|
Ja to rozumiem, ale to nie wina STOWARZYSZEŃ biorących w opiekę fragmenty rzek sklasyfikowanych jako GÓRSKIE.
Pozdrawiam: Jacek
Masz rację, ale ja nie mam z tym nic wspólnego. W stowarzyszeniach panuje pewien nieoficjalny trend, który ma wpływ na decyzje tego czy innego okręgu. Zgodnie z tym trendem rodzą się tam pewne pomysły, wdrażane różnymi kanałami w życie.
Stowarzyszenia też lobbują takie a nie inne podejście w PZW. Stereotyp spławikowca - buraka, może doprowadzić do destrukcji społecznej wędkarstwa, poprzez panoszących się egoistów bez wyobraźni, którzy fizycznie pozbawiają miejsc do uprawiania hobby przez wielu wędkarzy. A egoizm jako taki nie ma przyszłości. Pytanie czy zagarnianie całego świata dla siebie jest w ogóle mądre i przyszłościowe. Ja uwżam, że dla maksymalizacji pożytku społecznego, należy umożliwić ludziom łowienie na metody które lubią, jednocześnie mądrze decydując o dopuszczonych przynętach, aby nie wpływało to znacząco na populację ryb szlachetnych, która jest dedykowana dla łowiących przynętami sztucznymi.
Ma to duże znaczenie dla miejscowej ludności, gdzie łowienie ryb w przepływającej przez wioskę rzeczce, jest często jedyną alternatywą spędzania wolnego czasu od siedzenia i plotkowania pod sklepem. Bardzo ważne z punktu widzenia interesów społecznych jest to, aby budować świat, w którym o ile to możliwe jak najmniej ludzi będzie łamało prawo. I wiadomo na przykład, że wprowadzenie zakazu kąpieli na przykład w całej gminie jest bezsensownym kryminalizowaniem społeczności lokalnej, gdzie zamordystyczne przepisy spychają ludzi do kąpieli nielegalnych. To jest też demoralizowanie ludzi poprzez stawianie ich pod ścianą lub zostawienie ich samym sobie. Ludzi wtedy mają świadomośc, że co by nie robili i tak łamią przepisy i powoli staje im się wszystko jedno kiedy łamią przepisy głupie a kiedy mądre - a to już jest problem bardzo poważny.
Ludzi nie wolno pozbawiać radości życia zgodnie z prawem, bo jeżeli życie zgodnie z prawem będzie zbyt szare, prowokuje się tylko ludzi do łamania prawa - a to jest demoralizacja. Jednym ze sposobów wprowadzania praworządności, poza państwem policyjnym, jest oczywiście dostarczenie ludziom legalnej rozrywki. Tak więc w przypadku łowisk które znam nie zmieniłoby się praktycznie nic, poza takim małym gównem, jakim jest poczucie legalności u tych ludzi. To jest bardzo ważne i jak powiedziałem nie tylko nie zagraża pstrągom, ale dodatkowo stanowi ekran chroniący przed masowym przerzucaniem się na spinning dotychczasowych łowców białorybu. Emeryci już raczej po spinera nie sięgną, ale ich wnuki już tak. Efektem tego wzrośnie presja na nielicznego pstrąga a zmaleje na pospolitą płoć. Płoci jest jednak więcej niż pstrągów, więc mając legalnych wędkarzy spławikowych i pieniądze od nich, zyskujemy jednocześnie kasę bez dodatkowej presji na ryby szlachetne. Nie mówiąc o uatrakcyjnieniu łowiska świnkami, certami itd.
A stowarzyszenia biorące w opiekę fragmenty rzek sklasyfikowane jako górskie niech sobie robią co chcą. Gorzej z wizerunkiem nowoczesnych stowarzyszeń o zasięgu dorzecza, gdzie moim zdaniem trzeba zagospodarować całą mozaikę ichtiofaunistyczną i społeczną z całym dobrodziejstwem inwentarza i mądrze rozegrać koegzystncję zarówno różnych gatunków ryb jak i róznych rodzajów wędkarstwa, nie zaś czynić sobie z tej mozaiki akwarium na ryby szlachetne.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek
|