, że jeden z klubowiczów wspominał o końcu długiej plani z wypłyceniem przed bystrzem, gdzie miał ostatnio kilka ryb. Miejsce zgoła nie pstrągowe, ale kto wie. Zanim jednak tam doszliśmy, spróbowaliśmy tzw. never-fail pool poniżej mostu na SH1. Nie lubię go. Jest zatłoczony i trzeba przychodzić bardzo wcześnie. Pobudka więc o 5-ej i rzeczywiście nie jesteśmy pierwszymi. Udaje mi się jakoś ulokować nas obu i zaczynamy jeszcze po ciemku ze streamerkiem. Jakoś nic się nie dzieje, chwila zatem zeby wyskoczyć za potrzebą. Te parę minut wystarczyło, aby miejscowi już weszli pomiędzy mnie i łowiącego z lewej, ale niech tam - pora na nimfę. Przezbrajając zestaw widzę, że miejscowy z lewej zacina rybę jeszcze praktycznie po ciemku. To mnie podbudowywuje. Jestem gotowy, zaczynam łowić. Pierwsze kilkanaście rzutów bez efektów. Miejsce jest diabelnie glębokie, decyduję się na przedłużenie przyponu o metr - to juz dobrze powyżej 4 metrów. Dwóch z prawej zacina i ląduje po rybie, coś się dzieje. Dlugo nikt nic nie łowi i wreszcie mam upragnione branie. Ryba walczy dzielnie wyskakując ponad wodę i odchodząc kilka razy w bystrej wodzie. Jednak wkrótce kapituluje. Jest piękna - srebrna z purpurowym pasem i dużymi czarnymi kropami na grzbiecie (zdjęcie). Nie jest wielka na tutejsze standardy, ma około 51-52 cm.
Jednak na tym koniec, po kolejnej godzinie nikt nic już nie łowi. Co tu dużo mowić, miało być ciężko ...i inaczej być nie może!
Pora spróbować poleconego miejsca.
Przesuwamy się na sam koniec płani i widzimy, ze inny wędkarz kończy łowić. Pytam zdawkowo: any luck? Kiwa glową. To mi wystarcza. Stajemy obaj w glębokiej po pas wodzie, ja z 7 m shooting head, kumpel z 3 m szybko tonącą końcówką. Na końcu, a jakże glo-bug. Powoli przechodząc w dól rzeki - pozwalamy lince na szybkie zatonięcie przy przeciwległym brzegu (stoimy na środku koryta) i spłynięcie do środka. Trzymam linke możliwie napiętą, co pozwala wyczuć każde dotknięcie muchy. Wreszcie mam kopnięcie. Ryba szaleje, wyskakując z płytkiej wody, co raz tańcząc na ogonie. Prąd jej pomaga, ale mocna wędka pozwala mi na pełną kontrolę. Zabawa trwa dość długo, ale w końcu udaje mi się ją trochę zmęczyć, podholowując na płytsza wodę. Nie chcę jej wciągać na brzeg, bo do niego mam jeszcze kilka metrów, a nieco w dole mam bystrze do którego nie mogę jej dać wejść. W końcu się uspokaja i chwytam ją za kark. Wyciągnięta z wody i podniesiona ku słońcu zapiera dech w piersiach - jest tak piękna…dobrze ponad 2 kg i srebrna jak swieżo wybita moneta (obie moje poranne ryby na zdjęciach).

