W naszym obozowisku różnicujemy wymiary łososia wg następujących ciężarów :
- poniżej 8 funtów (3,6 kg)
- od 8 do 12 funtów (5,4 kg)
- powyżej 12 funtów.
Około 60% złowionych łososi mieściło się w kategorii od 8 do 12 funtów, a reszta przypadała na pozostałe kategorie, z tym że więcej było łososi mniejszych. Złowiono w tej rzece także łososie o wadze 20 funtów, ale bardzo małe ilości. Złowienie łososia powyżej 12 funtów, było osiągnięciem samym w sobie, nie tylko ze względu na ich znikome ilości, ale przede wszystkim na trudność okiełznania go w tego rodzaju rzece z lub bez pomocy przewodnika i jego podbieraka.
Rzeka Varzuga płynie na południe , do Morza Białego. Jej długość wynosi 254 km, z rozlewiskami łownymi obejmującymi około 8000 kilometrów kwadratowych i z licznymi dopływami takimi jak Kitza i Pana m.innymi. Obszar , który obejmuje system rozlewisk jest typu torfowego i leśnego , co sprawia, że opady deszczowe najpierw są wchłaniane przez glebę, a później stopniowo nadmiar wody spływa do rozlewisk co zapobiega gwałtownemu wzrostowi poziomu wód wskutek ulewnych deszczy. Rzeka ma bardzo łagodny spad i na ogół jej nurt jest wolny , jej bieg posiada mało zakoli ale za to bardzo rozległych. Kolor wody ma barwę łagodnej herbaty co spowodowane jest jak już wzmiankowano wcześniej - obecnością licznych torfowisk i jest podobny do naszej río Grande na Ziemi Ognistej, chociaż wody Varzugi dzięki kamiennemu dnie na całym jej przebiegu wydają się jaśniejsze.
Temperatura wody w miesiącu czerwcu oscyluje między 6ºC i 14ºC.
Jest to rzeka możliwa do przejścia w bród w całym rejonie Górnej Varzugi, za wyjątkiem oczywiście licznych zagłębień. Kamienie denne są bardzo zróżnicowane i użycie do przechodzenia w bród kija-laski tzw. „trzeciej nogi” jest bardziej niż użyteczne, dlatego iż nurt rzeki w niektórych miejscach jest wystarczająco silny nawet dla mocnych nóg, czego doświadczyłem zmuszony do pływania w powtarzających się okazjach. Stosowanie okularów polaryzacyjnych, także pomaga niezmiernie przy przechodzeniu w bród.
Szerokość rzeki waha się w granicach od czterdziestu do sześćdziesięciu metrów, występują także większe przewężenia, ale oczywiście w tych miejscach nie jest możliwe przechodzenie w bród gdyż większy prąd powoduje większe zagłębienia koryta rzeki. Tego rodzaju „Pilares de Hercules” tj. wysoka skalna formacja po obu stronach rzeki tworzy tzw. „zwężkę Venturiego” powodującą następnie przyspieszenie strumienia wody, który z kolei formuje zagłębienia być może największe w rejonie. Oczywiście w tym zagłębieniu gromadziło się najwięcej łososi i było bardzo zabawne ich łowienie za pomocą różnych technik, które tam można było stosować, zawsze jednak gdy kogoś nie pociągnęło do wody albo jak się nie straciło równowagi przy wykonywaniu długiego zarzutu z tych skał, przy których głębokość dochodziła do sześciu metrów.
Sprzęt
Oczywiście w wielu rejonach rzeki mogłoby się łowić wędziskiem jednoręcznym, ale zalecane jest wędzisko dwuręczne, które umożliwia łowienie ryb w rzece w jakiejkolwiek sytuacji. Na większości łowisk wędkuje się z brzegu, lub blisko brzegu przechodząc w bród rzekę, ale jako, że brzeg rzeki praktycznie jest porośnięty lasem w wielu dobrych miejscach, zastosowanie techniki spey casting i innych podobnych jest bardzo użyteczne i zalecane. Tak więc, wędziska o długości między 12 i 15 stóp, wyposażone w kołowrotki dla linek pływających klasy 8 lub 9 lub ze zmiennymi końcówkami i jako minimum 100 metrów backingu dla tej pory roku, tj. m-ca czerwca. Przypon zawsze względnie krótki, przypuszczalnie jakieś dwa metry będzie wystarczające przy wytrzymałości od 12 do 15 funtów (5,4 do 6,8 kg) .
