f l y f i s h i n g . p l 2024.11.26
home | artykuły | forum | komis | galerie | katalog much | baza | guestbook | inne | sklep | szukaj
Bieżące informacje
Pstrąg i Lipień nr 42
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.

Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.
Wiadomości z łowiska
Mała Wisła 1
2020-10-14
test
Wiadomości z łowiska
San Zwierzyń-Hoczewka
2013-07-12
Warunki bardzo dobre
Wiadomości z łowiska
OS Dunajec
2014-08-12
warunki dobre ale nie idealne
Wiadomości z łowiska
Łowisko Pstrągowe Raba
2020-10-31
Dobrze to już było...
Nasze wzory
Mokra.
Wzory much
W katalogu FF
IMGW
Stan wód
Niezbędny każdemu wędkarzowi "na rozjazdach"
 
Flyfishing.pl
Reportaże:
Bezimiennaja Rieka - Taimyr 2002 - Część I

autor: Sławek Bobula, opublikowane 2002-09-02

Co jest dzisiaj niezbędne do złowienia Tajmienia na Syberii? Wędka, kołowrotek... i helikopter. Napisał Fen Montaigne w książce "Hooked - Flyfishing through Russia"
 
Wieloletni korespondent amerykańskiej prasy w Moskwie odbył wiele wędkarskich podróży po Syberii, zanim doszedł do tego wniosku. Czytając książkę rejestrowałem piękne krajobrazy i długą listę jego wędkarskich porażek na doszczętnie ogołoconych z życia syberyjskich rzekach.
Gdziekolwiek na Syberii dociera człowiek: samochodem terenowym, motorówką lub pieszo, tam próżno szukać króla syberyjskiej rzeki. Niekiedy próżno szukać jakiejkolwiek ryby. Gdyby tylko wędka, albo sieci... Niestety, dynamit i granaty zostały już na stałe wpisane do zestawu syberyjskich "narzędzi połowowych".
Wykreśl całą południową Syberię. Tam, gdzie magistrala transsyberyjska, tam gdzie drogi, miasta, wsie... możesz nie wyjmować wędki z futerału. Tam ludzie...
Może daleki wschód? Kamczatka, Czukotka? Tam nadal wchodzi do rzek pacyficzny łosoś. Jeszcze... Tam coraz częściej normą staje się przegradzanie sieciami ujść rzek i połowy ryb bez kwot, licencji, bez miary i umiaru.
Po co tyle mięsa? Baza przetwórcza malutka i rachityczna. Nie przerobią takich ilości. Nie potrzebują. Nie nada... Mięso łososia jest odpadem produkcyjnym. Tylko ikra się LICZY... Rynek w Japonii kupi.
KUPCY, PIENIĄDZE, BIEDA, WÓDKA, URZĘDNICY.... SYBERIA
Grubą kreską rysuję obraz? Tak, ale wierzę, że gdzieś tam jeszcze trwają malutkie, kurczące się kawałki dzikiego świata.
Jak je znaleźć, dogonić i dotknąć? Zanim znikną bezpowrotnie, bez słowa skargi...
Szukać, czytać, rozmawiać. Internet, prasa, książki i ludzie. Wysłać w kosmos wszystkich, którzy będą Ci mówić o Bajkale i ….

