Po opowiedzeniu kilku dowcipów i załadowaniu bagaży wyruszyliśmy
z Obergrunstedt w Turyngii w kierunku autostrady wiodącej na północ, na Pomorze do Polski. Gdybyśmy skręcili teraz w lewo, bylibyśmy za pięć minut w ... radiu” – zażartował Roland przy wjeździe na autostradę, a zaraz potem pedały gazu jakby same parły do dechy i wydawało się, że samochodom jest równie spieszno nad Drawę jak nam.
I tak pędziliśmy kilometr za kilometrem w kierunku wschodu słońca, pozostawiając za sobą na autostradzie skrzyżowanie za skrzyżowaniem. Za Berlinem, na jednym z parkingów, nasza kolumna samochodów powiększyła się z 4 do 5, ponieważ dwaj zapaleni muszkarze z Berlina także chcieli poznać tereny wędkarskie nad Drawą. Tak oto nasza grupa osiągnęła swój końcowy stan liczbowy w ilości dwunastu osób, wśród których były także dwie kobiety.
Po przekroczeniu granicy zarządzono przerwę na tankowanie. Po wypiciu wzmacniającej kawy jechaliśmy dalej, mijając po drodze Szczecin i zbliżając się do Drawy poprzez malownicze pomorskie wsie. W Drawnie, małej wsi leżącej bezpośrednio nad rzeką Drawą, wykupiliśmy jeszcze szybko potrzebne licencje wędkarskie i wreszcie mogliśmy sie udać do naszego upragnionego celu. Jeszcze tylko wzdłuż kilku kilometrów, aż do małej wioski Barnimie, mogliśmy chłonąć obraz bajecznie pięknych, pozostawionych naturze wód. Przenikliwy gwizd zimorodka, taniec tuzinów stalowobłękitnych i zielonych ważek uzmysłowił nam, że znajdowaliśmy się w przyrodniczym raju. Roland naprawdę nie obiecał nam zbyt wiele. Chwilę później przybyliśmy na miejsce rozbicia naszych namiotów: wśród wspaniałego krajobrazu, w środku lasu, nad samą rzeką Drawą. Wypiliśmy kilka łyków z brązowych flaszek, zamykanych jak dawne butelki do piwa na kabłączek, zjedliśmy co nieco, rozbiliśmy nasze namioty,”wyelegantowaliśmy się” i zarzuciliśmy wędki. Było dokładnie tak, jak to jest opisane przez Rolanda w „Fliegenfischer”* - dziki krajobraz, w którym przyroda jest taka, jaka być powinna. Opisywanie krajobrazu w tym miejscu byłoby bezcelowe, bo nawet dobry fotograf zapewne nie byłby w stanie nawet
w przybliżeniu oddać nastroju na zdjęciu. Coś takiego trzeba po prostu samemu widzieć i przeżyć !
Drawa jest wielkością zbliżona do Saale, jednak przez to, że pozostawiona została swemu naturalnemu biegowi jest dużo piękniejsza oraz można w niej w wędkarskich spodniach wygodnie brodzić. Ryby, prawie w 70% lipienie i pstrągi nie kazały na siebie długo czekać. Tylko u Christian’a, mojego brata Michael’a i u mnie nie za bardzo brały. O zmroku jednak, gdy zaczęło się wieczorne żerowanie, sytuacja się u mnie zmieniła. Wyborny lipień złapał się na muchę! Nie był zbyt duży, ale za to pięknie ubarwiony.
Po zachodzie słońca przyroda nad Drawą ukazała nam swą negatywną stronę: komary, komary, komary. A te były tak samo dzikie jak pstrągi i lipienie. Ja, który wśród komarów uchodzę za „insider’a” nie mogłem się przed nimi obronić. Nawet „Autan”** już nie pomagał. W szkole, gdy byliśmy pracowici dostawaliśmy „pszczółki”, komary nad Drawą zarobiły ich conajmniej tuzin. Mimo tego nie daliśmy się powstrzymać od rozpalenia ogniska
i rozkoszowaliśmy się romantycznością miejsca i chwili.
Na drugi dzień zrobiliśmy wycieczkę do Wałcza, dawniejszego Deutsch Krone, gdzie żył Hermann Löns, autor piszący o zwierzętach i przyrodzie. Jeśli wybierzecie się kiedykolwiek do tego rozmarzonego miasteczka obejrzyjcie koniecznie stary, historyczny budynek pocztowy z przepięknymi mozaikami, na których przedstawiona jest cała historia poczty !
W drodze powrotnej kupiliśmy mięso i inne składniki, które potrzebne są do gulaszu, bowiem obaj mieszkańcy Berlina zaprosili nas na porządną, fachowo przygotowaną kolację. René, nasz czołowy kucharz, przyrządził gulasz w przepyszny sposób w kociołku nad ogniskiem.
