|
Krzysztof, wszystko się zgadza. Optymalnym oczywiście byłoby łowienie tych ryb, które w danej wodzie występują, przez ich amatorów. Ale temat tego wątku przypomina mi strzelanie do zaskrońca, gdy znacznie bliżej czai się grzechotnik. Prawo na dzień dzisiejszy jest takie, że obowiązuje nas Ustawa o Rybactwie Śródlądowym, dalej RAPR i uzupełnia to wszystko Informator WKPiL. Towarzystwa działają ograniczone tymi przepisami i widzę, że dotąd robią w tym zakresie wiele dobrego. O zmianę statusu wody, czy dopuszczenie danych przynęt lub metod połowu mogą jedynie wnioskować i to raczej nie jako towarzystwa, tylko na drodze ZK - ZO - ZG, czli w strukturach PZW a nie towarzystw. Dopóki lokalni gospodarze wód, koła, towarzystwa, czy jak je tam zwał, nie będą posiadały pełnej autonomii na swoich wodach, takie zmiany nie będą możliwe, lub będą bardzo trudne.
Do tego dochodzą jeszcze dodatkowe czynniki jak np. Operaty Wodno-Prawne itp., które zmienić też nie jest łatwo. Dlatego też uważam, że owe grzechy to nie grzechy stowarzyszeń a raczej struktury PZW. Obserwuję działania wielu stowarzyszeń, w planach jest też założenie Towarzyswa Miłośników Dorzecza Nysy Kłodzkiej i działania tych ludzi oceniam w samych superlatywach. Być może gdyby prawo na to pozwalało, na ich wodach łowiłoby się miętusy i płocie. To są normalni, zaangażowani i porządni ludzie i robią co mogą w takim zakresie, w jakim mogą.
Pozdrawiam: Jacek
|