Przez sieć nawiązałem ciekawy kontakt z ludźmi z Niżnego Nowgorodu. Misza i Sasza - spływali po niejednej górskiej rzece. Peru, Ekwador, Nepal, Himalaje... Przed laty ich zespól dwukrotnie wygrał mistrzostwo świata w raftingu na białej wodzie. Syberia to ich podwórko. Dużo wiedzą, ale nikt nie wie wszystkiego o Syberii. Podejmują się zorganizować każdy spływ na Syberii, o ile oczywiście będzie wykonalny.
Pytam i drążę temat. Polecają piękne rzeki w Ałtaju. Dużo białej wody od III do V klasy WW (whitewater). Ryby? Słabo, już nie te lata...
Szukam dzikiej, nietkniętej przyrody, ryb i pięknej rzeki z progami i bystrzami. Są trudności w takim połączeniu. Znają rzeki w dorzeczu Leny, gdzie można spotkać dużego Tajmienia, ale... No właśnie, ale rzeka nizinna. Duża, głęboka i gładka woda. Nieciekawy spływ.
Proponują góry Putorana u podstawy półwyspu Tajmyr. Surowy klimat. Rzeki bystre i pełne progów i wodospadów. Są ryby, chociaż nie jest to róg obfitości. W końcu to Arktyka. Typujemy jedną z kilku ciekawych rzek. Rzeka Gorbiaczin. Płynęli nią dwukrotnie. Ostatnio dwa lata temu. Największy złowiony Tajmien miał 24 kilogramy. Woda od II do V klasy WW. Jedziemy!
Teraz oczywiście schody! Dojazd jest możliwy tylko helikopterem z Norylska. Nie mają małych śmigłowców, najmniejszy to MI-8. Koszty rosną. Lot w obie strony z powrotami daje razem 6 godzin lotu. Żeby sensownie rozłożyć koszty proponują minimum sześciu ludzi i dwa pontony.
Hmm. Dużo ludzi i do tego po czterech na ponton. Mają, co prawda duże, profesjonalne pontony (16 stóp długości) z samopłuczącą podłogą, ale i tak ciasno. Negocjuję trzeci ponton i robi się luźniej. Dwóch ludzi plus przewodnik na pontonie. Tak już ujdzie.
Grunt to nie pływać w tłoku. Zaraz, zaraz! Trzy pontony to razem dziewięciu ludzi. Toż to cały autobus! Nigdy w tak dużych grupach nie spływałem rzeką. Zawsze byliśmy sami. Trzech ludzi na pontonie. Za przewodnik mieliśmy mapy i informacje od ludzi, którzy tam kiedyś spłynęli.
Tym razem nie da rady. Koszt i sposób dolotu. Brak kontaktów w Norylsku. Brak dobrych map i opisu rzeki. Zobaczymy jak będzie w dużej grupie.
Zdajemy się na Saszę i uzgadniamy szczegóły i termin na połowę lata. Chłopaki z Niżnego organizują cały sprzęt. My bierzemy tylko śpiwory, wędki i rzeczy osobiste.
Teraz trzeba zorganizować sześciu ludzi. Zwykle nie jest wcale łatwo. Dzwonię do Maćka z flyfishingu. Kiedy mówię Syberia, strzyże uszami i jest wyraźnie zainteresowany. Gdy mówię góry Putorana, nie słyszał. Mówię Tajmyr i go mam. Widział na Discovery film o odkopaniu zamrożonego Mamuta na Tajmyrze. Ten już jedzie... Maciek, zresztą, jeśli usłyszy słowo - Tajmien, rzuca słuchawkę i zaczyna się pakować....
Ustalamy, że on spróbuje zorganizować dwóch ludzi. OK. Ja szukam też dwóch. Rozmawiam z ekipą z Wenezueli i o dziwo wszyscy są chętni: Marek, Leszek i Felek. Pytam też Roberta, z którym byliśmy w Mongolii. Też się pisze. Dzwonię do Maćka i okazuje się, że jego ludzie nie wypalili. Może to lepiej, nie będzie skreślania, mamy przecież już sześciu. Reszta grupy poza Robertem nie pływała dotychczas na pontonach. Dostają, więc listę sprzętu do skompletowania: wysokie wodery, buty z filcową podeszwą, kurtka z goretexu, polary, kalesony, bielizna i oddychające skarpety. Czasu mamy dużo, jeszcze kilka miesięcy. Lista przynęt: Bardzo duże wahadłówki i obrotówki trzeba raczej kupić za granicą. Jeszcze trochę woblerów. Maciek zorganizuje muchy.
Wiosną pojawiają się pierwsze problemy. Do Rosji można wjechać bez kłopotów z pieczątką AB. Wszędzie. Pojawił się tylko jeden wyjątek i to od niedawna. Oczywiście to Norylsk. Średnie zarobki w mieście oscylują pomiędzy 600 a 1000 dolarów i jak magnes przyciągają chętnych z wielu państw byłego ZSRR. Tysiące ludzi z Ukrainy, Białoruśi i Kazachstanu przyjechało do Norylska i zaczęło koczować i poszukiwać pracy. Administracja miasta wydała zarządzenie o konieczności posiadania rosyjskiej wizy z zezwoleniem na wjazd do Norylska. Misza informuje, że niestety, nas również to dotyczy. Przysyła nam zaproszenie z opisem trasy i lista naszych nazwisk.