Wędziskiem, którym wędkowałem przez cały tydzień była mój Sage 14’ czteroczęściowy z linką klasy 9 i starym aluminiowym kołowrotkiem Eliseo’s 12 (STH), który pod koniec tygodnia uległ zepsuciu, gdyż pękło nitowanie połączenie korbki. Nie wytrzymało siły zwijania linki w walce z tymi łososiami. Sznurkiem był mój stary Tips w którym stosowałem wyłącznie tip intermedium , przezroczysty za wyjątkiem łowiska „Serious pool” na rzece Kola gdzie zastosowałem tip w III klasie.
Najbardziej zalecanymi muszkami są muszki tradycyjne ale nowocześnie wiązane jak Munro Killer, Willie Gunn, Green Highlander, Temple Dog i Stoats Tail, przede wszystkim wiązane w małych plastykowych rurkach i nie za ciężkie. Najbardziej popularne wśród wędkarzy w tym tygodniu były Ally’s Shrimp, Gary Glitter i Varzy Wuarzy. Najlepsze jest to, że w tej rzece można eksperymentować z jakimkolwiek typem muszki, co stwierdziłem zaraz po przyjeździe tutaj. Dlatego zdecydowałem się na stosowanie moich własnych muszek którymi wędkowałem w rzece río Grande. Użyłem wszystkich, którymi wędkowałem wcześniej od Monona do Cucaracha. Najbardziej wydajna okazała się Fina, ale także Marcos Ugly Rubber Legs i Marcos Original okazały się skuteczne. Z Ally’s Shrimp nie miałem jednak takiego szczęścia jak reszta moich wędkujących kolegów. Z Gary Glitter złowiłem trzy łososie, nie tak źle.
Dla starych wędkarzy łososia, jakość zastosowanej muszki jest oznaką szacunku dla ryby. Oczywiście moje Rubber Legs były dla nich profanacją, jednak nie przestały być skuteczne.
Bliżej standardów tradycyjnych były Fina i Marcos Original i pod koniec tygodnia niektórzy z moich kolegów kończyli wędkowanie używając tych muszek.
Zauważcie, że mówię „ryba” zamiast łosoś jak w poprzednim ustępie. Dla tych samych wędkarzy tradycyjnych łososia oraz jednego z tej grupy, który już od pięćdziesięciu lat łowi łososie, jedyną „rybą” jaka istnieje jest łosoś, resztę ryb określa się jej nazwą jak pstrąg, lipień, okoń, szczupak lub co bądź.. Rzeczywiście, w rzece Varzuga mieliśmy wszystkie te gatunki i przy drinku podczas sumowania połowu, „rybami” były łososie, nic więcej; reszta była określana swoją nazwą ,ale nie przeliczana.
Jest wystarczająco dużo pożywienia dla wszystkich gatunków zamieszkujących tę rzekę, zwłaszcza słodkowodne małże o pokaźnych rozmiarach, niektóre powyżej dziesięć centymetrów długości. Małże te są bardzo ważne dla tej rzeki, gdyż filtrują wodę z nieczystości. Łosoś nie żeruje w rzece podczas przebywania w niej. Tak się dzieje, gdyż traci zęby w miarę pokonywania rzeki, i to sprawia ,że zdjęcie mu z jamy gębowej muszki nie jest niemiłe bo nie tnie zębami tak jak to ma miejsce w przypadku pstrąga srebrzystego z río Grande lub steelheads w niektórych rzekach.
Techniki
Każdy nowy gatunek, który będzie łowiony, wymaga opanowania innych technik połowu niż te do których jesteśmy przyzwyczajeni. Technika łowienia łososia nie jest wyjątkiem. Powiem więcej, nie jest taka prosta jak się wydaje podobieństwo do zachowania innych gatunków do których byłem już przyzwyczajony. Sprawdziłem to na odwrót ze wszystkimi wędkarzami łososia, którzy przyjeżdżają nad río Grande i chcą stosować techniki połowu łososia przy połowie naszego srebrzystego pstrąga . Mają bardzo małą skuteczność jeśli chodzi o pstrąga. Z łososiem jest podobnie. Należy łowić go jak łososia, nie jak pstrąga.
Techniki zarzucania są takie same jakie stosujemy w jakiejkolwiek innej rzece używając wędziska dwuręcznego. W tym przypadku nie ma żadnej różnicy. Różnica polega na tym, że trzeba umieć manewrować lub pracować linką więcej w wodzie niż w powietrzu, gdyż pojawienie się muchy naprzeciw „ryby” jest sprawą najważniejszą przy połowie łososia. Dwa elementy są kluczowe: prezentacja muchy, a właściwie kąt widzenia muchy przez rybę oraz prędkość poruszania się muchy w określonym kierunku prądu rzeki oraz względem samej ryby.
