| |
Zdecydowanie popieram zdanie mojego przedmówcy. Mogę sobie na to pozwolić, gdyż od 4 lat jestem dzierżawcą 20 ha jeziora na kaszubach. Od początku woda jest bardzo intensywnie zarybiana. Zyją tam piękne płocie, liny, karpie, szczupaki, okonie i rekordowe karasie (pierwszy próbny odłów dał nam ryby często przekraczające masę 1,5 kg). Później na wędkę łapano ryby tego gatunku o wadze pow 2kg!!!. Ale nie o tym chciałem. Od kilkunastu lat strażnik jeziora (mieszka nad samą wodą) obserwuje rodzinę wydr. To cudowne, i bardzo inteligentne zwierzaki. Początkowo obawiałem się konkurencji z ich strony, ale po tych czterech latach moge powiedzieć, ze ewentualne straty z ich powodu są znikome. Zwłaszcza porównując to z ze stratami wynikającymi z kłusowniczej działalności człowieka. Nie mówiąc juz o efektach tzw "racjonalnej gospodarki rybackiej", która to jest przykrywką dla wielu dzierżawców i włascicieli wód w Polsce.
Słusznie zauważył mój poprzednik, że staw hodowlany to nie naturalna rzecz, i wydry głupieją. Wówczas dochodzi do marnowania pożywienia. Na brzegach znaleźc można całe ryby, z odgryzioną głową. Mysle jednak, ze polskie rzeki nie pasują do tego przykładu, i nie ma co wyolbrzymiać problemu. W naturalnych warunkach przyroda doskonale radzi sobie w takich przypadkach.
Myśle, ze człowiek w większości swoich bardziej lub mniej "legalnych" działaniach, jest zdecydowanie większym zagrożeniem dla rybostanu w naszych wodach.
Pozdrawiam, T.
|