Delegujemy Roberta do rosyjskiego konsulatu. Pani z okienka nie słyszała o żadnym Norylsku i oczywiście wyrzuca go za drzwi. Możecie jechać ze stemplem AB lub z voucherem mówi. Misza przysyła nam obszerny mail, w którym tłumaczy sytuację. Na drugi dzień Robert z mailem w ręku przebija się o jedno biurko dalej. Konsul czyta, ale nic o tym nie słyszał. Podajemy jego nazwisko i numer telefonu Miszce. Dzwoni do konsula i tłumaczy łopatologicznie sytuację. Uff. W drodze wyjątku wydadzą nam wizę i wpiszą do niej Norylsk. Konsul cały czas podkreśla, że uważa to za niepotrzebny korowód i nieporozumienie. Wizy już są . Kupujemy bilety do Moskwy, a Misza rezerwuje miejsca na lot do Norylska.
W czerwcu dzwoni nagle Grzegorz z Gliwic. Był przekonany, że jedzie z nami, a tymczasem nie ma go na liście. W styczniu rzeczywiście przysłał mi maila z pytaniem o czas i miejsce wyprawy. Ogólnie mu odpowiedziałem i czekałem na jakiś odzew, ale nie odpowiadał. Maciek zresztą mi mówił, że z nim rozmawiał i bierze go do swojego limitu. Kiedy powiedział, że jego ludzie się wycofali, zrozumiałem, że on również. Grzesiek mocno wkurzony mówi, że zarezerwował już urlop na ten wyjazd. Nic się już nie da zrobić. Za późno i mamy komplet.
Kilka dni przed wyjazdem wybucha lekka panika. Żona Leszka usłyszała w radiu, że z Norylska wyleciał helikopter z ekipą geologów i zaginął gdzieś na północy. Odbywa się akcja poszukiwawcza, ale małe są szanse na odnalezienie żywych dwudziestu jeden ludzi. Teraz kategorycznie nie zgadza się na jego wyjazd. Napuszczam Miszkę i przysyła jej pogodnego maila. Tamten śmigłowiec poleciał na północ, prosto nad burzowe morze. Miał jakieś specjalne zadania. Nad morzem arktycznym pogoda często jest trudna. My polecimy na południe. Tam teraz lato i bardzo stabilna pogoda napisał. Żona łagodnieje, a Leszek dostaje upragnioną przepustkę.
Dwudziestego lipca odlatujemy. W samolocie nieomylnie rozpoznajemy po bagażach (worki żeglarskie) grupę pontoniarzy. Czwórka młodych ludzi z wybrzeża wybiera się ze składanymi kajakami z żagielkiem nad Bajkał. Ciekaw wycieczka, ale jeśli powieje silniejszy wiatr muszą szybko uciekać na brzeg. Tam fale jak na morzu. Rejon maja bardzo turystyczny, ale widoki są super. Środki transportu zresztą również.
W Moskwie czeka na nas Robert. Obijamy się po mieście kilka godzin i w końcu jedziemy na krajowe lotnisko - Domodiedowo. Tuz przed północą wpuszczają nas na pokład TU-154. Wiele lat już takim nie latałem. Samolot "Sybir Air" jest stary i mocno zaniedbany. W brudnym i podniszczonym wnętrzu unosi się trudny do zidentyfikowania zapach. W boardingach nie ma numerów miejsc.
Zajmować pierwsze wolne! - krzyczy stewardessa.
Czyli kto pierwszy ten lepszy. Na szczęście tym razem nie sprzedano więcej biletów niż miejsc, jak to niegdyś się zdarzało. Cały samolot jest nabity i nawet na dostawce przy kiblu siedzi jakiś jegomość.
Cztery godziny lotu. Nie mogę zasnąć. Gorąco i duszno. Odkrywam za to źródło tego dziwnego zapachu. W toaletach na ogonie nie ma wody...
Stewardessy na pewno pamiętają czasy imperium, bo bez przerwy pokrzykują i żadna się nawet nie uśmiechnie.
Lądujemy o ósmej rano. Chłodno, szaro i mży deszczyk. Przy wyjściu z samolotu zabierają nam paszporty i każą się zgłosić w budynku lotniska po zezwolenie na wjazd do miasta. Idziemy przez płytę w kierunku zrujnowanych budynków. Co krok dziury i kałuże wody. To już nie jest bałagan. To jak krajobraz z MadMaxa. Zbliżamy się do zardzewiałego szlabanu. Po bokach stoją ubrani w czarne garnitury młodzi ludzie. W rękach plansze : "Sztab wita rodziny ofiar wypadku helikoptera MI-6". Nastroje nam trochę opadają. Niezłe powitanie na początek wyprawy.
Za bramą czeka Sasza. Przydzielamy zadania. Ja z Saszą atakujemy komisariat policji na lotnisku, a reszta odbiera w tym czasie nasze bagaże.
Policjant zamyka mnie za stalowymi drzwiami i każe wypełniać stos małych kwitków w dwóch kopiach. Dane osobowe z paszportów, zawód, adres itp. Niektóre dane wpisuję z sufitu. Nikt tego nie sprawdzi, jeśli nie ma ich w paszportach. Gotowe. Zwracają nam paszporty i możemy jechać. Bez wizy załadowaliby nas z powrotem do samolotu.
Pakujemy się do furgonetki "Gazela" (rącza?!) i jedziemy 50 kilometrów do miasta. Surowy krajobraz. Nisko wiszą szare chmury. W zagłębieniach pagórkowatego terenu leży bury śnieg. Na poboczach śmieci i stery złomu. Ani śladu drzew.