Rozwój tej techniki jest fundamentalny aby zainteresować łososia złapaniem przynęty. Ryba nie zawsze bierze muchę, którą ją wabimy, wiele razy podąża za nią, bawi się nią, ukąsza bez brania lub kręci się za muchą powodując młynek w wodzie i potocznie mówiąc sprawia wstrzymanie akcji serca nawet u najbardziej nieobytego wędkarza. Prawie zawsze, zmieniając muchę i zarzucając w to samo miejsce, łosoś bierze ..... lub nie.
Dotąd wszystko wydaje się proste, ale należy przejść do punktu kiedy łosoś bierze, a poza tym, później musimy wykonać zacięcie, okiełznać go i wyjąć. Ale to są dwie różne historie.
Aby odkryć najpierw miejsce w którym może przebywać łosoś, musimy pamiętać o tym , co on w tej rzece robi. Łosoś jest w ciągłej wędrówce w górę rzeki na tarlisko , od czasu do czasu robiąc krótkie przystanki na odpoczynek. Długość odpoczynku będzie zależała od już przebytej drogi do miejsca „odpoczynku” oraz od straconej energii aby tutaj się znaleźć. Dlatego bywają zagłębienia w których łosoś odpoczywa dłużej oraz takie w których przebywa zaledwie kilka godzin, jeśli można tak powiedzieć.
Najgłębsze rowy śródrzeczne z przepływem kipielowym, to te w których łosoś odpoczywa najdłużej, gdyż to one zapewniają mu największe bezpieczeństwo przed jego wrogami naturalnymi, niedźwiedziami . Poza tym to tam może się najdłużej i najlepiej natlenić . W tych zagłębieniach, występują także największe prędkości przepływu. Dlatego, łosoś wie że powinien zregenerować siły aby później pokonać skokami te przeszkody, którymi są duże uskoki lub długie płycizny.
Po pokonaniu tych większych przeszkód znajduje się w górnej części rzeki przed tzw. „lejkiem”, który zawsze tworzy się przed uskokiem lub niektórymi długimi płyciznami zanim dno rzeki zmienia pochylenie tworząc ten uskok. Ten odcinek przed „lejkiem” na ogół jest strefą wody „gładkiej” w której odbija się niebo, i z tego powodu w języku angielskim określa się to jako „glide” (spływanie, ślizg) a nurt w tym miejscu jest bardzo łagodny, pozwalając łososiowi na regenerację sił , aby później mógł kontynuować podróż w górę rzeki ,aż do ogona następnego zagłębienia lub „run”-a (woda bieżąca, ogólnie mniejszy spadek między dwoma wielkimi skałami).
Generalizując, w taki właśnie sposób łosoś porusza się w rzece i w takich miejscach można go łowić, chociaż zmienne są nieskończone, zarówno zagłębienia, głazy, rowy, długie płycizny, uskoki wody lub gładkie spokojne odcinki, które można spotkać w rzece. Do tego należy uwzględnić także wszystkie prądy, przeciw-prądy i wody stojące ,na które też można się natknąć.
Tak więc, podsumowując wcześniejszy opis, nie jest sprawą skomplikowaną zarzucenie muchy w odpowiednim miejscu, skomplikowane jest by mucha dotarła do tego miejsca naprzeciw łososia w sposób poprawny, by później linka pracowała uwzględniając wszelkie przeszkody w rzece dla dobra ryby , włączając w to prądy i przeciw-prądy. Dlatego należy stosować linkę pływającą, aby manewrować nią poprawnie z „reach casts”, z „ mendings” pod prąd lub z prądem w zależności od potrzeby, a nawet by wybrzuszenie linki przeszło ponad jakimś głazem i by mucha wabiła w sposób poprawny wzdłuż tego strumienia po tej właśnie stronie tego głazu.
Poza tym, jeżeli będziemy łowili w tym fragmencie rzeki linką tonącą, będzie to bardzo skomplikowane ze względu na zaczepianie się linki o kamienie. Czasami sprawy się komplikują jeżeli pozostawimy zbyt dużo pływającej linki na wodzie, którą już zbieramy, gdyż różne prądy ją pociągają za sobą, i tak jak to się mnie przydarzyło, linka zakleszczyła się pod leżącym na dnie kamieniem oczywiście w takim miejscu gdzie nie można było jej dosięgnąć nawet całym zanurzonym pod wodą ramieniem. Jeden z nas musiał rozebrać się do pasa aby uratować przed uszkodzeniem jedyną linkę jaką posiadaliśmy w tym momencie w rzece, z dala od obozowiska.
