|
to czy czegoś jest dużo czy mało to zawsze kwestia porównawcza.
tuż przed wojną połowy morskie, wszystkie, wynosiły ok 25 tyś ton. Do tego dochodził import ok. 90 tys ton
(cześć to była reeksport) Takie spożycie ryb szacował późniejszy wiceminister F. Lubecki pisząc w 1945 list do
Osóbki Morawskiego i Edward Bertolda (ilościowo/gatunkowo niecałe 3 kg, głównie śledzie)).
Jak to wszystko się pododaje czyli ryby z jezior, rzek i stawów i te morskie to i tak da to trochę ponad 3,5 kg na
głowę. W tym czasie spożycie tylko ryb morskich w Niemczech wyniosło 9 kg, w Anglii przekraczało 10 kg.
(przy 69 mln ludności w Rzeszy daje to 690 tys.). Do tego dochodziły połowy ryb słodkowodnych, te w Prusach
przewyższały połowy przedwojennej Polski.
Natomiast rzeczywiście w przedwojennej Polsce było dużo stawów. Niemcy szacowali, że tylko stawy w GG
posiadają powierzchnię równą połowie powierzchni stawów w Rzeszy. Mowa tu o Rzeszy po 1939 r (czyli z
włączonymi ziemiami, Czech, Austrii czy zachodniej i północnej Polski.
Jednym słowem Karp po żydowsku to nie przypadek.
W rybołówstwie Polska nigdy potęgą nie była.
Mówiąc inaczej Polacy specjalnie ryb nie jedli, nawet jeśli pominie się kwestie kulturowo religijne a na spożycie
popatrzy się bardziej ogólnie.
Pozdrawiam,
Maciej
|