Im bliżej Norylska tym gorzej.
Miasto przykryte ciężkim dymem z wysokich kominów. Kilometry pordzewiałych rur biegną we wszystkich kierunkach bez logicznego dla mnie planu i celu.
W oddali płaskie góry. To tam kopią rudę. Wokół miasta porozrzucane stare hale, ceglane budynki fabryczne, jakieś magazyny i bocznice kolejowe. Wygląda to jak upadła i rozszabrowana fabryka, ale to tylko pozory. Widać ruch i coś się tam dzieje.
Dojeżdżamy. Wielkie blokowisko postawione w szczerym polu. Większość budynków ma od pięciu do ośmiu pięter. Najzimniejsze miasto świata. Czterysta kilometrów za polarnym kręgiem. Klimat bez niespodzianek. Jedenaście miesięcy zimy, a reszta to lato. Temperatury pomiędzy minus 60 st.C, a plus 35 st.C. Średnia roczna minus 10st. Mróz trzyma przez 282 dni w roku. Śnieg może zacząć padać nawet w środku lata. W zimie, gdy przychodzi "cziornaja purga" - lodowaty wiatr 40 m/sek. nie pozwala wyjść na odkryta przestrzeń. Z miasta prowadzą trzy krótkie drogi. Do lotniska samolotów, na lądowisko śmigłowców i najdłuższa osiemdziesięciokilometrowa droga do Dudinki, portu w delcie Jeniseju. Poprzez Dudinkę dociera tutaj całe zaopatrzenie i wysyłany jest w świat Nikiel. Z portu do miasta prowadzi również jedyna, czasami działająca linia kolejowa. Nie ma innych połączeń ze światem. Norylsk, kiedyś zamknięte i oficjalnie nieistniejące miasto. Próżno go szukać na mapach sprzed czterdziestu lat - ZONA.
Wjeżdżamy w siatkę szerokich, pustych ulic. Bardzo mało samochodów i jeszcze mniej ludzi. Wszystkie budynki zbudowano na wbitych głęboko w grunt żelbetowych palach. Wieczna zmarzlina ma tutaj grubość do pięciuset metrów. i średnia temperaturę minus 7 st.C. Latem topnieje z wierzchu nie więcej niż metr i grunt zamienia się w grząskie bagno. Normalny budynek tego nie zniesie. Widać, że pale również nie rozwiązują wszystkich problemów. Stare budynki budowane z cegły są popękane i noszą ślady wielu remontów. Niektóre, opuszczone, są już przeznaczone do rozbiórki.
Nowsze, budowane z wielkiej płyty jeszcze stoją, ale wyglądają jakby w każdej chwili miały się zawalić. Pustą przestrzeń pod budynkami wypełnia plątanina rur i śmieci i zwykle jest prowizorycznie obmurowana cegłą lub tylko obłożona falistą blachą. W czasach ZSSR ratowano niekiedy budynki nastrzykując w lecie grunt ciekłym azotem. Dzisiaj nikt już tego nie robi.
Stajemy przed "gostinnicą Norilsk". W pustej restauracji zamawiamy jajecznicę, biały ser i kawę. Kelnerki jakieś dziwne. Jeszcze nie wiem,dlaczego, ale cos mi tu nie gra. Są smutne, obsługują niechętnie i bez uśmiechu. Czekają na piererywok? Nie lubią swojej pracy, czy żadnej pracy? Sasza dzwoni na lotnisko "wiertalotów". Pogoda na razie nie pozwala na loty, ale może poprawi się po południu.
Idziemy w miasto. Jedenasta rano i puste ulice. Na głównej - prospekcie Lenina wiszą wielkie kolorowe plakaty. Dzisiaj dzień Metalurga - święto w mieście. Idziemy i idziemy. Jakoś tutaj inaczej. To nie jest miasto! Gdzie są sklepy, sklepiki, restauracje, banki, kafejki? Nic nie ma! Na bardzo długiej, głównej ulicy miasta znajdujemy tylko jeden sklep spożywczy. i jeden szyld sklepu odzieżowego. Szyld, bo sklepu nie widać, nie ma witryny. Robimy drobne zakupy w spożywczym i szukamy banku. Chcemy wymienić pieniądze. Również jest jeden, ale zamknięty. "Piererywok" od 11:30 do 14:00. Łapiemy taksówkę i jedziemy do drugiego. Ten chwilowo otwarty i pełno w nim ludzi. Taksówki jeżdżą bez taksometru. Kurs kosztuje 40 rubli, wszystko jedno, dokąd i tak wszędzie blisko.