Jeśli łowilibyśmy pstrągi, nie byłoby tylu problemów. Na ogół jeśli jakiś pstrąg jest aktywny będzie szukał muchy w miejscach mało logicznych, inaczej mówiąc zachowuje się jak „szalony”. Z łososiem jest zupełnie odwrotnie. Często jeżeli robimy coś źle, albo mu się nie podoba mucha, łosoś się „wyłącza” , zmienia pozycję lub wycofuje się definitywnie z miejsca w którym go widzimy. Pojawia się w innym miejscu zagłębienia a nawet przemieszcza się do innego pobliskiego zagłębienia. Te ruchy są bardzo widoczne w niektórych niezbyt głębokich miejscach. Łosoś ze względu na swój rozmiar oraz prędkość przemieszczania, zawsze pozostawia za sobą ślad na wodzie, przede wszystkim na wodach „gładkich”.
Jego ulubionymi siedliskami są pobocza rowów i zagłębień oraz lejków ze spokojniejszymi wodami bezpośrednio po długich płyciznach lub uskokach. Lecz nie są to jedyne miejsca , w których możemy je spotkać. Boki głazów i miejsca przed nimi także są ich ulubionymi siedliskami. Nigdy nie natkniemy się na nie za głazami, gdyż tam powstają przeciw-prądy , których wyraźnie nie lubią.
Przykosy na styku strumienia wartkiego ze spokojniejszą wodą są także ich ulubionym miejscem. Mówiąc dokładniej, przykosa gdzie woda jest bardziej wzburzona i dobrze natleniona, z której łosoś przemieszcza się w górę. Przykosy mają kształt półkola w poprzek nurtu i tam można spotkać łososia w jakimkolwiek miejscu. Aby to lepiej zrozumieć, wyobraźmy sobie, że ten rów ma formę stożka podzielonego na odcinki w kierunku wzdłużnym, którego podstawa stanowi początek rowu, tj. tam gdzie tworzy się „lejek” za „glide”, i którego wierzchołek znajduje się na ogonie tego rowu. Część gładką podzieloną na odcinki stanowi lustro na powierzchni wody, i bokiem stożka są przykosy, które widzimy na powierzchni, ale które także znajdują się pod tym stożkiem, zakładając, że nie dolega on do dna rzeki.
Mając jasno przedstawiony model „stożka”, łatwiej jest nam zrozumieć, gdzie powinna przemieszczać się nasza mucha aby znęcić łososia - nie w środku nurtu, ale w pobliżu przykos.
To sprawia, że połów w takich warunkach wodnych jest wystarczająco skomplikowany. Skomplikowany na początku, później z odrobiną praktyki i przy odpowiednim manewrowaniu linką wykonuje się to prawie „na pamięć” ..... w tym przypadku nic nie łowimy. Wybaczcie, że nalegam ale będę powtarzał : należy każdy zarzut kończyć połowem.
W przypadku łososia nie można mniej więcej przepowiedzieć tzw. „godzin szczytu” tak jak to bywa z pstrągiem. A wręcz przeciwnie, jest bardzo trudno przewidzieć kiedy ryba uaktywnia się do działania. Istnieje powiedzenie :”łosoś widziany, łosoś złowiony”, co w wielu przypadkach jest prawdą. Byłbym szczęśliwy, gdybym złapał każdego, którego widziałem jak oddaje skok !!! W każdym razie często mówi się :”mucha łowi w wodzie”, i jest to bardziej pewne jak nigdy, ten kto nie łowi nie łapie ryby, reszta jest zbyteczna. Trzeba być skoncentrowanym przy każdym zarzucie jaki się wykonuje, przy każdym zboczeniu z toru muchy, korygując ciągle wszystko, odległość rzutu, naszą pozycję w stosunku do stanowiska ryby, tak aby mucha przed rybą była prowadzona w sposób właściwy, nie zbliżając się zbytnio do niej w przekonaniu, że ułatwi to połów, ani zbyt daleko w przekonaniu, że możemy łososia spłoszyć - mając w tym przypadku problemy z rzutem oraz z prowadzeniem sznura w wodzie.
Są miejsca o których niektórzy mówią, że jest niemożliwie tam dobrze wędkować ze względu na niemożność kontrolowania wcześniej wymienionych czynników. Tych miejsc nauczyłem się później unikać. Wcześniej traciłem na to mnóstwo czasu i wiele wysiłku, usiłując tam dotrzeć długim rzutem lub brodząc, ale kończyło to się zawsze fuszerką. Wzmiankowany przypadek „galletas” z linkami między głazami, także był dobrą lekcją. To jest rzeka , w której zawsze znajdują się łososie w zasięgu naszej linki, w moim przypadku 45 metrów; i wcale nie trzeba wykonywać dłuższych rzutów. Posiadając „belly” plus kilka metrów „runing line” jest co najmniej wystarczające aby wędkować. W sumie jakieś 25-30 metrów, a czasami nawet mniej wystarcza aby objąć stanowisko łososia.
