|
U nas system jest oparty o zarybienia.
Moim zdaniem PZW tego nie przeskoczy z kilku powodów, jednym z nich
jest to, że powstało aby
zarybiać, jak by przestało zarybiać to po co PZW?
Tak bardziej ogólnie - zarybienia opierają się na założeniu, że
przeżywalność wpuszczonego narybku
jest zbliżona do przeżywalności narybku dzikiego. Ten pogląd legł u
podstaw masowych zarybień
prowadzonych od XIX i XX w.: skoro w naturze największy ubytek
następuje między ikrą a wylęgiem,
to „przeskoczenie” tego etapu (najlepiej aż do narybku
jesiennego/wiosennego) miało dać efekt
znacznie lepszy do natury. Skoro w naturze z 1000 ziaren ikry uzyskuje się
ok. 30-80 sztuk narybku, a w hodowli z 1000 ziaren
ok. 800 sztuk, to na starcie masz ~10-20-krotnie więcej ryb w wodzie.
Logiczne i zrozumiałe.
Problem: nigdy realnie tego nie weryfikowano. Zawsze można było
stwierdzić, że „ryby w rzece są z
zarybień”. Każdy który zarybienia prowadzi powie, że ryby są z zarybienia i
i trudno mu nawet to
odbierać szczególnie, że czasem coś z zarybienia wychodzi.
Dopiero genetyka (śledzenie rodziców na poziomie DNA) pokazała co
innego:
- ryby z zarybień – zwłaszcza stare linie hodowlane – często nie dożywają
zimy;
- to, co przetrwa, jest nieliczne, a krzyżowanie z dzikimi nie zwiększa
produktywności wód – bywa
odwrotnie, obserwuje się spadek;
Przykład z Europy: Hiszpania. Po dekadach masowych zarybień
pstrągiem, analizy genetyczne
wykazały, że w rzekach praktycznie nie ma śladu po tych zarybieniach –
dzikie populacje nie zostały
trwale „wzmocnione”. Niektóre populacje w ogóle nie wchłonęły ryb z
zarybienia inne bardzo niewiele
(4%).
Link:
https://www.academia.edu/11148869/Low_stocking_incidence_in_brown
_trout_populations_from_nor
thwestern_Spain_monitored_by_LDH_5_diagnostic_marker?
Te dane znane są mniej więcej od lat 80. a od początku XXI w większość
krajów odchodzi od
zarybień, tak przynajmniej piszą instytucje odpowiedzialne za zarybienia
w tych krajach. Nie w
Polsce, . U nas w 2004 r. na odwrót - wprost premiowano zasadę: „im
więcej zarybisz, tym więcej
punktów”. Dziś to trochę skorygowano, ale kult zarybień wciąż dominuje.
Państwo jako tako się wycofało, a PZW i byłe PGRy które historycznie
miały ośrodki, potrafiły
produkować narybek – i na tym zbudowano układ społeczny. PZW czy
inni użytkownicy mogą więc
wsypać rybę – to umieją. Nie są jednak w stanie prowadzić działań
habitatowych (ciągłość rzek,
przepływy ekologiczne, renaturyzacja, likwidacja barier) – to zadanie
państwa i tego nie ma.
Efekt? Trwamy przy zarybieniach, bo „nic innego nie zostaje” może oprócz
NO KILL, które z
narzędzia często staje się celem samym w sobie. Miks NO KILL +
zarybienia ma rzekomo „zrobić
pełno ryb”, ale to stoi na błędnych założeniach.
Jeśli by natomiast w Polsce odchodzić od zarybień, to układ na jakim
oparto gospodarkę rybacką w
III RP się sypie, więc nie ma obaw nikt w Polsce z zarybień nie zrezygnuje -
nawet jeśli w około
wszyscy od zarybień odchodzą.
Pomyśl, co Marszałek, Wody Polskie miały by kontrolować jak nie
zarybienia? Ja szczerze mówiąc
nie wiem zarybienia będą
choćby ryb nie było - taki mamy klimat.
Pozdr Maciej
|