Wracamy do hotelu. Sasza ma złą nowinę. Dzisiaj nie polecimy, zła pogoda. Patrzę na niebo. Jest znacznie lepiej niż rano. Chmury idą z każdą godziną w górę, ale nic nie mówię.
Meldujemy się w hotelu i od razu spotykamy ślady imperium. Dokładniej rzecz biorąc, dwie córki Imperatora. Otyłe, starszawe kobiety o niechętnym spojrzeniu. Jedna zabiera nasze paszporty i każe wypełnić dwa formularze. Nie po polsku, czy po angielsku, ale wyłącznie po rosyjsku i do tego bukwami. Mówić jakoś po rosyjsku mówimy, ale pisać?! Ostatni raz stawiałem bukwy ponad dwadzieścia pięć lat temu. Nie przejmuję się i trochę babie na złość wypełniam jakimś księżycowym alfabetem. Przyjmuje to bez zmrużenia oka(nie umie czytać?).Teraz do drugiej. Ta jeszcze gorsza. Wielki kok na głowie i wzrok Bazyliszka. Szykuję się już na najgorsze, ale ona tylko wydaję ( z niechęcią) klucze do numeru. Pomimo, że w holu nie ma nikogo poza nami, sprawdza bardzo skrupulatnie, czy my to my.
Idziemy długim korytarzem i malutka windą wjeżdżamy na piąte piętro. Pokoje dość czyste. Na pewno jedna gwiazdka, w końcu mamy łazienkę z ciepłą wodą. Doprowadzamy się do ładu i wyjmujemy ciepłe ciuchy. Na zewnątrz jest plus 8 i wieje porywisty wiatr.
Wieczorem przyjeżdża Sasza i idziemy przez miasto do restauracji. Na prospekcie Lenina spotykamy festyn z okazji dnia metalurga. Zebrało się zaledwie kilkuset mieszkańców z dwustutysięcznego miasta. Na podwyższeniu blondynka przy mikrofonie zadaje zagadki i rozdaje nagrody. Kolejne pytanie do szarego faceta: „Nrawitsa nasz Gorod?” Pada prawidłowa odpowiedź i nagroda wędruje do jego rąk.
Czy ja to już gdzieś widziałem? Deja vu?
Na parterze wielkiego bloku tylko mała tabliczka zdradza restaurację. W środku ciemna, ale czysta salka bez okien i wentylacji. Zamawiamy, a kelnerka się uśmiecha. Jestem wstrząśnięty. Już wiem, co było nie tak! Dotychczas nikt się nie uśmiechał! Wszędzie zmęczeni, ubrani na szaro-czarno ludzie z obojętnym wyrazem twarzy. Gdyby zechcieli się uśmiechnąć może byłoby im lepiej? Kura po rumuńsku (?!) smakuje jak kura, tyle, że jest przystrojona jakimś dziwnym papierowym stroikiem.
Wracamy powoli do hotelu. Zimno. Prawie północ i jasno jak w dzień. Biełyje noczi i szare dni, albo odwrotnie jak kto woli... Słońce nie zachodzi nawet na chwilę. W pokoju hotelowym usiłuję zasłonić okna, ale zasłony są za wąskie. Jak tu spać, gdy słońce za oknem?
Rano dzwoni Sasza. Znowu zła pogoda, ale będzie sprawdzał sytuację, co godzinę. Schodzimy na dół do restauracji. Zamknięte - piererywok do jedenastej. Idziemy do Kafebaru na drugim końcu korytarza. Tu jeszcze otwarte, ale piererywok zacznie się za dwadzieścia minut. Błyskawicznie przełykamy jajecznicę zanim nas wygonią. Przerwa. Teraz przez dwie godziny wszystko zamknięte. Po południu mają, zresztą jeszcze dwie godzinne przerwy. Po trzeciej przyjeżdża Sasza. Dzisiaj już nie polecimy. Teraz już się denerwuję.