Rzuty wykonujemy pod kątem czterdziestu pięciu stopni licząc od lustra wody przecinając nurt. Czasami, jeśli nurt nie jest zbyt ostry, należy dokonać rzutu pod kątem dziewięćdziesięciu stopni, aby pozwolić by mucha znalazła się pod określonym kątem przemieszczając się naprzeciw przypuszczalnego stanowiska łososia. W tych przypadkach, przy rzucie pod kątem 90º, czasami należy wykonać „mend” pod strumieniem aby zwiększyć prędkość tej muchy.
Gdy mucha znajdzie się już w wodzie, należy prowadzić ją w funkcji prędkości oraz odpowiednich kątów, pozwalając na przemieszczanie muchy „martwej” bez jakichkolwiek naszych ruchów, jedynie poruszanej przez strumienie. Kiedy mucha znajduje się w wodzie bezpośrednio poniżej naszej pozycji lub na kierunku końcowym na to stanowisko, można zacząć zbieranie linki w krótkich odcinkach o długości od dziesięciu do piętnastu cm lub w „ósemkę” do ręki z różnymi prędkościami. W wielu przypadkach łosoś w tym momencie bierze z ochotą, ale na ogół czyni to wcześniej. Gdy mucha przecina przed nim nurt pod kątem dziewięćdziesięciu stopni albo trochę mniej , wtedy bierze bardziej delikatnie.
W innych przypadkach gdy mucha już znajduje się w wodzie, zaczyna się zbieranie linki z różną prędkością, aby sprawdzić czy prowadzimy jakiegoś łososia zirytowanego przez „intruza”. Chociaż łosoś nie bierze na tym kierunku, pokazuje nam swoją pozycję, co umożliwia nam zmianę techniki prowadzenia muchy tak aby mu się to spodobało lub zmieniamy muchę. Oczywiście, jest trudno zadowolić go i w większości przypadków, nasze wysiłki są chybione.
Łowienie łososia nie polega na „rzucić i wyjąć”. Oby tak było, ale wtedy by zniknęła cała przyjemność. Nie jest niczym dziwnym, gdy kończymy dzień bez złowienia chociaż jednego łososia. Zwyczajne też jest zaciąć kilka i stracić wszystkie. Wiele łososi ucieka. Niedoświadczeni tracimy więcej niż eksperci. Ale wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu tracimy jakieś ilości codziennie. Pytanie , które zadawałem sobie w pierwszych dniach brzmiało : dlaczego tyle łososi ucieka? Otrzymałem wiele odpowiedzi. Wszystkie cenne aplikowałem wtedy kiedy było można, zmniejszając ilość łososia straconego w miarę nabywania doświadczenia w rzece. Moje zaniepokojenie wynikało z tego, że w następnym tygodniu mieliśmy łowić w rzece Kola, gdzie łososie są znacznie większe i jeślibym nie opanował łowienia tych , które są znacznie mniejsze, moja frustracja byłaby jeszcze większa. Moje proporcje na początku tygodnia nad rzeka Varzuga to trzy łososie stracone i dwa w „koszyku”. Kończąc wędkowanie w rzece Kola proporcja wróciła do pierwotnego stanu zmniejszając się wyraźnie pod koniec drugiego tygodnia.
Branie łososia i późniejsza walka z nim, jest zupełnie inna niż w przypadku reszty łososiowatych i może także różnić się między jednym łososiem a drugim. Zwykle biorą w sposób łagodny, ale natychmiast się wyczuwa, że na końcu linki jest coś dużego i pełnego temperamentu. W pierwszych minutach jest wystarczająco łatwo przyciągnąć je za pomocą kołowrotka, wykazują mały opór, a czasami nawet podchodzą jeden nad drugim, przez co należy linkę szybko zwijać. Ale gdy tylko pojawią się bliżej i prawdopodobnie już nas widzą, odpływają w kierunku przeciwnym z prędkością pocisku na przeciwległy brzeg i tam oddają skoki. Jeśli rzeka lub zbiornik jest względnie wąski nie stanowi to większego problemu. Po trzech lub czterech takich biegach na dużej prędkości, powodujących dzwonienie kołowrotka i drganie palców ręki usiłującej przyhamować kołowrotek, łosoś skacze w powtarzających się sekwencjach, mieszając wodę z dołu i z góry. Problem pojawia się gdy na środku „pola batalii” występują głazy, i bardzo przebiegły łosoś usiłuje je wykorzystać aby się uwolnić, chociaż najbardziej stara się wykorzystać na swoją korzyść nurt strumieni „wbijając się” w niego chociaż na kilka chwil aby się dobrze natlenić i później wystrzelić w inny sektor zagłębienia znanym akrobatycznym skokiem.