Mimo pewnych sukcesów - konkluzja nasuwa się wyraźna - wędkowanie w głównej rzece jest cieżkie, zwłaszcza przy ciepłej pogodzie i niziutkiej wodzie. Dodatkowo widzę, że mój towarzysz jest wyraźnie rozczarowany tym co się dzieje, a raczej nie dzieje. Po lunchu postanawiam go zabrać nad małą rzeczkę, gdzie kiedyś pewne sukcesy miałem (dwa jej zdjęcia zamieszczam w drugiej czesci). Przynajmniej nie będzie musiał wykonywać dalekich rzutów. Poza tym lowi sie znacznie lzej – ja uzywam AFTMA #6, 2.75 m. Waiatoka Stream to urocza rzeczka o szerokości do 3 m i kilku dołkach do około 1m przy obecnej niskiej wodzie. W czerwcu z jednego z takich dołków przy odpowiednio cichym podejściu dostałem śliczną rybę na krótką nimfę - zlotogłówkę Pheasant Tail. Łowimy przesuwając się w górę bardzo ostrożnie i obławiając każde zagłębienie. Niestety godzina takiej akcji nie przynosi wyników, poza spłoszeniem 2-u, czy 3-ech ładnych ryb. Wracamy w dół do samochodu, aby powędkować chwile w jeziorze podczas zachodu słońca. Czasu jest jeszcze jednak mnóstwo, więc proponuję, że powędkujemy jeszcze 20 minut poniżej parkingu w dole rzeczki. Kumpel twierdzi, że ma dość, i że na mnie zaczeka. W takim razie idę sam. Kurcze - łamię wszystkie zasady, bo łowię na krótką nimfę podchodząc do łowiska z prądem. Jednak późne popołudniowe godziny i sporo krzaków sprzyjają mi. Pheasant tail nie skutkuje, postanawiam więc zawiązac glo-bug na cieżkiej nimfie. W końcu w kolejnej glębszej rynnie... JEST!!!
Blysk srebra i piękna purpurowa (nabrała “rumieńców” od przebywania w rzece przez kilku dni) samica szaleje w małej wodzie. Widok to niesamowity, bo ryba o masie blizko 2.5 kg do takiego strumyka zgoła nie pasuje. Próbuje różnych sztuczek, między innymi chroniąc się za krzak (jak to dobrze, że ciężką nimfę zawiązałem “do góry nogami” tak, aby się nie czepiała). Jednak pole manewru ma ograniczone i wkrótce mam ją pod nogami. Jest prześliczna - okolo 5 lb. i 56-57 cm. Decyduję się ją zabrać i przyprowadzić tutaj mojego kumpla. Kiedy dochodzę do nudzącego się na kamieniu kumpla - nie może uwierzyć własnym oczom. Taka ryba tutaj? - pyta. Ja mówię, że jeszcze kilka takich czeka na nas niżej i nie muszę go przekonywać dłużej. Dochodzimy do następnego dołka, pokazuję mu co i jak i idę niżej. Rzeczka robi się coraz ciaśniejsza i coraz bardziej zakrzaczona. Staję za krzakiem, pod który dosłownie wsuwam nimfę. Momentalne targnięcie i tym razem już chyba robię wszystko jak maszyna - daję rybie kawałek odejść by zdecydowanym wyślizgiem wylądować ją na małą plaże. Nie dotykam już ryby, tylko delikatnymi ruchami wypinam muchę i daję jej samej odnaleźć wodę - piękny Jack z dlugą hakowatą szczęką, obficie nakrapiany ciemnymi kropkami, znowu okolo 5 lb. W tym momencie słyszę krzyk towarzysza, który walczy z rybą - biegnę, chcę, aby za wszelką cenę wyciągnął swoją rybę - jest już prawie na brzegu. Jest jego! Radość ogromna, ściskamy się (wszak Słowianin z Bułgarii ożeniony z Polką). Czy trzeba czegoś więcej?...

Obaj jesteśmy szcześliwi, zrelaksowani, powoli kończy się dzień, a wrażen wystarczy na cały następny tydzień w biurze. Decydujemy się na małą wycieczkę nad jezioro do ujścia innej jeszcze rzeki Tauranga-Taupo. Tu już nie chodzi o ryby, niech nie biorą - niech po prostu nastrój trwa. Jezioro spokojne, nie marszczy go żadna falka (czego sobie nie przypominam). Aura iście wiosenna, a ksieżyc świeci - jest pięknie, ale z ryb rzeczywiście nic nie będzie. Rozglądamy się za Marsem na bezchmurnym niebie i chyba wiemy, który to. W tych dniach jest bardzo blisko Ziemi i widoczny gołym okiem - następna taka okazja w 2228….

Zapada noc, nastrój trwa, ale powoli opada nas zmęczenie - pora wracac na obiad, do którego butelka przedniego nowozelandzkiego Chardonnay. Na razie dobranoc, choc przed nami jeszcze 1,5 dnia.


Jarek Jurasz, 09.08.2003

<< PowrótOceń artykuł >>

Autor Komentarz
rekin@rekin
super.super.super.super.super.super
Krystian
Tylko, żeby byly jeszcze zdjęcia, ale przy takim opisie nawet ich nie trzeba.
Aleksandra
Przeczytane z samego ranka na sniadanko,bardzo smakowalo!!
HAP
Dziwi mnie, że żaden amator "no kill" jeszcze nie zjechał autora artykułu za wzięcie ryby. Ja kiedy napisałem, że wziąłem rybę, usmażyłem i zjadłem omal nie trafiłem przed trybunał Inkwizycji.
Jarek Jurasz
Przemek - bingo - to woda na 2 zdjeciach z czesci drugiej w ktorej omal nie zatopilismy "bialego szerszenia" - nam sie nie udalo zeszlym razem ale trzymam Cie za slowo - z 365 (a teraz to pewnie ledwie 265) dni.
Przemek Lisowski
Och Ty Milosierny... Na takie "katusze" jestem gotow przez 365 dni w roku. Czy ta mala rzeczka o ktorej piszesz, to woda nad ktora jadc tak bohatersko w czesie naszych wspolnych lowow, malo nie zaryles sie swoim "bialym szerszeniem"?

Galeria zdjęć
2024 CUSTOM KRAKEN HATCH REEL
Email:
Haslo:
Zaloguj automatycznie
przy kazdej wizycie:
Zaloz konto
Gorące dyskusje
Na Forum
...Czy są jakieś
materiały?

Według mnie 2-gim,
niewątpliwie
ciekawym punktem
mogło by być
zapytanie : A jak
było na terenach
wschodnich, w...
Propozycje na naszywkę Forum FF

 [tally] 7

 [tally] 5

 [tally] 10

 [tally] 12

 [tally] 81

 [tally] 10

 [tally] 1

 [tally] 4

 [tally] 19

 [tally] 8

 [tally] 19

 [tally] 93

 [tally] 24

 [tally] 6

 [tally] 7
głosów: 306 więcej >>
Copyright © flyfishing.pl 2002
wykonanie focus