-Jak to nie polecimy? Pogoda się poprawia i wieczorem może być bardzo dobra..
Sasza nic nie rozumie. Tłumaczy mi jak głupkowi, że przecież piloci pracują od dziewiątej do osiemnastej. Teraz ja nic nie rozumiem. Przecież jest arktyczne lato! Jeżeli pogoda jest zła rano, to niech zaczynają pracę po południu. Jest jasno i mogą latać całą noc - tłumaczę. Na Alasce często się tak dzieje, jeżeli pogoda w dzień nie pozwala. To jest państwowe przedsiębiorstwo "Norilskoje Aviapriedprijatie" -mówi Sasza. Teraz dopiero do mnie dociera.. Wszystko jasne. Imperium trwa....
Wjeżdżamy pod górę-kopalnię. Tak będzie wyglądał świat po atomowym ataku. Rumowisko skalne, z którego sterczą jakieś pordzewiałe, porzucone elementy maszyn. Zrujnowane ceglane budynki i poprzewracane słupy trakcji elektrycznej. Patrzymy z góry na miasto zasnute dymami. Kilkaset metrów dalej wjeżdżamy na teren odkrywkowej kopalni. Olbrzymia dziura w ziemi. Z niej wywożone są ciężarówkami rudy metali. Tutaj wydobywa się 20% światowej produkcji Niklu, 40% Palladu, 24% Platyny, a także miedź i kobalt.
Nikt tego nie pilnuje. Możemy chodzić wszędzie i zjechać na samo dno. Ta dziura w ziemi nazywa się "Niedźwiedzi ruczaj". Wypływał tutaj kiedyś potok z gór....
Wokół miasta dymią wielkie kominy hut. W promieniu pięćdziesięciu kilometrów od Norylska umarły wszystkie drzewa i krzewy. Pyły z tych kominów, w zimowe dni docierają podobno do kanadyjskich, północnych wybrzeży. Kombinat "Norylski Nikiel" jest tutaj panem życia i śmierci. Zatrudnia sto pięćdziesiąt tysięcy ludzi spośród dwustu tysięcy mieszkańców miasta.
Początki były typowo syberyjskie - Archipelag Gułag. W 1935 roku do brzegów Jeniseju przybił statek i wyładowano pierwszą dostawę tysiąca dwustu zeków (zakluczionnyje). Obóz "Norylłag" - skrzynka pocztowa 224. Potem płynęły kolejne statki i kolejne dostawy. Wielkości dostaw według zapotrzebowania kopalni... I tak przez dwadzieścia lat.
W 1939 i w 1940 roku przywieziono wielu naszych rodaków z kresów. Pierwszy wytop odbył się hucznie w 1942 roku i potrojono produkcje czołgów w ZSSR. Po wojnie przyjechało wielu Niemców. W czasach odwilży KGB oficjalnie przyznało, że zginęło tu sto tysięcy ludzi. Mało prawdopodobne. Przez obóz przewinęło się prawie osiemset tysięcy. Niewielu stąd wróciło...
W 1992 roku umarł ostatni polski oficer. Po 54-ym roku wyszedł z Zony, ożenił się i został... Nie miał, dokąd wracać?
Wiosną strumienie wody z topniejącego śniegu wymywają ludzkie kości z okolicznych wzgórz. Administracja grzebie je na miejscowym cmentarzu. Dzisiejsi mieszkańcy Norylska nie chcą być tutaj chowani. Ich ciała przewozi się na "Matierik" (Tłum. macierz, kontynent). Dla nich to miejsce jest oderwaną od Rosji wyspą na dalekiej północy. Emerytura po szesnastu latach pracy. Raz na dwa lata darmowy bilet do "Matieriku". Na pracę czeka kolejka chętnych....
W miejscowym muzeum jest trochę eksponatów - śladów po koczownikach, którzy tu kiedyś żyli. Nganasanie, Ewenkowie, Eńcy, Dołganie i Nieńcy. Pasterze reniferów...
Podobno miejscowi aparatczycy - zawołani myśliwi lubili czasami polować na "skośnookich".
obniżyć lot helikoptera,
kolba do ramienia
niewyraźna sylwetka we wzierniku lunety
poprawka na wiatr i odległość
wstrzymać oddech,
na komorę ….
spust....