Jest to bardzo silna ryba, i podczas moich pierwszych dni wędkowania, czego należało się spodziewać, porównywałem go z naszym pstrągiem z Río Grande na Ziemi Ognistej. Moje serduszko zawsze faworyzowało „mojego” pstrąga w momentach analizy i porównań. Myślałem sobie, co by robił ten łosoś w takiej rzece jak río Grande, z łowiskami dobrze zdefiniowanymi, z nurtem relatywnie wolnym, bez długich płycizn lub dołów śródrzecznych gdzie można się natlenić ani głazów by przeciąć przypon. I chciałem sobie wyobrazić mojego pstrąga z río Grande walczącego w tej rosyjskiej rzece, z przewagą tego czego nie miał w río Grande, dołów śródrzecznych i natlenienia oraz schronienia między głazami.
Musiałem się poddać w oczywistym przekonaniu, z wielkim bólem duszy, na korzyść łososia. Rzeczywiście jest to ryba pierwszej kategorii, tym samym nie mówię nic nowego, należy przed nią zdjąć kapelusz jako oznaka szacunku dla godnego bojownika.
Co zadecydowało, że w końcu przekonałem się o tym, iż łosoś to zupełnie inna historia niż mój pstrąg ? Poza technikami łowienia, które są bardziej skomplikowane, nie tylko aby go zwabić, lecz także aby go okiełznać i móc go pokonać, wszystkie złowione łososie ze względu na waleczność sprawiały wrażenie, że były naprawdę dużym osobnikiem. Przy pierwszych łososiach , które ważyłem z przewodnikiem, przysiągłbym, że ważyły ze dwa razy więcej niż wskazywała waga. Te , które złowiłem i nie ważyłem, zaskakiwały mnie lekkością w momencie kiedy z powrotem wkładałem je do wody, w porównaniu z walką jaką wcześniej stoczyły. Przy drugim i trzecim łososiu musiałem zmienić moją wagę „mentalną” wejść i odjąć ciężar łososi , które wyjmowałem. Być może było to winą mojej adrenaliny. Kto wie ?
Jeżeli będziemy analizowali dwie ryby nie wchodząc w wiele szczegółów, zobaczymy , że łosoś jest bardziej stylizowany, wydłużony, z większym ogonem niż pstrąg. I wydaje mi się, że jest w tym coś logicznego, Natura tak sprawiła, gdyż musi on płynąć olbrzymie dystanse w morzu, by później pokonać w górę rzeki dwa razy dłuższą odległość niż długość río Grande , rzeki zasobniejszej w wodę, bardziej wartkiej, z uskokami i długimi płyciznami , których río Grande nie posiada.
Nasz pstrąg jest srebrzysty, młody jest piękny i smukły a starsze osobniki są znacznie szersze dlatego , iz ma pod dostatkiem pokarmu w okolicach swojej rzeki i nie musi tak wysilać się jak łosoś, który płynie w górę rzeki na tarło.
Liczby tygodnia
Uwielbiam statystyki, ale tylko dla nich samych, nie aby spierać się albo sprawdzać czego jest więcej a czego mniej. Łowienie ryb jest zabawą. Oczywiście, jeśli łowię dużo lub największe osobniki bawię się lepiej i moje ego rośnie. Ale jestem także zadowolony, jeśli moi koledzy bawią się także, łowiąc dużo i wielkie osobniki. Należy rozumieć, że jest wielu, którzy „bawią się” bardziej niż my i trzeba nauczyć się dzielić ich radość. Ten co wie dużo powinien nauczać. Ten co wie mało powinien słuchać i uczyć się. Sukces podczas wędkowania w znacznym procencie zależy od szczęścia. Kto w to wątpi ? Szczęście jest zmienne i mu pomagamy wiedzą i doświadczeniem. Podczas wędkowania zawsze się uczymy, zawsze jest ktoś kto wie więcej niż drugi. Tak więc, jeżeli nauczymy się bawić, wszyscy nasi wędkujący przyjaciele bawią się z nami. Jeśli jesteśmy zgorzkniali, zepsujemy dzień także im.