Następnego dnia Roland pokazał nam dalsze dwa miejsca na Drawie, które obiecywały sukces wędkarski i gdzie następnie wspólnie dokonaliśmy obfitych połowów.
Przed południem nadciągnęły z dala ciemne, burzowe chmury, było słychać grzmoty
i natychmiast zjawiły się komary, nasi uciążliwi przyjaciele, sprawjąc, że pierwsze łowisko stało się dla nas nieznośne.Po południu podążyliśmy zatem kilka kilometrów w dół rzeki do drugiego miejsca. Gdy tam przybyliśmy powitała nas muzyka i nakryte stoły. Urząd Parku Ochrony Przyrody zamienił małe pole namiotowe na czas weekendu w gospodę leśną,
aby tu świętować ze swoimi pracownikami swój dziesięcioletni jubileusz. Zaproszono i nas. Zadecydowaliśmy jednak, że najpierw zarzucimy wędki. Po zakończeniu łowienia poproszono nas, byśmy zajęli miejsca przy jednym z nakrytych stołów. Nie kazaliśmy się dwa razy prosić. Napełniliśmy nasze żołądki przepyszną pieczenią, szaszłykami i piwem.
Gdy powróciliśmy na nasze pole namiotowe spotkaliśmy znajomego Rolanda, polskiego muszkarza, który ze swoją rodziną również przyjechał nad Drawę na ryby.
Ostatnie, delikatne promienie słońca nadawały czar temu bezwietrznemu popołudniu. Ale Hans-Jörg, nasz specjalista od budowy plecionych wędzisk, nie potrafił usiedzieć w obozowisku. Z kilkoma przyjaciółmi poszedł jeszcze raz łowić z podchodu. W głębokim zakolu rzeki poczuł nagle potężne szarpnięcie, od którego zaćmiło mu się w oczach i dech zaparło w piersiach. Jego wędzisko wygięło się gwałtownie i niebezpiecznie do powierzchni wody... Przypon został zerwany! Pozostanie tajemnicą Drawy, jakiego gatunku ryba udzieliła Hans-Jörg’owi tej lekcji. Faktem jest, że w Drawie żyją nie tylko pstrągi i lipienie, ale również karpie, szczupaki, brzany do 6 kg; także łososie i pstrągi morskie zaliczają sią do tamtejszych gatunków ryb (!).
Ponowne zarybianie rzeki łososiem i pstrągiem morskim rozpoczęły odpowiedzialne za to organy Urzędu Ochrony Przyrody w 1990 roku, gdy jakość wód Drawy i jej wielu dopływów zbliżyła się do klasy I. Dziś łowi się tam co roku pstrągi morskie do 8 kg i łososie o jeszcze wyższej wadze.
Nie można pominąć milczeniem także tego, że w naturalnym rezerwacie przyrody nad Drawą istnieje cała mnogość rzadkich, godnych podziwu gatunków roślin i zwierząt.
Gdzie u nas można spotkać żurawia albo całe mnóstwo bocianów ?! Wieczorem sidzieliśmy razem przy ognisku i rozmawialiśmy o tym, co przeżyliśmy, nie mogąc wyjść z podziwu nad przecudnym, naturalnym krajobrazem. Było dla nas jasne, że u nas zostało zbyt wiele nieodwracalnie zniszczone. Nasz ostani wieczór w Polsce pogrążył nas w zadumie.
W nocy przed naszym odjazdem była gwałtowna burza, podczas której zrobiło się dosyć niebezpiecznie. Namiot Hans-Jörg’a nie wytrzymał naporu mas wody. Gdy zrobiło się jasno śmialiśmy się naturalnie z tego głośno. Tylko Hans-Jörg nie widział w tym nic zabawnego.
Szczególne wrażenie na mnie, mieszkającym nad brzegiem potoku Linderbach, któremu to potokowi po takiej ulewie zwykle tylko kilka centymetrów brakuje do tego, aby zaczął płynąć prze nasz prawie 2 m wyżej położony ogród, zrobił fakt, że poziom wód Drawy się nie podniósł. Widać tu, jak przez samo tylko regulowanie naszych rzek już naruszyliśmy prawa natury.
W drodze powrotnej już na granicy zaczęły się korki i towarzyszyły nam aż do Obergrunstedt.
Ze swej strony mogę każdemu tylko polecić, aby wybrał się na ryby nad Drawę, a wróci do domu z wieloma nowymi wrażeniami. Gruby portfel jest niepotrzebny, aby tam przeżyć z wędką kilka pięknych dni.
Markus+Michael Ziese
klub muchowy "Ephemera Danica"
*) Dwumiesięcznik wydawany w Norymberdze, który utrzymuje się z artykułów
pisanych przez muszkarzy z całego świata
**) Środek przeciw ukąszenium komarów
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.