Trudno w to uwierzyć? Może to tylko złośliwe plotki?

Jest dużo zdjęć w muzeum. Drewniane baraki, druty Zony, uśmiechnięte twarze "CZEKA" w kożuchach i szary, zmięty tłum bez uśmiechu.... ZONA.
Patrzę teraz na puste ulice. Szarzy, wymięci ludzie bez uśmiechu przemykają pod ścianami... Czasami przemknie błyszcząca terenówka z ciemnymi szybami, albo zielony gazik MBD z napisem "Ochrana"... NORYLSK.
Nie widać drutów i wieżyczek. Nie ma już Zony?

Wieczorem idziemy z Saszą do nowej restauracji "Te' Ta' Tet". Mam dość tego miejsca. Zamawiamy najdroższe potrawy. Sasza stawia. Chcemy go zmiękczyć. Niech od rana kibluje na lotnisku z flaszką i czym tam chcę, albo niech dmucha w niebo! Złe miejsce! Jeszcze jeden dzień tutaj i zwariuje.
PALIĆ NORYLSK !
Wracamy do hotelu. Wszystkie pokoje na parterze zajęte przez hotelową administrację. Na kilku drzwiach wiszą ogłoszenia : "Pokupka akcji". Nie piszą, jakich, ale i tak wiadomo - Norylski Nikiel. Wieczorem długo okupujemy salonik w hotelowym holu. Rozmawiamy z dwójką młodych ludzi. Pytają czy podoba się nam ich miasto... Konsternacja. Nie podoba się - mówię. Są zdziwieni. Jak to? Oczywiście to przemysłowe miasto. Te kominy i mało zieleni? Po zatem jest wszystko normalnie.
Nie rozumiemy się. Cisza...
Oglądam przez okno zachmurzone niebo. Co jest z ta pogodą? W środku lata powinna być super. A może mamy Jonasza w grupie? Rzut oka na twarze... No tak, Felek... Ogolił się, a przecież wiadomo.... Na spływie nie można się golić. Pech! Tak w ogóle, to Felek w maju już się wykazał... Stał przy sterze i wpakował jacht prosto na skały nieopodal Sardynii. Z trudem doszli do portu. Wody było już po sufit. Dziura w dnie metrowej długości. Silnik zalany...
No tak... Felek. Zapowiada się interesujący spływ. Patrzę po twarzach. Kto będzie z Felkiem w pontonie? Pewnie Marek? Na razie niczego nie przeczuwa...
W nocy pogoda super. Wiatr rozgonił chmury i znowu świeci słońce. Zupełnie jak wczoraj. "Biełyje noczi" i szare dni....
Wcześnie rano budzi nas terkot telefonu. "Pabieda!" - woła Sasza. Lecimy! Za pół godziny czeka samochód przed hotelem. Wyglądam przez okno. Dzień, jak co dzień. Zwały szarych chmur nisko nad miastem... Szybko się pakujemy i do windy. Goni nas rozpaczliwy krzyk etażowej (dyżurna piętra)
- "Mnie nada nomier zdać! Skażitie im! Nomier nada zdać!" – krzyczy głośno.
Wskakujemy do windy. "Etażna" łapie jeszcze Maćka i Roberta i zarządza szczegółową inwentaryzację pokoju. Szklanki, ręczniki, popielniczka, pościel, krzesła.... Imperium.
Szybka kawa w barze i ładujemy się do busa.
Dwadzieścia kilometrów za miastem dojeżdżamy do małego lotniska. Kolejne zrujnowane budynki, przy których nasze podmiejskie stacyjki WKD wyglądają jak lotnisko J.F.Kennediego.
Ważą dokładnie bagaże i idziemy do śmigłowca. Pomarańczowy MI-8. Połowa luku załadowana pontonami i naszymi bagażami.
Poznajemy Igora i Lioszę, pozostałych uczestników naszego spływu. Siadamy na bocznych ławkach. W małej kabinie z przodu trzech pilotów. Po co aż trzech?
Z sufitu zwisa stalowa lina i zwoje kolorowych kabli. Przy drzwiach zawieszony litrowy słoik typu twist w uchwycie z drutu. Jakieś specjalne narzędzie? Rozruch silnika.
Drżenie i głośny hałas nad głową. Bardzo powoli odrywamy się od ziemi. Na pułapie pięciuset metrów lecimy na południowy wschód.
Płaski teren. Niezliczone jeziora, jeziorka, bagna i sterczące kikuty suchych drzew. Dopiero po półgodzinnym locie drzewa zaczynają się zielenić. Przelatujemy nad taflą Chantyjskiego jeziora. Wlatujemy w góry i skręcamy na wschód.
Łagodne, bardzo stare góry. Po czterdziestu minutach lotu majaczy pod nami jezioro. Helikopter zatacza duże koło i powoli schodzi w dół, prosto na kamienista plażę nad rzeką. Czekamy, aż łopaty przestaną wirować.