Jest bardzo ciężko wracać z wędkowania z pustymi rękoma. Nawet mi tego nie mówcie ! Zdarzyło mi się to i wiem doskonale co się czuje. Przede wszystkim zdarzyło mi się to nad rzeką Kola. W jakiś sposób, ktoś zawsze ma jakąś rekompensatę w zamian, jak spędzenie fantastycznego dnia w miejscach nieprawdopodobnych i otoczony inną przyrodą niż ta do której jest przyzwyczajony, odmienne odgłosy zwierząt i ptaków, ptaków których śpiew zmusza do zatrzymania i ich posłuchania , pogawędka z kolegą, nauczenie się czegoś nowego w wędkowaniu, spojrzenie na przyjaciela, któremu bierze ryba i mającego swoją rekompensatę na końcu linki.
Podoba mi się robić statystykę moich połowów, a jeśli mogę liczyć na informację, interesuje mnie także jak wiedzie się reszcie moich kolegów, którzy mi towarzyszą. Zawsze mam w mojej kamizelce wędkarskiej lub kurtce coś do pisania . W momencie wypuszczenia ryby i zanim wezmę wędkę ponownie do ręki, notuję wszystko co wydaje mi się ważne w tym momencie i dodatkowo robię jakieś krótkie notatki, które pomagają mi zapamiętać pewne fakty z tej chwili.
Mógłbym zapisać więcej stron, gdybym rozwinął szczegółowo wszystkie dokonane zapiski. Ale mam coś co Was zainteresuje, gdyż są to rezultaty wędkowania z tego tygodnia nad rzeką Varzuga.
Był to bardzo dobry tydzień dla standardów normalnych z których tam się korzysta i ze względu na trudności łowienia w rzece tak płytkiej, w której łososie płoszyły się bez powodu i nie brały z ochotą i swobodą wiedząc, że głębsza woda je chroni bardziej. Powiedziałem Wam, że grupa składała się z siedmiu wędkarzy, w tym jedna kobieta, doskonała wędkarka. Elizabeth Leslie była na trzecim miejscu jeśli mówimy o ilość złowionych łososi. Łowiła cały tydzień ze swoim bratem Phillipem Bowden-Smith, który był najlepszym łowcą ze swoimi 87 łososiami. We dwójkę przeszli w ciągu jednego tygodnia ponad sto kilometrów ciągle wędkując. Dwa razy pieszo zapuścili się w okolice najwyższych rozlewisk, czterdzieści osiem kilometrów tylko w tych dwóch wyjściach !! Philip od pięćdziesięciu jeden lat łowi łososie i od jedenastu lat w tej rzece.
Drugim wędkarzem jeśli chodzi o ilość złowionych łososi, był mój kolega z szałasu i kilku dni wędkowania Jo Monro, ze swoimi pięćdziesięcioma dwoma łososiami. Dla mnie, była to prawdziwa radość obserwowania go podczas łowienia. Była to jego czwarta lub piąta wyprawa nad tę rzekę i nie traciłem nawet momentu aby podpatrywać co robił i jak to robił. Nauczyłem się dużo od niego i ze względu na wiele cech podobieństwa uważam go za kolegę wędkarza z którym bawiłem się doskonale.
James Farrer złowił trzydzieści dziewięć łososi. Była to jego druga wyprawa nad tę rzekę i jest on ekspertem łososia. Przeważnie łowi w rzekach Szkocji. Wędkowałem z nim jeden dzień na niższych rozlewiskach. Było tam trudno wędkować ze względu na małe ilości wody jakie występowały na łowiskach. Jako, że nie mieliśmy butów apra aby dojść do łowiska, Justin załatwił helikopter, który nas przetransportował sześć kilometrów w dół rzeki , aż do „Lower Birch Island” - na wyspę położoną na środku rzeki i porośniętą lasem brzozowym, rzeczywiście bardzo pięknym. Przewodnik zostawił Jamesa na „Two dogs” na „wyjściu” z wyspy, gdzie się łączyły dwa nurty, natomiast mnie pozostawił trochę wyżej tej pozycji na długiej płyciźnie. Dzień był piękny, słoneczko ładnie grzało, łososie były gdzie indziej, a poprzednia noc była taka długa .... , że odstawiłem wędzisko , położyłem się na trawie i uciąłem sobie drzemkę aż do śniadania. Skorzystałem mnóstwo podczas tej sjesty w środku poranka, na skraju brzozowego lasu, wsłuchany w szum wody przepływającej przez płyciznę.
