|
"Kwestionuję co innego, po pierwsze oderwanie nakładów na zarybienia od wartości pozyskiwanych ryb.
Uważam, że owszem prowadząc racjonalną gospodarkę można w krótkim okresie czasu ponosić znacznie
większe nakłady na zarybienia niż wartość wyławianych ryb.
Np wspomagamy dany gatunek zarybieniami, stosujemy maksymalne dawki zarybieniowe, w celu odtworzenia
jego populacji. Sytuacja taka nie może jednak trwać wiecznie, po pewnym czasie zarybienia powinny ustać
lub zostać znacząco ograniczone. Kontynuacja dużych nakładów niczemu po prostu nie będzie służyła, wraz
ze wzrostem populacji danego gatunku, efektywność zarybień będzie spadać. Więc po co ładować w to
pieniądze?"
Widząc że efektywność jest niższa (znacznie) od długiego już czasu dalsze brnięcie w takie rozwiązanie jest
"topieniem" kasy w wodę. Podobnie jak działania RZGW w "utrzymaniu" rzek. Rozsądni twórcy takich
projektów powinni natychmiast zaprzestać takich działań i podjąć inne sprawdzajace sie rozwiązania. Choćby
"ładowanie kasy" w odtworzenie naturalnych tarlisk (przykład Józefa Jeleńskiego, Raby). Koszty podobne a
wyniki .... po latach do sprawdzenia.
Ale może wymienione na początku działania są komuś potrzebne? W myśl starej zasady "szanuj prace bo za
chwilę możesz jej nie mieć". Czyt. rób najmniej, udawaj że wszystko jest ok aby praca ciagle była ....
nieskończona.
|