Slawek

Zdjęcia: Leszek, Maciek, Marek, Robert i Sławek


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


.


<< PowrótOceń artykuł >>

Autor Komentarz
Marek Budzianowski
Smutne, a jakze prawdziwy obraz rosyjskiej codziennosci bez braku zadnych perspektyw. Doskonaly zmysl obserwacji p. Slawka! Gratulacje!!!
Slawek
Bardzo dziękuję za przychylną ocenę niektórych zmysłów:-) Na rzece szło mi jakby gorzej. Kiedy lipienie żarły cos z powierzchni, Maciek od razu wiedział co, to takiego. Ja ślepiłem, ślepiłem i nic nie zaobserwowałem. No to nie wiem, co jest z tymi zmysłami....
Zygmunt Kułaj
Gratulacje.Masz pisarski talent i znakmomity zmysł obserwacji.Długo szukałem infoprmacji o Norylsku.Częściowo zaspokoiłeś moją ciekawośc.Częściowo,bo jeszcze nie wiem jak wygląda życie tego miasta w środku zimy.Pozdrawiam.
Robert Mróz
Tekst jest ciekawy, a choć na ten temat nie można powiedzieć wiele to autor doszczętnie wykorzystał informacje, które może i nie były do końca na temat(wszystkie).
Marcin Wojciechowski
To jest kompletne dno......., ale jest świetnym materiałem na papier toaletowy jak się to wszystko wydrukuje. Tyle tego jest i wszystko nie na temat. Ja bym lepiej napisał. pozdro dla tych ludzi co się męczyli i tylko sobie czas i zdrowie zmarnowali.
Twoja Stara
Dno i gorzej się tego określić nie da.
Twoja Stara
Dno i gorzej się tego określić nie da.

Galeria zdjęć
Spent
Email:
Haslo:
Zaloguj automatycznie
przy kazdej wizycie:
Zaloz konto
Gorące dyskusje
Na Forum
...Czy są jakieś
materiały?

Według mnie 2-gim,
niewątpliwie
ciekawym punktem
mogło by być
zapytanie : A jak
było na terenach
wschodnich, w...
Propozycje na naszywkę Forum FF

 [tally] 7

 [tally] 5

 [tally] 10

 [tally] 12

 [tally] 81

 [tally] 10

 [tally] 1

 [tally] 4

 [tally] 19

 [tally] 8

 [tally] 19

 [tally] 93

 [tally] 24

 [tally] 6

 [tally] 7
głosów: 306 więcej >>
Copyright © flyfishing.pl 2002
wykonanie focus