Po śniadaniu James dał mi lekcję wędkowania, jednym słowem napełnił mnie zwątpieniem. Zaprosił mnie abym pierwszy zarzucił tym razem na „Two Dogs”. Zarzuciłem i nic. Póżniej próbowałem trochę niżej na łowisku bardzo długim i głębokim „The Loch”. Łowiłem bez sukcesu, chociaż widziałem jak skacze kilka łososi. Jakby to nie mogło być inaczej, były poza moim zasięgiem. James, z tyłu za mną na „The Dog” złowił pięknego łososia. Już w drodze powrotnej do obozowiska zatrzymaliśmy się na dwu innych łowiskach. Było to na Kichisara Island, jakieś pięćset metrów poniżej ujścia rzeki Kichisara. Przewodnik zostawił Jamesa nad jednym rowem a mnie nad innym. James złowił dwa łososie a ja znowu nic. Zaproponował mi zmianę stanowiska. Przeszedłem na jego rów , wytłumaczył mi jak mam łowić. Wynik jest typowy. On złowił dwa łososie więcej w moim rowie, a ja nic w jego rowie. Tego dnia nic nie złowiłem, ale uciąłem za to sobie drzemkę pod brzozami.
Mike Savage, Tony Paulino-Alvarez i ja złowiliśmy po dwadzieścia osiem łososi, czym byliśmy bardzo ubawieni. Mike „guru łowca łososi” , złowił w swoim życiu tyle łososi, iż więcej radości sprawiało mu gawędzenie z nami niż wędkowanie. Tony był szczęśliwy cały dzień ciągle żartując , łowił dobrze, ale najbardziej się bawił robiąc rzeczy szalone, zmieniając wędki, linki, muszki i inne rzeczy, aby sprawdzić jak to i owo będzie funkcjonowało. Tak się zabawiał z łososiami, że mu uciekały tak jak te które miał już wyłożone na brzegu.
Grupa liczyła jeszcze jednego członka, była to Sarah żona Phillipa. Ona nie łowiła lecz malowała. Już w poprzednim sezonie przyjechała z Phillipem nad río Grande w Chile i także tam spędzała czas na malowaniu pejzaży rzeki. Tym razem widzieliśmy ją jak spacerowała brzegiem rzeki Varzuga, malując każdego dnia inny pejzaż. Pamiętam dokładnie szczególnie jeden, który przedstawia „Pilares de Hercules”. Bardzo ładny.
Jeśli chodzi o moje połowy, to nie mogę się absolutnie uskarżać. Powiem więcej, Jak dotąd, był to jeden z najładniejszych tygodni wędkowania dla mnie i na pewno go będę długo wspominał. Miejsce, otoczenie rzeki, wszystko to co miało dla mnie znaczenie, łowiąc pierwszy raz łososia, i przede wszystkim wielkie koleżeństwo i harmonia jaka panowała w grupie. Zajęcia w obozowisku, przewodnicy, obsada w ogóle, wszyscy przygotowani i mający ochotę na dobre spędzenie czasu.
Wszystko co dobre się szybko kończy i tydzień minął tak , że nawet tego nie zauważyliśmy.
Pożegnalna kolacja odbyła się poza obozowiskiem w jednej altanie, bez komarów, z całą obsadą obozowiska, na której serwowano nam dania typowo rosyjskie, doskonale przyrządzone mięsa z rożna, i kawior Mikea. Po dziękczynnych i pożegnalnych przemówieniach pojawił się temat ilości złowionego łososia. Po podsumowaniu okazało się , że brakują tylko dwa łososie do okrągłej cyfry trzysta. Mike spytał kto na ochotnika ofiaruje się złowić te dwa brakujące łososie i wtedy wszystkie głowy zwróciły się w kierunku określonej osoby. Przy akompaniamencie żartów i uśmiechów wstałem, założyłem wodery i poszedłem na płyciznę, jakieś dwadzieścia minut drogi od obozowiska. O godzinie drugiej trzydzieści nad ranem już miałem złowione dwa brakujące łososie i tym samym pożegnałem się zażyle z rzeką Varzuga.
Za kilka godzin, o ósmej rano przyleciał po nas helikopter. W drodze powrotnej do Murmańska zabraliśmy jeszcze grupę z nad rzeki Pana po czym kontynuowaliśmy lot. W miarę jak oddalaliśmy się od rzeki Varzuga i przybliżając się do Koli, nasze myśli wynikające z analizy niektórych zdarzeń bardzo mile przeżytych, kierowały się ku innym, które były dla mnie niewiadomą. Nadal patrzyłem przez okienko , nie mogąc zasnąć , aż do lądowania na lotnisku w Murmańsku. Dniało, była sobota 14 czerwca 2002.
Tekst i zdjęcia Marek Czerwinski
anglers@anglerstdf.com
www.AnglersTDF.com
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.