Dziewiątego lipca postanowiłem wybrać się nad jedną z ulubionych moich rzek Moraw – polsko – czeską Olzę (Olše). Wcześniej zaplanowałem odcinek rzeki powyżej miejscowości Vendryne, gdzie revir Olše 5p jest wyjątkowo malowniczy.
Niestety dzień zapowiadał się wyjątkowo upalny i już przed ósmą rano nad wodą było niemiłosiernie gorąco. Także stan wody, tego dnia był tak niski, że na wielu długich i głębokich płaniach, woda wcale nie płynęła. Jednak trzeba było sobie jakoś poradzić.
Ustawiłem się w ciekawym, zacienionym ścianami skalnymi wąwozie. Ciekawy wlew kończył się długą na kilkadziesiąt metrów płanią, której dno stanowiły poszarpane płyty skalne. Ostatnio łowiłem tu miesiąc temu. Wtedy płynęło trzy razy tyle wody.
Spojrzałem na płań i od razu zauważyłem stadko kleni, z których trzy największe mierzyły na pewno ponad pół metra, natomiast trzydziestaków, było kilkanaście. Ryby płynęły wolno pod prąd, na płyciźnie, pod przeciwległym brzegiem. Wyraźnie patrolowały teren, systematycznie zbierając z powierzchnie wody różne nie widoczne przeze mnie ciekawostki.
Na przyponie 0.08 zawiązałem malutką, czarną CDC, o szarym tułowiu. Podałem w kierunku zauważonych ryb, ale bez rezultatu. Dopiero nieco niżej, na długim sznurze udało mi się odpowiednio podać przed napływające stado. Natychmiast jeden z mniejszych kleni, cichutko zassał muszkę. Zacięcie i ogromny hałas. Salto w powietrzu i delikatnie podprowadzam rybę pod mój brzeg, uważając przy tym, aby nie zerwać cienkiego przyponu. Kleń ma 38 cm, a maleńka, zawiązana na dwudziestce muszka jest delikatnie zapięta za górną wargę. Za chwilę patrzę jak odpływa i przenoszę się na sam początek płani, gdzie woda ładnie szumi po wystających z wody grzebieniach piaskowców.
Zmieniam muchę na nieco większego quilla i dokładnie obławiam liczne bystrza. Szybko mam wyjście i pierwszy pstrążek wraca do rzeki. Trochę niżej dwa lipienie. Woda jest bardzo przejrzysta, więc dokładnie widzę każdy ich ruch. Podaję metr powyżej nich, jednak zmienna prędkość prądów powoduje efekt smużenia. Rzucam trochę poniżej ryb, tym razem mucha spływa idealnie. Od razu wyjście, ale niestety czuję, że zaciąłem za wcześnie, ale ryba siedzi. Najpierw idzie pod prąd, za chwilę podpływa pod powierzchnię wody i robi to co najbardziej lubię w walce z lipieniami – piękny ale bezgłośny wyskok. Podprowadzam lipienia trochę bliżej mnie, gdy następuje kolejny zryw ryby. widzę dokładnie jak stoi pod powierzchnią wody. Jest przepięknie ubarwiona, po sekundzie powoli opada w głąb. Wiedziałem, że za wcześnie zaciąłem.
Kilka kroków wyżej i widzę jak moje wcześniej wypatrzone dwa lipienie stoją dalej niewzruszone. Tym razem podaję im od tyłu, aby uniknąć smużenia. Udaje się to i już holuję następną rybę. Lipień jest trochę mniejszy od poprzedniego, ale i tak ma 30 cm. Robię mu zdjęcie i wypuszczam. Wracam znowu na „kleniowe” miejsce, na przyponie zostawiam quilla. Teraz na płani widzę nie tylko klenie, ale także błyski świnek, które na tym odcinku Olzy są liczne. Ponownie rzucam pod przeciwległy brzeg i pod zwisającymi gałęziami udaje mi się przechytrzyć kilka kleni. Wszystko w granicach 30 cm. Idą w dół rzeki, gdzie płań się wypłyca, na garbie, jak na dłoni widzę stojące lipienie, jednak nie duże. Woda jest tak niska, że płetwy grzbietowe ryb niemal nie wystają nad powierzchnię. Dalej koryto się zwęża i znowu pogłębia. Obławiam je także na suchą muszkę. Mam dwa ładne wyjścia ale nie trafiam. Rzucam ponownie i mam brania. W jednym miejscu łowię kilka lipieni i pstrągów, ale niewielkich. Jest strasznie gorąco, robię przerwę.
Wieczorem ponownie jestem nad wodą, ale trochę niżej. Tym razem zakładam niewielkiego streamera – muddler imitujący śliza. Idę w dół i na dość krótkim sznurze obławiam wodę rzucając pod drugi brzeg i sprowadzam muchę łukiem do siebie. Brania są bardzo częste i pewne, ale biorą pstrągi około 25 cm. Aby uniknąć kłucia drobnicy, zakładam taką samą muchę ale większą i walczę dalej. W dwóch wlewach nic, ale trochę niżej widzę jak goni ładny. Niestety zawrócił. Daję mu trochę czasu, idę niżej. Tam mam dwa – 34 i 31 cm, wracam ponownie w to miejsce. Zaczyna się ściemniać. Przeprowadzam muchę tak samo. Znowu wyjście! Widzę! Jest piękny, ale nie atakuje. Kolejne kilka rzutów bez rezultatu. Kończę. Dość wrażeń na dziś. Może następnym razem się spotkamy?
Tekst i foto: Mikołaj Hassa
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.
Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.